Reklama

Polska

Pulikowski: Mam nadzieję, że wyjdzie to na dobre małżeństwom, że... Duch Święty sobie poradzi

W rodzinie kluczową rolę pełni więź małżeńska. A dla wielu małżeństw jest to bardzo duży problem – oceniają w wywiadzie dla KAI Jadwiga i Jacek Pulikowscy. Polscy audytorzy październikowego Synodu biskupów na temat rodziny wyrażają nadzieję, że wszystkie wcześniejsze obawy wobec tego wydarzenia okażą się niepotrzebne. "Mam nadzieję, że wyjdzie to na dobre małżeństwom i Kościołowi i że... Duch Święty sobie poradzi" – mówi Jacek Pulikowski.

[ TEMATY ]

synod

rozmowa

Synod o rodzinie

J. Pulikowski/oficjalna strona

Jadwiga i Jacek Pulikowscy

Jadwiga i Jacek Pulikowscy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KAI: Październikowy Synod Biskupów obradować będzie pod hasłem: "Powołanie i misja rodziny w Kościele i w świecie współczesnym". Jakie - w oczekiwaniu Państwa jako audytorów synodu - wino być jego podstawowe przesłanie?

Reklama

Jacek Pulikowski: Jan Paweł II mówił, że przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę. Z pewnością jest to najważniejszy teren działalności pastoralnej Kościoła. Widzimy jakie są owoce, gdy rodzina jest dobra. Bez trudu można też dostrzec owoce złego małżeństwa. Zarówno te dobre, jak i złe konsekwencje rozpowszechniają się równie szybko jak kręgi na wodzie: na dzieci, na ich małżeństwa, na znajomych itd. A te złe owoce, poranione postawy, mogą niszczyć, kolejne pokolenia.
Rodzina silna jest także kluczem do uratowania świata przed tymi zorganizowanymi siłami, które chcą go zniszczyć. Jak mówi dr Wanda Półtawska - człowiek jest zawsze poddany duchowi: albo Duchowi Świętemu, albo duchowi tego świata. Jeśli człowiek świadomie nie podda się Duchowi Świętemu, to nieświadomie ulegnie złemu duchowi, którym świat jest przesączony.
Zatem droga ocalenia idzie zdecydowanie poprzez sferę duchową człowieka oraz przez rodzinę. Warto zwrócić uwagę, że w rodzinie kluczową rolę pełni więź małżeńska. A dla wielu małżeństw jest to bardzo duży problem. Dla kobiety więź jest normalnym efektem zawarcia małżeństwa, a dla mężczyzny niekoniecznie. Mężczyzna pragnie budować dom dla rodziny, a budowanie więzi z żoną o wiele mniej go interesuje. Powiedziałbym, że mężczyzna musi wzbić się na znacznie wyższy poziom świadomości, żeby "zniżyć się" i uznać budowę relacji z żoną, za ważniejszą od budowy domu. Tymczasem budowanie więzi, relacji pomiędzy małżonkami, jest podstawowym elementem tworzenia i cementowania rodziny. Jan Paweł II powiedział wyraźnie że: "celem małżeństwa jest wspólna droga do świętości przez budowanie komunii osób na wzór komunii Osób Boskich". Niestety wielu z nas - zwłaszcza mężczyzn - w to nie wierzy. Zajmuje się działalnością na rzecz rodziny, nawet bardzo ofiarną, a jednocześnie nie dba dostatecznie o więzi z własną żoną. A brak więzi owocuje rozbiciem rodziny, brakiem dobrego wychowania dzieci, itd.
Pamiętajmy, że zdobywanie środków na utrzymanie rodziny jest dopiero na trzecim miejscu, w hierarchii wartości, jaką znajdujemy w adhortacji Jana Pawła II "Familiaris consortio". Pierwszym jest odpowiedzialność za życie poczęte. Niestety bardzo wielu mężczyzn całkowicie się z tego zwalnia. Drugim jest wychowanie. Faktycznie bardzo wielu mężczyzn jest z tego zwalnianych nawet przez żony: ty zarabiaj a ja zajmę się dziećmi. Dopiero na trzecim miejscu jest praca zawodowa, ale musi ona służyć, być podporządkowana wymogom życia rodzinnego. Na czwartym miejscu Jan Paweł II wymienia przykład dojrzałej postawy chrześcijańskiej.

