Ropa jest nie tylko substratem potrzebnym do wytwarzania paliw w rafineriach, ale także podstawowym surowcem w przemyśle petrochemicznym, który wytwarza wszelkiego typu tworzywa sztuczne, np. różnego typu „plastiki”. Ropa otacza nas praktycznie w każdym przedmiocie, chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.
Nawet ujemne ceny
Nie ma jednego typu ropy. „Płynne złoto” w zależności od obszaru wydobycia różni się właściwościami chemicznymi. Ropa może być lekka lub ciężka (w zależności od ciężaru na metr sześcienny), kwaśna lub słodka (ze względu na zawartość siarki), może różnić się pod względem składu, zawartości parafiny czy żywic. Właściwości te są istotne z perspektywy przerobu i rafinacji surowca. W zależności od rodzaju ropy powstają różne proporcje produktów naftowych. Im lżejszy i słodszy gatunek ropy, tym większy jest udział wysokomarżowych produktów naftowych, np. paliw lotniczych czy benzyny. Ciężkie i kwaśne gatunki dają z kolei większy udział oleju napędowego, oleju opałowego i innych ciężkich gatunków produktów naftowych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Poszczególne gatunki ropy można ze sobą mieszać (blendować), a odpowiednie proporcje i receptury mają na celu dawać optymalny produkt końcowy. Poszczególne gatunki w zależności od swoich właściwości różnią się również pod względem ceny. Im cięższy gatunek ropy, tym niższa cena surowca. Światowym benchmarkiem i odnośnikiem cen ropy jest gatunek ropy wydobywanej z Morza Północnego – Brent.
Obok samych właściwości surowca na ceny ropy na rynkach wpływają czynniki zewnętrzne – zarówno te oddziałujące bezpośrednio na popyt i podaż, jak i te mające wpływ na transport surowca, sytuację geopolityczną czy społeczną. Silne piętno na obecnej sytuacji na rynku ropy odcisnęła pandemia COVID-19. W marcu 2020 r., kiedy rządy wielu państw świata wprowadziły lockdowny gospodarcze, a transport lotniczy zamarł, popyt na ropę naftową drastycznie się obniżył. Wraz z nim ceny surowca spadły do historycznie niskich poziomów. Niektóre gatunki ropy, ze względu na brak dostępnych pojemności magazynowych, sprzedawane były klientom po cenach minusowych – producenci dopłacali, aby nie doprowadzić do wstrzymania wydobycia.
OPEC i jego znaczenie
Tamte zdarzenia spowodowały, że najwięksi producenci ropy na świecie – ci zrzeszeni w ramach kartelu OPEC, a także będący poza organizacją – uzgodnili bezprecedensowe cięcia wydobycia. Przymusowe ograniczenie oraz obniżenie inwestycji w nowe projekty wydobywcze dzisiaj, 2 lata po tamtych decyzjach, wpływają na obecną nierównowagę popytowo-podażową.
Reklama
Popyt, ze względu na zniesienie ograniczeń związanych z pandemią i szybki wzrost gospodarczy w Azji, wystrzelił w górę szybciej, niż spodziewali się tego ekonomiści i przedstawiciele spółek energetycznych. To z kolei spowodowało, że ze względu na niedostateczną możliwość podażową na rynku zaczęło brakować odpowiednich ilości ropy naftowej. To w naturalny sposób przełożyło się na ceny surowca na giełdach, a potem – paliw na stacjach benzynowych.
Tym samym kartel OPEC i jego sojusznicy odnieśli sukces.
W kwietniu 2020 r., kiedy osiągano porozumienie dotyczące rekordowych cięć wydobycia, rozmowy odbywały się w atmosferze nieufności. A to dlatego, że miesiąc wcześniej dwóch głównych graczy na rynku ropy, tworzących porozumienie naftowe, czyli nieformalny sojusz tradycyjnych producentów ropy przeciwko nowym graczom – głównie USA, z hukiem zerwało wcześniejszy układ.
OPEC zrzesza dziś trzynaście państw producentów ropy. Kartel odpowiada za mniej więcej 40% produkcji ropy na świecie. Dodatkowo ok. 80% wszystkich rezerw płynnego złota zlokalizowane jest na obszarze organizacji. Mimo doraźnego sukcesu związanego z obecną sytuacją na rynku ropy, która – trzeba jasno powiedzieć – ma podłoże znacznie szersze niż zakres regulacyjny kartelu, OPEC traci na znaczeniu i nie jest już tą samą organizacją, która w latach 70. XX wieku pozwalała sobie na autorytarne wprowadzanie embarga na dostawy surowca do poszczególnych państw. Wtedy kartel odpowiadał za mniej więcej 2/3 produkcji ropy na świecie. Embargo z lat 70. było pierwszym poważnym przypadkiem wykorzystania surowców energetycznych jako narzędzia wpływu politycznego.
