Przed nami święta - dni szczególnego pokuszenia. W tym czasie
bowiem publiczne i komercyjne stacje telewizyjne będą się prześcigały
w zdobywaniu widzów filmowymi arcydziełami, dobrą rozrywką i byle
jaką szmirą. Zapewne wiele będzie programów wartych oglądnięcia i
filmów, które szkoda przegapić. Pewnie będą i tacy, którzy kolorowym
długopisem pozakreślają wybrane programy tak, by w ciągu dnia nie
pozostała żadna nie zagospodarowana przez telewizor luka. Być może
znajdą się i tacy, którzy przy telewizorze będą się budzić i zasypiać;
tacy, którzy zapomną, iż trzymane w ręku piloty mają nie tylko guziki
do zmieniania kanałów, ale i taki, który pozwoli - choć na jakiś
czas - zrezygnować ze wszystkich. U progu Wielkiego Tygodnia dobrze
byłoby sobie o tym guziku przypomnieć.
Nie, nie chcę się tutaj kreować na wroga telewizji, mnie
samemu czasem zdarza się nagrywać na wideo jakiś film, który według
mnie wart jest tego zachodu. Zresztą walka z telewizją byłaby po
prostu walką z wiatrakami. Chodzi mi raczej o to, by sobie przypomnieć,
iż istnieje zapomniana już prawie cnota umiaru, że człowiek różni
się tym od czworonogów, że ma zdolność wyboru. Chodzi o ty, by sprawdzić,
czy nie uzależniliśmy się jeszcze od telewizora - tej gumy do żucia
dla oczu.
Ale to dopiero połowa drogi, bo przecież nie chodzi tu
o trening dla treningu czy o jakiś rodzaj duchowego masochizmu. Rzecz
idzie o coś o wiele bardziej fundamentalnego. Wielu z nas - i trzeba
się do tego przyznać szczerze - lepiej jest zorientowanych w emocjonalnych
problemach rodziny z Klanu niż swojej własnej, wielu z nas wie więcej
o ostatnich wydarzeniach w domu Wielkiego Brata niż o problemach
własnych dzieci. Rozpoczynający się dzisiaj czas to dobra okazja,
by nierzeczywistych, telewizyjnych bohaterów zaludniających nasze
życie zamienić na żywych i prawdziwych, że nie wspomnę już o Panu
Bogu, który szczególnie domaga się w tym czasie miejsca dla siebie.
Od kilku lat propagowana jest idea tzw. "białego tygodnia"
- czasu dobrowolnego wyrzekania się telewizji. Chodzi tu o tydzień
poświąteczny. Proponuję przedłużyć ten czas albo może przenieść z
tygodnia poświątecznego na tydzień przedświąteczny - Wielki Tydzień.
Dajmy w tym czasie odpocząć ekranowym bohaterom. Niech na kilka dni
bohaterami codzienności staną się Jezus, Maria, Szymon Piotr, własne
dziecko, matka czy mąż.
I nie bójmy się, że ci z telewizorów bez nas umrą. Nie
ma obawy, nie umrą. Są jak sztuczne kwiaty, które umrzeć nie mogą,
bo przecież nigdy nie były żywe.
A propos umierania... W piątek trzeba będzie iść na pogrzeb
- Jego pogrzeb...
Pomóż w rozwoju naszego portalu