W niedzielę 23 czerwca w Osuchach podczas obchodów 59. rocznicy bitwy pod tą miejscowością w części artystycznej odbył się koncert Tomka Kamińskiego. Entuzjastycznie przyjętego przez publiczność artystę poprosiłam o chwilę rozmowy.
Anna Maciukiewicz: - Grasz ze swoim zespołem bardzo dużo koncertów, wszędzie jesteś owacyjnie przyjmowany. Jak odbierasz publiczność z dzisiejszego koncertu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tomek Kamiński: - Tak jak publiczność odbierała mnie. Było to przyjazne spotkanie, takich ludzi, którzy się nie znali, ale mam nadzieję, że się polubili. To, jak państwo reagowaliście na moje piosenki, na nasze granie, na to, co mówiłem, na osobowości moich kolegów z zespołu, wskazywało, że polubiliście nas, my Was również i to było czuć. Często nazywam swoje koncerty spotkaniami, bo przecież jest to spotkanie ludzi, ludzie w ten sposób się poznają. Państwo mnie poznajecie, ja Was, od Was uczę się wielu wspaniałych rzeczy.
- Podczas tych spotkań, jak mówisz, przekazujesz głębokie treści z niesamowitą energią, i to, moim zdaniem, jest nie tylko śpiewanie, ale pewnego rodzaju ewangelizacja.
- Owszem na pewno, to nie jest tylko śpiewanie piosenek, bo ja rzeczywiście poruszam ważne dla mnie rzeczy. Śpiewam o tym, że jestem chrześcijaninem, że jestem katolikiem, że jestem mężem, że jestem ojcem i to tak naprawdę jest dla mnie najważniejsze. Tylko jeśli mówimy o ewangelizacji, to trzeba wiedzieć, że jest ona również w drugą stronę. Ja uczę się od Państwa wielu wspaniałych rzeczy, bo to Wy jesteście bardziej ode mnie wierzący, bardziej religijni, bardziej piękni, bardziej pełni miłości i możemy ewentualnie mówić o jakimś wspólnym ewangelizowaniu, wspólnym słuchaniu Słowa Bożego. Tak naprawdę w swoich piosenkach nie piszę nic nowego, ponieważ dotyczą one treści, które wcześniej zapisane zostały Piśmie Świętym. Najpierw pisałem dla siebie i nigdy nie przypuszczałem, że to może komuś się podobać. Tym bardziej miło mi, jeśli ludzie chcą tego słuchać i obdarzać mnie przy tym swoją sympatią.
Reklama
- Myślę, że na tę sympatię bardzo duży wpływ ma osobowość artysty, to, jakim on jest człowiekiem, co z niego emanuje? W Twoim przypadku nie jest to jakaś poza, nie jesteś zmanierowany popularnością, a przecież jesteś osoba popularną.
- Nie patrzę na to w taki sposób. Być może niektóre moje piosenki są znane, natomiast ja nigdy nie czułem się gwiazdą, nigdy nie czułem się osobą robiąca coś szczególnego. Ja po prostu jestem świadkiem Jezusa Chrystusa, przede wszystkim jestem ojcem, jestem mężem, tak jak powiedziałem, jestem katolikiem, który świadczy o tym odważnie. Chociaż nie zawsze tak było, nie zawsze miałem w sobie tę odwagę. Jestem muzykiem, ponieważ jest to mój zawód. Nigdy w życiu nie uważałem, że robię coś specjalnego. Można być świadkiem Jezusa, będąc strażakiem, żołnierzem... czy prowadząc jakąś inną działalność. Ja akurat robię to, co umiem. Jeśli mogę tak nieskromnie powiedzieć, umiem grać, umiem śpiewać i to jest mój zawód. Jestem normalnym człowiekiem i nie ma to nic wspólnego z jakąś przesadną religijnością ani skrajną dewocją czy też z drugiej strony "luzactwem". Realizuję swoje najważniejsze powołanie do życia w rodzinie, kocham ją, co jak sądzę jest obowiązkiem każdego chrześcijanina.
- A jak się to stało, że zacząłeś grać muzykę określaną mianem chrześcijańskiej, przepełnioną pragnieniem bycia świadkiem?
- Myślę, że jest tak dlatego, że dosyć późno nauczyłem się odwagi mówienia o wierze głośno. Jeszcze 5, 6, 7 lat temu, gdybyś mnie zapytała o to, jak wygląda moja wiara, to bym ci odpowiedział: "Wiesz, jestem człowiekiem wierzącym, jestem katolikiem, wychowanym w rodzinie katolickiej", natomiast jakoś trudno byłoby mi o tym rozmawiać. I myślę, że chyba dlatego, iż odwagi nauczyłem się dość późno, teraz nadszedł dla mnie okres nadrabiania właśnie tamtej "letniości".
- Czy był taki moment zwrotny w Twoim życiu, który sprawił, ze chciałeś być tym "gorącym" świadkiem Pana Boga?
- Nie, na szczęście nie było takiego momentu. Wyczuwam, że masz na myśli jakiś spektakularny upadek. Na szczęście go nie było, owszem zdarzały mi się odejścia od Pana Boga, tak jak każdemu człowiekowi, odchodziłem i wracałem. W moim życiu były takie momenty, że chciałbym o nich zapomnieć i do nich nie wracać. Natomiast, jak to się stało, że zacząłem uczyć się odwagi - nie wiem, trzeba by było zapytać o to Ducha Świętego, który ma swoją drogę dotarcia do każdego człowieka, na każdego człowieka ma swój sposób. To On właśnie w określonym dniu i godzinie znalazł na mnie sposób. Myślę, że takim momentem, sprawdzianem, było dla mnie napisanie tekstu Ty tylko mnie poprowadź. Napisałem ten tekst, tak zdeklarowany, tak mocny, i zauważyłem, że coś muszę z tym swoim dotychczasowym życiu zmienić. Odszedłem z zespołu "Nocna zmiana bluesa", była to trudna decyzja, ale jedyna możliwa, aby pozostać w zgodzie z sobą, z tym, co czuję i myślę.
- Jesteś w trakcie nagrywania już trzeciej płyty, kiedy możemy się jej spodziewać?
- Mam nadzieję, że pod koniec lata, może na początku jesieni. Sfinalizowanie tego przedsięwzięcia wiąże się z pewnym wysiłkiem finansowym, ponieważ chcę tę płytę wydać samodzielnie. Nie chcę, aby ona była uzależniona od jakiegokolwiek sponsora. Wierzę, że uda mi się ten zamysł zrealizować.
- Życzę realizacji Twoich planów i dziękuję za rozmowę.