- Jak można wzmocnić duszpasterstwo rodzin poprzez udział świeckich, jak ten proces miałby przebiegać?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Jadwiga: Fakt, że przez lata jeździliśmy wspólnie, całą rodziną, na wszelkie spotkania duszpasterskie czy rekolekcje, był wielką ku temu okazją. Przyjeżdżaliśmy więc w piąkę, razem z dziećmi. Okazywało się, że to, iż byliśmy razem, dla wielu było znacznie ważniejsze w sensie siły świadectwa, niż to, co mieliśmy do powiedzenia. Zresztą w jakiś sposób dzieci się w to wszystko znakomicie wpisywały. One kontrolowały o czym mówimy, przybiegały się przytulić i przypominały nam o tym, co jest najważniejsze.

- Jacek: Jeżeli ludzie uwierzą, że misją porządnych małżeństw jest nie ukrywanie tego światła pod korcem, lecz przekazywanie go innym poprzez pokazywanie, że są szczęśliwi, to świat będzie wyglądać inaczej. Od jakiegoś czasu kiedy pytają mnie "jak pana przedstawić?", odpowiadam: proszę powiedzieć, że jestem "szczęśliwym człowiekiem, szczęśliwym mężem, szczęśliwym ojcem i od niedawna szczęśliwym teściem, a czekam na to aż będę szczęśliwym dziadkiem".

Reklama

- Nie znaczy to, że nie mam żadnych problemów czy trosk, ale jestem szczęśliwy. Zresztą problemy są potrzebne do szczęścia. Tak, wspólne przezwyciężanie problemów bardzo pogłębia więź i czyni małżeństwo bardziej odpornym na zagrożenia. Naszą misją jest pozytywnie "prowokować", tak jak rozbili to pierwsi chrześcijanie. Ludzie mówili: "zobaczcie jak oni się kochają!" I tę siłę w naszym społeczeństwie można uruchomić. Trzeba tą ideą zarazić ruchy, stowarzyszenia, ludzi, którzy są bliżej Kościoła.

- Chyba też i parafie?

- Jacek: Jest jeszcze głowa parafii, od której wiele zależy, lecz która nie zawsze to czuje. Są jednak ludzie, skupieni w wielu wspólnotach, ruchach i stowarzyszeniach, którzy jeśli przyjmą do programu swego działania dawanie świadectwa o tym, że są szczęśliwi w małżeństwie, to ta infekcja będzie zaraźliwa. Inni odpowiedzą: chcemy tak samo!

- Jadwiga: Szczęśliwe są dzieci, które wyrosły w takich rodzinach i mogą to przekazywać dalej. Natomiast ci, którzy - nie z własnej winy - takiego szczęścia nie zaznali, mają szansę rozejrzeć się wokoło i taką rodzinę znaleźć. Kiedyś bp Stefanek opowiedział nam o kleryku, który na czwartym roku seminarium wystąpił zeń, aby wybrać życie rodzinne...

- Bo poznał dziewczynę, w której się zakochał?

- Jadwiga: Bynajmniej, pojechał w czasie wakacji na rekolekcje rodzin i - po raz pierwszy w życiu - spotkał tam zwykłe, bardzo szczęśliwe rodziny. To był przełom w jego życiu. Wcześniej nikt mu nie pokazał takiej szczęścia rodzinnego. Uciekł do seminarium, by nie zakładać rodziny. Jest to konkretny przykład, jak szczęśliwa rodzina może "zarażać" innych, jej świadectwo może mieć wielką siłę.

Reklama

- Jacek: Dobre małżeństwo jest dopiero początkiem odnowy. To małżeństwo musi mieć dzieci. Następną rzeczą do zrobienia jest budzenie radości z rodzicielstwa. Na widok kobiety w stanie błogosławionym zawsze natychmiast modlę się, odmawiam chociażby "Zdrowaśkę", nawet na ulicy. To pomysł mojej żony, która zaraziła tym całą rodzinę.
Niestety, tę radość rodzicielstwa czasem gaszą ludzie z otoczenia, bywa że nawet rodzice bądź teściowie. Pamiętam, długą rozmowę z zapłakaną kobietą z drugiego krańca Polski. Dramatycznym głosem wyznała, że jest w trzeciej ciąży. Staram się ją pocieszyć, mówiąc, że początki bywają trudne, ale z czasem dziecko zaakceptuje. Ona na to, że już zaakceptowała. Pomyślałem zatem, że chodzi o problem z mężem. Okazuje się, że nie. W końcu wydobywam z niej, że problemem są jej rodzice i teściowie, przerażeni możliwością narodzenia się kolejnego wnuka. Postanowili, że składają się solidarnie na... aborcję, wywierając presję w tym kierunku.

- Doświadczenie rodzin wielodzietnych jest takie, że im więcej dzieci, tym łatwiej jest je wychowywać.

