Wojciech Dudkiewicz: Czego jeszcze nie wiemy o Powstaniu Warszawskim?
Jan Ołdakowski: Wiemy bardzo dużo, ale nie wszystko. Wiemy, że zginęło ok. 16 tys. powstańców, na naszym murze pamięci jest 11,4 tys. nazwisk, ok. 3 tys. było zapisanych po śmierci tylko pseudonimami lub NN – i ich dane to też jest tajemnica. Ale nie wiemy też np., ilu zginęło cywilów.
W tzw. źródłach można się dowiedzieć, że od 120 do 180 tys.
Oceniamy, że ok. 140 tys., przy czym z imienia i nazwiska znamy tylko ok. 48 tys. cywilnych ofiar, co oznacza, że dwie trzecie jest nieznanych. Szukamy ich, mamy bazę danych dostępną w internecie. Zajęliśmy się tym 20 lat temu, gdy powstało muzeum. Ludobójstwo na Woli to zabijanie ludzi, ale i zacieranie pamięci, śladów jakiegokolwiek istnienia. I ta nasza baza danych jest dowodem, że częściowo to zacieranie się nie udało. Po zabiciu ludzi Niemcy palili ich ciała, ale także niszczyli całe kwartały ulic i kamienice, w których ci ludzie mieszkali, wypalali je. Z ludźmi ginęły dokumenty rodzinne, zdjęcia, listy, akty notarialne, urzędowe – wszystko to, co pozwalało ich zidentyfikować. Ginął społeczny klaster pamięci, wobec czego nie ma już informacji, że ci ludzie istnieli. I to jest najsmutniejsze i przerażające w opowieści o Powstaniu Warszawskim, że prawie dwie trzecie tych cywilów jest i może pozostanie na zawsze bezimiennych. Idąc 5 sierpnia w Marszu Pamięci, kiedy czytamy nazwiska tych, którzy zginęli, zdajemy sobie sprawę, że większość nie będzie nigdy pożegnana, bo nie wiemy, jak ich nazwać. I nie ma żadnych miejsc – wszystkie dostępne już zbadaliśmy – gdzie mogłyby być dane o nich. Badaliśmy dokumenty Czerwonego Krzyża, nekrologi w prasie, akta sądowe. Można powiedzieć, że usunięto tych ludzi ze zbiorowej pamięci, po prostu zatarto ślady po nich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu