Od 40 lat siostry ze Zgromadzenia Najświętszej Rodziny z Nazaretu mają swój klasztor w Lublinie. Przez codzienną modlitwę i pracę w dwóch domach: na Czwartku, gdzie prowadzą Niepubliczne Przedszkole im. bł. Franciszki Siedliskiej i przy ul. Chmielewskiego, w placówce Caritas, służą rodzinie. Przypominają światu, że w prostocie Nazaretu, przesiąkniętego Bożą obecnością, ukryta jest tajemnica szczęśliwego życia.
Spełnione marzenie
Zgromadzenie zrodziło się z pragnienia serca Franciszki Siedliskiej, by służyć Bogu. Założycielka nazaretanek pochodziła z Mazowsza, urodziła się w 1842 r. w rodzinie szlacheckiej. – Była zamożną panienką ze dworu, ale w jej rodzinie nie wszystko dobrze się układało. Ojciec był antyklerykałem, który wolał widzieć córkę na marach, niż w zakonie, a matka bardziej zajmowała się swoimi migrenami niż wychowaniem dzieci – mówi s. Ruth. Jak podkreśla, Franciszka od I Komunii św. zachowała w sercu głęboką wiarę i pobożność. Myśl o życiu zakonnym, w którym upatrywała wolę Bożą, mimo trudnej sytuacji rodzinnej i społeczno-politycznej (czas zaborów) i poważnych chorób, towarzyszyła jej przez całą młodość. Walczyła o powołanie, na które mogła odpowiedzieć dopiero po śmierci ojca, któremu wymodliła nawrócenie. Z jednej strony ograniczenia stawiane przez zaborców, a z drugiej pragnienie doskonałej realizacji powołania, zawiodły Franciszkę do Rzymu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Z błogosławieństwem Ojca Świętego Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza, bo takie przyjęła zakonne imię, powołała nowe zgromadzenie, stawiając siostrom za cel szerzenie Królestwa Bożej Miłości wśród siebie i innych przez naśladowanie Jezusa, Maryi i Józefa oraz całkowite oddanie się służbie dla Kościoła, szczególnie misji względem rodziny. – Czas po powstaniu styczniowym był czasem silnych kobiet, które odkrywały nowe możliwości działania w Kościele i w Ojczyźnie. Nasza założycielka była przekonana, że tylko przez odnowę moralną i duchową jednostki może odrodzić się Polska; to odrodzenie szło przez człowieka, dom, rodzinę – opowiada s. Ruth. – Jej apostolską ideą było zaszczepienie Królestwa Bożego w sercu każdego człowieka i troska o jego rozwój. Założycielka mawiała, że nasz Nazaret ma być w Kościele jak strażnica tam, gdzie się pali, że ma wypatrywać, jakie są aktualne potrzeby i im zaradzać. Widziała sens w dawaniu siebie innym, była otwarta na natchnienia Ducha Świętego, ukierunkowana na pełnienie woli Bożej i niezwykle konsekwentna. Nie tworzyła wielkich programów społecznych, ale w wielkim zaufaniu odpowiadała Bogu jak Maryja: „Niech mi się stanie według Twego słowa” – podkreśla s. Marta.
Owoce Nazaretu
Reklama
Ukazując postać matki Franciszki Siedliskiej, nazaretanki wspominają o jej wyjeździe do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Została poproszona przez księży zmartwychwstańców o przysłanie sióstr do pomocy imigrantom z Polski, nieznającym języka, bezradnym, do uczenia dzieci w szkółkach przy parafiach. Choć w zgromadzeniu były wówczas tylko 22 siostry, połowę z nich zawiozła za ocean. – Nazaretanki szybko zadomowiły się w USA, z czasem rozrosły w 5 prowincji. Wzbogacone licznymi powołaniami zakładały ochronki, sierocińce, własne szkoły, akademie, szpitale. Z czasem do pomocy w prowadzeniu tych dzieł wyjeżdżały siostry z Polski, ale i Amerykanki przyjeżdżały do Europy, by uczyć angielskiego w naszych szkołach – opowiadają siostry. Na ziemiach polskich, jeszcze przed odzyskaniem niepodległości, nazaretanki osiedliły się w Krakowie, Lwowie, Wadowicach, później w Wilnie, Grodnie, Częstochowie, Kaliszu, Warszawie. Miały też swój lubelski epizod, gdy na prośbę ks. Idziego Radziszewskiego zaczęły prowadzić przy ul. Niecałej akademik dla studentek, jednak z powodu trudności lokalowych musiały z tej pracy zrezygnować. Do II wojny światowej zgromadzenie bardzo mocno rozwinęło działalność edukacyjną i opiekuńczo-wychowawczą, prowadząc liczne ochronki, szkoły i internaty. – Ostatnio byłam w Warszawie na pogrzebie naszej maturzystki z 1949 r. Kilka dni później zadzwonił do mnie jej mąż, 94-letni staruszek, by podziękować za obecność na pogrzebie, a przede wszystkim za to, że „Nazaret wychował mu taką dobrą żonę” – dzieli się siostra Ruth.
Po wojnie, wskutek zmiany granic, siostry straciły placówki w Wilnie, Stryju, Równem, Grodnie i Nowogródku, a później komunistyczny rząd odebrał im niemal wszystkie szkoły, internaty, ochronki. – W czasach PRL zachowałyśmy jedynie liceum w Warszawie, jedną z 10 szkół zakonnych, jakim pozwolono istnieć w ówczesnej Polsce. W Łukowie, w 1951 r. zabrano nam dom dziecka dla chłopców, a przysłano chłopców niepełnosprawnych intelektualnie; zakład obecnie funkcjonuje jako DPS. W latach 60. i 70. XX wieku przyjeżdżali do niego na praktyki studenci pedagogiki KUL, by uczyć się wprowadzanych przez nasze siostry nowoczesnych, jak na tamte czasy, metod pracy z osobami z niepełnosprawnością intelektualną – opowiada s. Ruth. – Chłopcy bardzo usamodzielniali się przez te zajęcia, pomagali w gospodarstwie, szyli pantofle. Mieli ogromną satysfakcję, że potrafią coś zrobić; wdzięczność wyrażali szczerym uśmiechem i bezinteresowną miłością – dopowiada s. Emmanuela. Warto przypomnieć, że to nazaretanki z Krakowa, na prośbę kard. Wojtyły, założyły w 1970 r. pierwszy w Polsce dom samotnej matki, a w 2006 r. pierwsze Okno Życia. Takie okno jest też przy naszym domu w Kaliszu.
Żyzna gleba
Reklama
Gdy w latach 80., po wyborze św. Jana Pawła II na stolicę Piotrową, dało się odczuć wielki boom powołaniowy, a zachodzące zmiany społeczno-polityczne dawały nadzieję na wolną Polskę, nazaretanki postanowiły otworzyć swój dom w Lublinie. W pierwotnym założeniu miał to być akademik dla sióstr – studentek KUL, które kształcono z myślą o potrzebach reaktywowanych szkół. Zgromadzenie zakupiło jednorodzinny dom przy ul. Świętochowskiego, na terenie parafii Najświętszego Serca Jezusa. – Faktycznie, siostry studiowały, ale od razu otworzyły „przechowalnię” dla ok. 20 dzieci, która z czasem przerodziła się w przedszkole – wspomina s. Emmanuela. – Czas naszego pobytu w tamtym miejscu był niezwykle bogaty w relacje międzyludzkie. Gdy przyjechałam do Lublina, byłam bardzo zbudowana wielką otwartością mieszkańców, ich zaangażowaniem w życie przedszkola i parafii – dzieli się s. Marta. – Szybko powstała wspólnota Stowarzyszenia Najświętszej Rodziny, w której przy naszych domach formują się rodziny. Lublin jest wyjątkowo żyzną glebą, jeśli chodzi o to dzieło; obecnie w comiesięcznych spotkaniach uczestniczy nawet 80 osób. Wszystko opiera się o formację w duchu Nazaretu, w duchu wzrastania w Bożej łasce, a jednocześnie inwestowania w swoją rodzinę. Fenomenem tego dzieła jest to, że w parze z formacją rodziców idzie formacja dzieci – wyjaśnia s. Marta i zaprasza na spotkania wszystkich, którym bliska jest duchowość Nazaretu. – Nasi członkowie żartobliwie mówią, że tworzą trzeci zakon nazaretański – dodaje z uśmiechem.
Rozwój dzieła, a także wymagające przepisy spowodowały, że zgromadzenie musiało znaleźć nowe miejsce dla przedszkola. – Opatrznościowo siostry św. Józefa z Cluny poszukiwały zgromadzenia, które mogłoby kontynuować ich misję na Czwartku. Spotkałyśmy się dokładnie 19 marca i podjęłyśmy decyzję o przeprowadzce na ul. ks. Słowikowskiego. Od kilku lat mamy bardzo dobre warunki dla ponad 70 dzieci, które w naszym przedszkolu odbierają „nazaretańskie” wychowanie – mówi s. Marta.
Siła codzienności
– Nazaret to trzy osoby, które się rozumieją, kochają i mają jeden cel: oddać chwałę Bogu w zwyczajnym, codziennym życiu. Ten rys bardzo pasuje do każdego rodzinnego życia; to teologia Świętej Rodziny przeniesiona na zwyczajne role matki, ojca, dzieci. Nie chodzi o jakieś nadzwyczajne sprawy, ale o budowanie w rodzinie relacji i więzi, o miłość, o uczenie się od siebie nawzajem szacunku, życzliwości, dobroci, czyli cnót, których dzisiejszy świat nie ceni – przypomina s. Ruth. – Nasze życie zbudowane jest z wielu małych rzeczy, które połączone, ukazują jego sens. Siłą Nazaretu, fenomenem i pięknem, jest zwyczajność tego, co ludzkie, a jednocześnie pobłogosławione przez Boga. Nazaret to także świadomość, że moje ludzkie, małe sprawy, każdego dnia, minuta po minucie, są dla Boga ważne. W naszym przedszkolu idziemy w tę codzienność i siejemy Boże ziarna, z nadzieją, że wydadzą plon – mówi s. Marta. – Opieramy życie na modlitwie, uczymy jej dzieci. Założycielka mówiła: „Dasz dziecku Boga, dasz wszystko. Źródłem jest Jezus” – dopowiada s. Emmanuela. – W życiu człowieka bardzo dużo zależy od tego, jakich dorosłych spotkał w dzieciństwie, jakimi wartościami był karmiony. Dla nas, nazaretanek, to wielkie zadanie, by towarzyszyć rodzinom. Jeśli dziś powiemy dzieciom o Bogu, to niezależnie od tego, jak potoczą się ich drogi, nikt im tego nie odbierze. Naszą misją jest wykorzystać czas na miarę naszych możliwości i łaski, jaka jest nam dana – podkreśla s. Marta.