- Jacek: Oczywiście. Większy jest psychiczny koszt wychowania jednego dziecka niż dwójki, większy dwójki niż trójki, większy wychowania trójki niż czwórki... Gdzieś wreszcie pojawia się granica psychiczna czy zdrowotna, która stanowi realną barierę. Każda para tę granicę musi ustalić niejako "na bieżąco", z jednej strony kierując się roztropnym namysłem, z drugiej wielkodusznością. Małżonkowie powinni rozeznać, jaka liczba dzieci dla ich małżeństwa i rodziny będzie optymalna.

- Niezrozumienie tego faktu powoduje, że tragicznie przedstawia się sprawa demografii w Polsce.

- Jacek: Ja jednak zachowuję optymizm, nawet taki z drugim dnem.

- Co to znaczy?

- Jacek: Ci którzy głoszą aborcję, ci, którzy głoszą egoistyczne singlowanie, wymrą bezpotomnie, oczywiście czyniąc szkody po drodze. Ale oni nie przekażą tych idei swoim dzieciom, gdyż ich nie mają. Natomiast ci, którzy w pokorze i w trudzie podjęli się wychowania większej gromadki, w demokratycznym systemie muszą wygrać... przez "przegłosowanie". Jest to kwestia kilku pokoleń.

- Czy nie jest Pan niepoprawnym optymistą?

Reklama

- Jacek: Pierwszy mechanizmem, który uruchamia aktywność człowieka jest tęsknota do wartości, o której zamarzył. Jeśli ludzie zaczną marzyć o dobrym małżeństwie i o licznej gromadzie dzieci, to współczesne trendy demograficzne tego nie zwyciężą. W Polsce musi się dokonać taka przemiana myślenia. Może to wspomóc wypowiedziana już obietnica 500 zł miesięcznie na każde dziecko, choć nie załatwi to wszystkiego. Może jednak odsunąć niektóre lęki.
Jeśli się podejmie skutecznie działanie otwierania serc i jeszcze wspomoże się to finansowo, to rzeczywiście może się dokonać radykalna odmiana. I w to ciągle - mam nadzieję, że nie do końca naiwnie - wierzę.

- Jesteście audytorami synodu. Jakie przesłanie chcecie tam wyrazić?

- Jacek: Nie jedziemy tam, aby wyrażać swoje przesłanie. Chcemy dzielić się naszym rodzinnym i zdobytym w poradni doświadczeniem i ewentualnie w razie potrzeby bronić prawdy, piękna i dobra. Mamy wolę bronić niewzruszonej nauki Kościoła i Bożych przykazań. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie rozdzierać szat jak Reytan. Będziemy chcieli używać zdobytej przez lata pracy z małżeństwami argumentacji, aby pokazać, że zadaniem Kościoła jest rozeznanie tego co obiektywnie dobre, a nie kreowanie jakiegoś "nowego dobra", w rodzaju Komunii św. dla osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach.

- Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

- Jacek: Cudzołóstwo jest cudzołóstwem. Jest to nienaruszalna zasada zawarta w Bożym przykazaniu. Chodzi także o szacunek dla tych ludzi, którzy dokonali innego wyboru. Człowiek taki odszedł od współmałżonka i w tym momencie świadomie złamał przysięgę. A jeśli wszedł w nowy związek, to od tego momentu sam zdecydował o tym, że rezygnuje z komunii świętej. Pedagogika nakazuje pozwolić mu ponosić konsekwencje tego wyboru.

- Ale pedagogika Ewangelii zakłada też powrót marnotrawnego syna?

Reklama

- Jacek: Niewątpliwie. On przecież może wrócić do żony. A jeśli zlikwidujemy mu wszystkie przykrości, to po co ma wracać do żony? Po co ma wracać do przykazań? Skoro zakopie mu się poprzeczkę pod ziemią, to nie będzie musiał do niej dorastać. A podstawowym źródłem szczęścia człowieka jest osobisty wzrost. Człowiek, który zostawił żonę i dzieci, poszedł do innej kobiety, degraduje się. Czy mamy się na to zgodzić, kierowani rzekomą dobrocią dla niego? Jeśli on ma wyrzuty sumienia, to my mielibyśmy je łagodzić przez mówienie: "w porządku, nie jest źle, możesz przystępować do Komunii św."?

- Miłosierdzie nie polega więc na łagodzeniu wyrzutów sumienia...

- Jacek: Gdyby miłosierdzie na tym polegało, to gdybym się uderzył młotkiem w palec, to Pan Bóg spowodowałby, żeby mnie nie bolało. A ma mnie boleć, abym uważał i po raz drugi nie zrobił tego samego. Pedagogia Boża jest taka, że człowiek ponosi konsekwencje swojego działania. A zwalnianie z tej odpowiedzialności jest antywychowaniem, jest antypedagogiką.

- Jadwiga: Jest też brakiem szacunku dla tej osoby, dla jej wyborów i decyzji. Człowiek podejmuje decyzje na całe życie. A wchodząc w nowy związek, świadomie rezygnuje z Eucharystii. Nie mamy prawa mu powiedzieć: a jednak możesz!

- Zapewne nie spodziewaliście się, że będziecie audytorami Synodu Biskupów, jedynymi z Polski. Jak do tego doszło?

- Jacek: W pewnym momencie, znienacka spytano nas, czy się zgodzimy. Odpowiedzieliśmy, że naszym zdaniem to nie jest najlepszy wybór i przedstawiliśmy listę przeciwwskazań. Ale mimo to wysunięto naszą kandydaturę. A jak Ojciec Święty nas zamianował, to już... klamka zapadła.

- Jak Państwo postrzegają pontyfikat Franciszka w kontekście rodziny?

- Jacek: Nie odważę się podsumowywać czy oceniać. Z pewnością nastąpiło jakieś ożywienie i zawsze może z tego wyniknąć dobro. Wierzę, że na zakończenie synodu wszyscy odetchniemy z ulgą, że wszystkie wcześniejsze obawy okażą się niepotrzebne. Mam nadzieję, że wyjdzie to na dobre małżeństwom i Kościołowi i że... Duch Święty sobie poradzi.

- Jadwiga: Tak więc - jak napisali polscy biskupi - do nadchodzącego synodu przygotowujemy się z wiarą, nadzieją i miłością.

2015-09-29 12:42

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Budzik do młodych: przyszłość Kościoła zaczyna się już dzisiaj

[ TEMATY ]

młodzi

synod

abp Stanisław Budzik

episkopat.pl

Nie jesteście w żadnej poczekalni, czekając na swój czas. Przyszłość Kościoła zaczyna się już dzisiaj - powiedział abp Stanisław Budzik. Metropolita lubelski przewodniczył Eucharystii dla uczestników I Synodu Młodych. Poprzez dwudniowe spotkanie, młodzież i duszpasterze, spróbują wypracować wspólne metody ewangelizacji.

W swojej homilii abp Budzik, prosił uczestników liturgii, aby nie myśleli o swoim życiu jakby dopiero miało się zacząć. - Nie jesteście w żadnej poczekalni, w jakimś międzyczasie, czekając na swój czas. Nikt nie może wam obiecać, że jutro nadejdzie. Przyszłość Kościoła zaczyna się już dzisiaj, zaczyna się od twojej decyzji – mówił.
CZYTAJ DALEJ

Medalistka igrzysk nie widzi na jedno oko. "W sporcie bogowie nie istnieją"

2024-11-19 07:05

[ TEMATY ]

Igrzyska Olimpijskie

Aleksandra Kałucka

wspinaczka sportowa

diament

Autorstwa Simon Legner (User:simon04) - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/

Aleksandra Kałucka

Aleksandra Kałucka

Aleksandra Kałucka, brązowa medalistka olimpijska we wspinaczce sportowej, przyznała w rozmowie z PAP, że w sporcie bogowie nie istnieją. Jak wskazała, nawet słynny jamajski sprinter Usain Bolt miał swoje ułomności, a ona sama od urodzenia musi się zmagać z dużą wadą wzroku.

"To takie trochę małe Boże Narodzenie" - oceniła 22-letnia Kałucka odbierając podczas gali olimpijskiej diament i obraz. To jedne z nagród, które otrzymała od PKOl za medal olimpijski z Paryża.
CZYTAJ DALEJ

Szopka bożonarodzeniowa 11-letniej Patrycji trafi na wystawę do Watykanu

2024-11-19 15:15

[ TEMATY ]

Sierpc

szopka bożonarodzeniowa

11‑letnia Patrycja

małe dzieło sztuki

Muzeum Wsi Mazowieckiej

Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu

Szopka bożonarodzeniowa wykonana przez 11-letnią Patrycję

Szopka bożonarodzeniowa wykonana przez 11-letnią Patrycję

W Watykanie zostanie zaprezentowana bożonarodzeniowa szopka autorstwa 11-letniej Patrycji. Uczennica Szkoły Podstawowej w Starym Gralewie została za nią nagrodzona w ubiegłym roku w konkursie „Szopka betlejemska. Małe dzieło sztuki” organizowanym przez Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu.

Wykonana m.in. z drewna, gałązek wierzbowych, słomy, mchu i szyszek bożonarodzeniowa szopka 11-letniej Patrycji znajdzie się na wystawie „100 Presepi in Vaticano”, którą zwiedzać będzie można od 8 grudnia 2024 r. do 6 stycznia 2025 r. w kolumnadzie Berniniego na placu św. Piotra - poinformowało sierpeckie Muzeum Wsi Mazowieckiej.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję