Listopadowe dni wszystkich nas zachęcają do zadumy i myśli nad przemijaniem. Chciałbym w ten nastrój wprowadzić trochę uśmiechu, bo jesień, również jesień życia, nie musi być smutna, a co ważniejsze – to właśnie wtedy można na sprawy ostateczne spojrzeć dojrzale i z nadzieją. W swoim notatniku z „fioletowym humorem” znalazłem kilka mądrych rad od starszych ludzi.
Reklama
Jeszcze jako proboszcz przygotowywałem grupę spóźnialskich do bierzmowania. Byli to zwykle ludzie młodzi, po maturze lub w trakcie studiów, którzy zazwyczaj poproszeni na chrzestnych nagle się obudzili, stwierdzając, że nie mają bierzmowania. Ledwie zacząłem katechezę, do salki wszedł starszy mężczyzna. Powiedział, że ma na imię Jan i urodził się tuż przed II wojną światową. Po przedstawieniu się zapytał: „Czy ja też mogę przygotować się do bierzmowania?”. Nawet nie zdążyłem mu odpowiedzieć, bo jeden z młodych kursantów wykrzyknął spontanicznie: „A panu to po co bierzmowanie? Przecież już chyba nie zostanie pan chrzestnym, a i pewnie ślub nie wchodzi w grę!”. „A wam po co? – odpowiedział pytaniem na pytanie p. Janek. – Bo ja ze względu na Pana Boga, żeby bardziej w Niego wierzyć i mądrzej kochać”. Po tej odpowiedzi wszystkim zrobiło się głupio. To była najlepsza grupa, jaką przygotowywałem do bierzmowania, bo już nie musiałem więcej prostować ich motywacji do przyjęcia tego sakramentu. Innym razem pytałem młodych – już tych w szkolnym wieku – o powody, dla których zdecydowali się przyjąć ten sakrament. „Ja idę do bierzmowania, bo babcia mi obiecała dodatkową forsę z emerytury” – odpowiedział szczerze młody chłopak. A mówią, że to księża zarabiają na sakramentach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wyrażałem kiedyś szczere współczucie pewnej chorej staruszce, unieruchomionej po jakimś upadku ze schodów. Pocieszałem ją w duchu wiary, wskazując na cierpienie i krzyż Pana Jezusa. „Co ksiądz gada? – zareagowała. – Przecież ja jestem dużo szczęśliwsza niż ksiądz, bo jak dobrze pójdzie, to będę szybciej w niebie, a ksiądz jeszcze będzie musiał się pomęczyć na tej ziemi”. Niezmiernie zdumiało mnie to odwrócenie perspektywy na szczęście. Pewna profesorska rodzina poprosiła mnie, abym możliwie najdyskretniej odwiedził ich ciężko chorą matkę i przygotował ją na ewentualne odejście z tego świata. Prosili, bym zrobił to tak subtelnie, aby ich matce nawet jednym słowem nie zasugerować, że jest ciężko chora i że czeka ją śmierć. Nie do końca podzielałem ich obawy, ale z kapłańską posługą co rychlej odwiedziłem ich mamę. Ledwie zamknąłem drzwi od pokoju, usłyszałem z ust chorej radosne powitanie: „Dziękuję, że ksiądz przyszedł. Wie ksiądz, ja mam raka i z pewnością już niedługo umrę. Niech mnie ksiądz przygotuje na spotkanie z Bogiem, a moim dzieciom niech za dużo nie tłumaczy, niech się dalej oszukują, że wszystko jest w porządku”.
W trakcie wizytacji wybrałem się z Komunią św. do chorej starszej pani. Tuż przed samym przyjęciem Jezusa pani nagle wyciągnęła z ust swoją sztuczną szczękę. „Nie trzeba!” – wykrzyknąłem spontanicznie. „Jak nie trzeba, przecież będę miała niebo w gębie, a tam nie wolno zgrzytać zębami” – zareagowała zdecydowanie i świątobliwie. Inna pani zawsze przynosiła mi do konfesjonału jakieś cukierki. Zapytałem ją, dlaczego to robi. „Żeby ksiądz biskup był bardziej miłosierny dla grzeszników” – odpowiedziała. Zbliżający się już do osiemdziesiątki mężczyzna zgłosił w kurii swoją decyzję apostazji. Po pół roku wrócił z prośbą o przyjęcie go na nowo do Kościoła. „Chcę naprawić błędy młodości – wytłumaczył. – Pół roku temu jeszcze myślałem, że będę żył, nie wiadomo ile, a tu nagle serce mi nawaliło, no to trzeba wreszcie pojednać się z Bogiem i pomyśleć o zbawieniu”. Ach, te błędy młodości na stare lata!
Podczas odwiedzin w domu pomocy społecznej rozwinęła się wielka dyskusja na temat starości. Jeden z mieszkańców, dość nerwowo, zwrócił się do mnie: „I co, proszę biskupa, nawet Bogu się starość nie udała i zwinął się po trzydziestce, żeby jej nie doświadczyć”. Na tę zaczepkę spokojnie odpowiedziała jedna z pań: „Pan Jezus dużo wcześniej oddał za nas wszystko, co miał, a my ciągle byśmy chcieli coś dostawać. Żeby dojść do nieba, trzeba umieć wszystko oddać, dlatego świętość naszej starości polega na oddawaniu, a jak ktoś tego nie umie, będzie się ciągle złościł na starość”. I tak odkryłem receptę na pogodną jesień.