(Nie)łatwe uniezależnienie
Reklama
Rosyjska agresja na Ukrainie przypomniała Europie o jej zależności od paliw kopalnych, w tym ropy. Według danych Eurostatu, Stary Kontynent w 2019 r., zanim doszło do pandemii, konsumował rocznie prawie 350 mln t ropy naftowej. Około 28% tej wartości pochodziło z Rosji. Kraj ten eksportuje swoje produkty naftowe i surową ropę za pomocą ropociągu Przyjaźń, biegnącego przez terytorium Białorusi i Polski (a także południowych odnóg – przez Ukrainę i Słowację), oraz przez liczne, rozbudowywane w ostatniej dekadzie, morskie terminale naftowe na Morzu Bałtyckim i Morzu Czarnym. Głównymi odbiorcami rosyjskiej ropy w Unii Europejskiej są: Holandia, Niemcy (po 27-29 mln t rocznie), Polska (ok. 16 mln t), Włochy (12 mln t) oraz Finlandia (8 mln t). Obecnie w UE toczy się dyskusja nt. wprowadzenia embarga na rosyjskie surowce energetyczne, w tym ropę. Porzucenie rosyjskiego surowca jest możliwe, ale może być problematyczne z kilku powodów.
Pierwszym z nich jest dostępność ropy na rynku. Problemy podażowe, a także duży popyt w Azji powodują, że wielu producentów (szczególnie tych zlokalizowanych na Półwyspie Arabskim) ze względów logistycznych traktuje klientów z Azji jako podstawowy rynek zbytu. Transporty idą najkrótszą trasą, nie ma problemu tzw. wąskich gardeł (w przypadku Europy są nimi m.in. Kanał Sueski czy Cieśnina Gibraltarska). Nie ma również ograniczeń żeglugowych, które są drugim problemem, jak w przypadku np. wejścia na Bałtyk, gdzie głębokość Cieśnin Duńskich ogranicza ruch statków do zanurzenia na poziomie 16 m. Największe zbiornikowce świata klasy VLCC, których zanurzenie z ładunkiem przekracza 20 m, nie są w stanie wpłynąć na Bałtyk. Rozwiązanie tego problemu wymaga skomplikowanych działań przeładunkowych na mniejsze statki; to wydłuża transport i, co najważniejsze, komplikuje ekonomię takich dostaw.
Problemy logistyczne Niemiec
Reklama
Kolejnym problemem jest dostępność infrastruktury potrzebnej do dywersyfikacji dostaw. I chodzi tu nie tyle o brak terminali naftowych zdolnych do przyjęcia wymaganej ilości ropy, ile o system przesyłowy surowca dalej do rafinerii. Przykładem braku odpowiedniej infrastruktury może być sytuacja niemieckich rafinerii Schwedt i Leuna. Obie instalacje są zasilane surowcem pochodzącym z ropociągu Przyjaźń, biegnącego przez terytorium Polski i Białorusi. Pomóc może Polska, przez udostępnienie części zdolności terminala w Gdańsku (do 40 mln t rocznie), jednak problemem może być w tym przypadku logistyka.
Obecnie rurociąg pomorski łączący Gdańsk z systemem Przyjaźń w Płocku może rocznie przesyłać maksymalnie 30 mln t ropy, z czego ok. 18 mln t potrzebuje rafineria Orlenu w Płocku. Zarówno Leuna, jak i Schwedt przerabiają rocznie po 12 mln t. Okazuje się więc, że obecna infrastruktura w Polsce nie jest w stanie dostarczyć do obu niemieckich zakładów wymaganej ilości surowca.
Pośrednimi problemami są również specyficzne formy blendowania i rafinacji ropy. Każda rafineria ma swój „koronny” produkt, który powstaje przy mieszaniu odpowiednich gatunków surowca. Oczywiście, da się zmienić „recepturę”, a co za tym idzie – wkład do zakładu, ale to wymaga zmiany całego modus operandi danej rafinerii, a także często wiąże się z koniecznością przeprowadzenia kosztownych inwestycji (np. służących głębszemu przerobowi ciężkich i kwaśnych gatunków ropy).
Proces dywersyfikacji w obliczu rosyjskich zbrodni na Ukrainie jest konieczny, ale będzie wymagał sporych zmian w obecnym rynku handlu, transportu i przerobu ropy naftowej. Europa musi się zmobilizować, aby osiągnąć swój cel pokonania rosyjskiej gospodarki.
Autor jest redaktorem i analitykiem portalu BiznesAlert.pl , absolwentem bezpieczeństwa wewnętrznego na Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni.