Gdy przeglądałem w październiku strony internetowe polskich diecezji (chciałem sprawdzić reakcje, jakie wzbudziły w poszczególnych Kościołach lokalnych agresywne manifestacje organizowane przez lewicowe ugrupowania), zauważyłem, że niemal na wszystkich witrynach dominuje czarny kolor. Nie było to spowodowane zmianą kolorystyki stron np. przed zbliżającym się Dniem Zadusznym. Kolor żałoby dominował z racji wiszących na witrynach i bardzo często sąsiadujących ze sobą nekrologów informujących o śmierci i pogrzebach kapłanów diecezjalnych. Już pierwszy rzut oka kazał myśleć, że dzieje się coś dziwnego, niespodziewanego, zaskakująco niedobrego, niechybnie związanego z drugą falą pandemii. Weryfikacja, którą przeprowadziłem teraz, podczas w miarę skrupulatnej kwerendy na stronach internetowych wszystkich polskich diecezji (choć nie wszędzie łatwo było znaleźć nekrologi), wykazała, że od 1 października do 14 listopada, czyli w ciągu półtora miesiąca, zmarło w Polsce 182 księży diecezjalnych i dwóch biskupów. Większość zmarłych w październiku i listopadzie księży to kapłani emerytowani, ale jedna czwarta to duchowni pracujący w placówkach duszpasterskich. 182 księży to 0,73% wszystkich z blisko 25 tys. kapłanów diecezjalnych. Jak na półtora miesiąca to bardzo dużo.
Dużo więcej pogrzebów
Reklama
Największa liczba kapłanów odeszła w tym czasie z diecezji tarnowskiej (19 duchownych). W ciągu 9 wcześniejszych miesięcy Pan powołał do siebie niemal taką samą liczbę księży z tarnowskiego Kościoła. Nie znaczy to oczywiście, że wśród tarnowskiego duchowieństwa śmierć zbierała szczególne żniwo. Wynika to przede wszystkim z tego, że diecezja tarnowska ma najwięcej w Polsce inkardynowanych kapłanów. Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego z 2019 r. – 1559. W diecezji o najmniejszej liczbie kapłanów – bydgoskiej (liczba inkardynowanych wg ISKK – 314), licząc od 1 października do połowy listopada, odeszło 4 księży. Tę wyjątkową śmiertelność duchowieństwa w październiku i listopadzie tego roku widać jeszcze lepiej, jeśli porówna się liczbę zgonów księży z lat wcześniejszych. W całym 2019 r. w najstarszej diecezji na ziemiach polskich ze stolicą w Poznaniu zmarło 12 kapłanów. W tym roku do 10 listopada – aż 27. W Radomiu w ubiegłym roku zmarło 12 prezbiterów, a w tym roku już 2 razy więcej. W diecezji legnickiej w październiku i listopadzie 2019 r. zmarło 3 kapłanów, natomiast w 2020 r., do połowy listopada, już 6. Tę wyliczankę można by kontynuować, lecz nie o to tu chodzi. Pandemia mocno uderzyła w Kościół, który poniósł znaczne straty w „siłach apostolskich”, jak określane są osoby duchowne w statystykach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nikt ich nie zastąpi
W tym roku wyświęcono w całej Polsce 355 nowych kapłanów. Można być raczej pewnym, że te nowe siły nie uzupełnią strat w postaci odejścia, często przedwczesnego, kapłanów w czasie pandemii i Polska przestanie być już zieloną wyspą na religijnej mapie Europy, która mogła się pochwalić choćby niewielkim, ale jednak zawsze przyrostem liczby duchownych. Księży w Polsce, gdy się patrzy na wartości bezwzględne, zapewne ubędzie, choć można przypuszczać i mieć nadzieję, że to tylko z powodu wyjątkowości tego roku, i że w roku przyszłym liczba nowo wyświęconych przewyższy znowu liczbę tych, którzy odejdą. W każdym razie biskupi już dziś mają problemy, żeby zapełnić powstałe wyrwy. Oznacza to, że o księdza będzie trudniej i wcale nie z tego powodu, że jest na kwarantannie.
Oczywiście, trzy czwarte spośród zmarłych księży to osoby starsze, najczęściej po 80. roku życia lub w zbliżonym wieku, ale kapłani ci często jeszcze posługiwali przy ołtarzu czy w konfesjonale, zastępując podczas choroby księży czynnych na tyle, na ile starczało im sił. Ten ubytek będzie widać.
Reklama
Skąd więc ta śmiertelność? Przyczyn jest kilka. Nie wszystkie zgony kapłanów były spowodowane zarażeniem koronawirusem. Opierając się na kwerendzie internetowej, nie sposób podać dokładnie przyczyn zgonów. Niekiedy informowano, że powodem był COVID-19, jak w przypadku śmierci bp. Bogdana Wojtusia z Gniezna. Często jednak, szczególnie przy zgonach młodszych księży, pojawiała się informacja o krótkiej i ciężkiej chorobie. Powszechnie się mówi, że epidemia, utrudniając dostęp do opieki zdrowotnej, przyczyniła się do pogorszenia stanu zdrowia całego społeczeństwa. Wpływ na zwiększoną liczbę zgonów mogą mieć także sezon chorób wirusowych oraz inne przyczyny.
Wyższa umieralność w całym kraju
Te same przyczyny powodują, że od września w Polsce notuje się umieralność znacznie wyższą od spodziewanej. W sytuacji „normalnej” każdego miesiąca w Polsce umiera ponad 30 tys. osób, ok. 1,1 tys. dziennie. Z danych przedstawionych niedawno przez Polski Instytut Ekonomiczny wynika, że od sierpnia do października zanotowano w naszym kraju o 14,8 tys. zgonów więcej, niż prognozowali demografowie. Innymi słowy – odeszło więcej ludzi, niż się spodziewano. Według danych ekonomistów, przez te prawie 3 miesiące „powinno odejść” 91,6 tys. osób. Tymczasem na polskich cmentarzach pochowano 106,4 tys. naszych bliskich. To o ponad 16% więcej. Wiadomości z kolejnych tygodni są jeszcze bardziej smutne, bo różnica między zgonami oczekiwanymi a realnymi to nawet 100%. Tak było w pierwszym tygodniu listopada, kiedy zmarło prawie drugie tyle osób, co w tym samym czasie rok wcześniej.
Polscy statystycy porównują ten wyższy wskaźnik umieralności do sytuacji we Francji z pierwszej fali epidemii, która była o wiele bardziej dotkliwa nad Sekwaną niż nad Wisłą. Wiosną we Francji zanotowano o 19% więcej zgonów, niż zakładali demografowie. W Polsce mamy teraz do czynienia z tym, co już przeszli Francuzi. To kolejny dowód na to, że koronawirus jest naprawdę groźny.