Ludzie są starzy, zmęczeni. Trochę głodni, zagubieni,
schorowani i biedni. Przed ośrodkiem informacyjnym Fundacji Polsko-Niemieckiej
Pojednanie (Warszawa, ul. Wspólna 30) jak każdego dnia od wczesnych
godzin porannych ustawia się kolejka.
Od 12 marca dla najstarszych ofiar pracy niewolniczej
i przymusowej na rzecz III Rzeszy wysyłane są zaliczki w wysokości
1400 zł. Pieniądze otrzyma około 70000 poszkodowanych, którzy urodzili
się przed dniem 31 stycznia 1921 r.
W kolejce
Mieszkanka Rawy Mazowieckiej: - Moja mama ma 86 lat i schizofrenię,
więc ja przyjechałam, a właściwie przywiózł mnie syn. Mama pochodzi
z Rędzin koło Częstochowy, ale teraz mieszka ze mną, w Rawie. Wywieźli
ją w 1941 r. do Niemiec na roboty. Tam na jej oczach zabita została
jej koleżanka. Po kilku latach od powrotu zapadła na schizofrenię.
Wciąż myśli, że trwa wojna i że Niemcy ludzi żywcem zakopują. Po
każdym pogrzebie chce iść na cmentarz, żeby nieboszczyka odkopać.
Siłą trzeba ją w domu trzymać.
Mówię do mamy: - Wszyscy starają się, to i my pozbieramy
dokumenty, przecież na same leki tyle pieniędzy się wydaje. A do
tej pory nic nie dostałaś, może choć teraz coś dadzą.
* * *
- Ani wejść ani wyjść, taki tumult -
skarży się wdowa z numerkiem 178. Słyszała, że od wczoraj
dają zaliczki, ale nie wie, czy jej, jako sukcesorce coś wypłacą.
Mąż aresztowany podczas łapanki, uwięziony został najpierw na Pawiaku,
a potem wysłany do obozu pracy. Wdowa wypełniła czerwoną deklarację,
przyniosła po mężu wszystkie papiery i czeka cierpliwie na swoją
kolejkę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
* * *
Reklama
- Mąż na wózku, a ja za męża jestem - mówi starsza pani. Panu N., robotnikowi u "bauera", dopiero rok temu żona skompletowała dokumenty. Miłe panie z Fundacji - opowiada - cierpliwie tłumaczą do kogo iść i gdzie pisać. Syn gospodarza odpisał od razu, że pamięta pana N., który u nich pracował. I tak szczęśliwie się złożyło, że pan N. już dwa razy dostał zapomogę, najpierw 400, a potem 200 złotych.
* * *
- Nie chodź - prosił dziadek, który skończył 89 lat. Jednak wnuczka go przekonała, że to są pieniądze, które mu się należą i w zastępstwie dziadka przyszła do Fundacji. Przeraził ją tłum w kolejce, ale poczeka, ma czas. Dziadek był przecież w obozie, pracował w fabryce.
* * *
Sprawy ojca załatwiała córka. Tata, mieszkaniec Pogorzeli k.
Siedlec swojej wioski już nie opuszcza. Za to wszystko dobrze pamięta:
kiedy go wywieźli i którym transportem z ul. Skaryszewskiej i w jakiej
miejscowości była huta, w której pracował. Nawet smak polewki z brukwi
do dziś ma w ustach. Pamięta też, że temperatura na piecu dochodziła
do 1600 st. C., a wieczorami cerował przepalone od gorąca spodnie.
Zebrane papiery są w porządku.
- Dadzą te 1400 złotych, czy nie - zastanawia się córka.
Gdyby przyznali, to ojciec trochę da wnukom, a resztę sobie zostawi.
Czas przecież by garnitur do trumny sobie sprawił.
* * *
Reklama
Urodzona w Grodnie pani Wanda, szła na tajne komplety, gdy Niemcy ją złapali i wywieźli do Prus Wschodnich. U tamtejszych gospodarzy pracowała aż do wyzwolenia. O wyzwoleniu przez Rosjan mówić nie będzie, tylko łzy otrze na wspomnienie tamtych dni. Opowie za to, jak "swoją" Niemkę odnalazła. W 1966 r. powiedziała teściowej, że pokaże jej miejsce, gdzie była wywieziona. Pojechały obie za Olsztyn, a potem dalej siedem kilometrów na Wschód, ale we wsi nie było już nikogo, wszyscy wyjechali do Niemiec. Ostała się tylko sąsiadka - frau Wisniewsky. - To ja, mała Wanda, to ja u Juniczki pracowałam. Pani Wanda nadziwić się nie mogła, że Wandzia przeżyła i tu przyjechała, i o swoją Niemkę dopytuje. Nie minęły dwa tygodnie, a list z Rostocku nadchodzi, a w nim zaproszenie, by Wandzia koniecznie przyjechała. - I pojechałam - mówi pani Wanda, która złego słowa na swoją gospodynię nie powie.
* * *
- Czy coś dostanę? - dopytuje się staruszka, która przyjechała
do warszawy aż z Żychlina. Pracowała u Niemca przez pięć lat na folwarku
koło Łowicza. Staruszka kończy w maju 78 lat, emeryturę ma niewielką,
rolniczą. Pieniądze z Fundacji przydałyby się, ale czy dostanie?
Raz już jej dali - jednorazowo 60 zł i dokładają co miesiąc po pięć
złotych.
- Na trzy chlebki - wylicza sąsiad z kolejki.
- Na dwa i pół chlebka - poprawia go żona.
* * *
Reklama
- Wypłata świadczeń jest mocno spóźniona i nie satysfakcjonuje nas, więźniów obozów koncentracyjnych - mówi 87-letni więzień Gross-Rosen. Przez te wszystkie minione lata nie wracał do wspomnień, nie opowiadał co przeżył. Według niego książki opisujące przeżycia wojenne w obozach nie pokazują całej prawdy, bo pokazać jej nie sposób. Ludzie żyli w ciągłym napięciu i tylko czekali, z której strony podejdzie Niemiec i zastrzeli. Obozu koncentracyjnego nie da się z niczym porównać. Praca u bauera - to sielanka. Oni sami pracowali w zakładach Kruppa, oddalonych o trzy kilometry od obozu. Czasami gdy wracali z pracy, z daleka widzieli nagie trupy uciekinierów. Trzykrotnie kierowany do krematorium, cudem przeżył. A potem przyszło wyzwolenie, a wraz z nim wielkie rozczarowanie, pozorna wolność. Dzisiaj powie tylko tyle, że za cierpienia fizyczne i moralne nie ma żadnej rekompensaty. Nie można tego wycenić ani przeliczyć na pieniądze. Niebawem skończy 87 lat i nawet jeśli dostanie pieniądze, po co mu one?
* * *
W kolejce, jak to w kolejce, można porozmawiać. Najczęściej
o tym, co da się kupić za 1400 zł zaliczki.
- Coś się kupi, na pewno - mówi starszy pan, któremu
idzie 84 rok. Coś trwałego, żeby była pamiątka. Może kuchenkę gazową?
Albo nową termę elektryczną? I o tym też ludzie mówią, że marka spada.
Wczoraj była jeszcze 1.80, a ile będzie jutro? Może wtedy do ręki
jeszcze mniej dostaną?
- My starzy przywykliśmy do liczenia bilonu, ale złotówki
też potrafimy liczyć.
* * *
- Mam wrażenie, że w tej kolejce wciąż trwa II wojna światowa. O latach spędzonych w obozach, hutach, fabrykach, u bauerów przypominają zebrane z takim trudem dokumenty trzymane teraz kurczowo w foliowych torebkach. Niektórzy mają przy sobie jako jedyny dowód zdjęcia z tamtych lat. Są na nich młodzi, przystojni, bywa, że i uśmiechnięci.
Beneficjanci Fundacji
Beneficjanci Fundacji - jak tutaj nazywają poszkodowanych -
obsługiwani są w trzynastu stanowiskach. Z ośmiu do jedenastu wzrosła
też liczba stanowisk, przy których pod numerem (0-22) 629-73-35 pracownicy
sekcji telefonicznej udzielają informacji. Ośrodek przyjmuje od 8.00
do 18.00. Każdego dnia obsługuje się około 400 beneficjentów.
Osoby uprawnione do otrzymania świadczenia, które nie
występowały wcześniej o przyznanie pomocy z Fundacji bądź gdy nie
uzyskały takiej pomocy z uwagi na brak dokumentów potwierdzających
prześladowania, zobowiązane będą do dołączenia dokumentów potwierdzających
represje nazistowskie oraz kopii dowodu osobistego. Dokumenty te
mogą dołączyć do wniosków po 11 kwietnia.
W przypadku gdy osoba uprawniona do uzyskania świadczenia
zmarła w dniu 16 lutego 1999 r., lub później, uprawnionymi do uzyskania
świadczenia w równych częściach są żyjący współmałżonek oraz żyjące
dzieci. Jeżeli od żadnej z tych osób nie wpłynie wniosek, do ubiegania
się o świadczenie uprawnione są wnuki osoby poszkodowanej. Jeśli
i od nich nie wpłynie wniosek, ubiegać się może rodzeństwo poszkodowanego.
W ostatniej kolejności do ubiegania się o świadczenie uprawnieni
są spadkobiercy wymienieni w testamencie.
Jeńcy wojenni nie będą uprawnieni do otrzymania świadczenia.
Wyjątek stanowią osoby, które zostały zwolnione ze stalagu jako tzw.
Zivilarbeiter.