Z tej okazji w lipcu ub.r. została otoczona modlitwą przez duchownych i świeckich gości swojego jubileuszu, a nawet otrzymała list gratulacyjny od Prezydenta RP Andrzeja Dudy.
Dzieciństwo
Urodzona 24 sierpnia 1923 r. w Zdenku, w powiecie zawierciańskim, pamięta wiele ze swojego dzieciństwa. Chętnie wspomina lata najdawniejsze i swoją rodzinę: tatę, budowniczego pięknych domów i zabudowań gospodarczych, równocześnie sołtysa w rodzinnej wsi; kochającą mamę, która nauczyła ją gospodarnej dbałości o dom; dziadka, stawiającego piękne kaflowe piece; stryja Stanisława, sędzię Sądu Najwyższego w samej Warszawie czy wuja, sługę Bożego Jana Cieplaka, pochodzącego z Dąbrowy Górniczej biskupa mohylewskiego, męczennika sowieckiego komunizmu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Powołanie to powołanie... – odpowiada pogodnie s. Jolanta na pytanie, czy nie żałuje wyboru życia zakonnego zamiast innej drogi życiowej. – Nie pamiętam wszystkiego dokładnie – z uśmiechem wyjaśnia blisko 97-letnia siostra, zapytana o historię swoich zakonnych początków. – Kiedy usłyszałam od znajomych moich rodziców o sosnowieckich karmelitankach Dzieciątka Jezus, o tym jak żyją i co robią dla ludzi, poczułam, że to miejsce dla mnie. I tam właśnie poprowadził mnie Pan Jezus.
Pierwsze lata w klasztorze
Reklama
Siostra wspomina, że do klasztornej furty zapukała w 1941 r., w czasie szalejącej niemieckiej okupacji, tuż po zakończeniu zawodowej szkoły, w której uczyła się krawiectwa. – Stałam pod drzwiami i stałam, a potem powiedziały mi, że za cicho pukałam – uśmiecha się na to wspomnienie zakonnica.
Przez pierwsze lata w klasztorze odbywała formację duchową pod kierunkiem założycielki zgromadzenia Matki Teresy Kierocińskiej. Dobrze ją pamięta, choć młodym postulantkom nie pozwalano na wiele, nie mogła więc uczestniczyć w wielu wydarzeniach.
– Kiedy zachorowałam na szkarlatynę i miałam wysoką gorączkę, Matka się mną opiekowała. Zbadał mnie lekarz, ale leków nie było. Pamiętam, jaka była bieda. Dostałam od Matki trochę mleka w metalowym kubku... ot i całe lekarstwo. Szkarlatyna zbierała wtedy śmiertelne żniwo, nawet brat Papieża – choć lekarz – też zmarł na szkarlatynę. Myślałam, że też umrę, ale wyszłam z tego, choć jeszcze długo byłam słaba – opowiada siostra.
Postulat s. Jolanta rozpoczęła
Reklama
13 lutego 1943 r., a nowicjat – 15 lipca tegoż roku. – Moim głównym zajęciem w klasztorze przez długie lata było szycie. Całymi dniami sama, sama – zamyśla się s. Jolanta, by po chwili kontynuować opowieść. – Pierwsze lata w zgromadzeniu to był trudny czas wojny. Zdarzało się, że – podobnie jak ludność cywilna – nie miałyśmy co jeść... Szyciem zarabiałam na nasze utrzymanie. Nasz sosnowiecki dom przeżywał wtedy problemy, podobne do kłopotów ludności za klasztornymi murami: bombardowania wybijały szyby w oknach, a my, przerażone, pracą i ufną modlitwą wypełniałyśmy te straszne chwile hitlerowskiego terroru. Przetrwałyśmy dzięki Opatrzności Bożej i dobrym ludziom. Na początku było nas pięć, ale z czasem sióstr przybyło ponad 20... Pracy było dużo – snuje opowieść zakonnica. – Jako postulantki byłyśmy traktowane surowo. Kiedyś podczas wspólnej medytacji, jedna z sióstr wezwała nas do modlitwy „za tych, co nie mają głowy nad dachem” i my, młode, zaczęłyśmy się strasznie śmiać, bo kto by wytrzymał i się nie zaśmiał z takich słów. Matka, która nie słyszała wezwania i nie wiedziała, co nas tak rozbawiło, mocno nas wtedy skrzyczała, że powagi nie zachowujemy na modlitwie... Matka była bardzo dobra. Bardzo pomagała ludziom, nawet podczas wojny się nie bała i ratowała partyzantów. Chociaż miałyśmy mało, dawała im chleb, a nawet pomagała się ukrywać – siostry nie mówiły nam o tym, dla bezpieczeństwa, ale wiedziałyśmy... Pamiętam, jak zachorowała. Przyjechała z Polanki na furmance i źle się poczuła. Nawet trafiła do szpitala na jeden dzień, ale lekarze nie mieli leków i wróciła do domu. Siostry przygotowały jej pokoik na dole, w dawnej izbie dla dzieci, którymi się opiekowały wcześniej. Teraz jest tam muzeum. Pielęgnowała ją przede wszystkim s. Weronika. Matka była jeszcze młoda, miała 61 lat... Jak się pogarszał jej stan, choć nas, postulantek, nie dopuszczali za blisko, modliłyśmy się przy niej. Odwiedzali ją też rodzony brat i siostra p. Kopciowa... Potem Matka zmarła... w 1946 r. Byłam przy jej śmierci. Przed pogrzebem odprawili Mszę św., a potem ciało w trumnie na furmance przewieźli do kościoła parafialnego, gdzie teraz jest katedra. Mnóstwo ludzi przyszło na pogrzeb – płyną ciche wspomnienia.
Profesja zakonna
Pierwszą profesję s. Jolanta złożyła 17 lipca 1944 r., odnawiając ją tego samego dnia w kolejnych 4 latach i składając śluby wieczyste 25 lipca 1949 r. Wtedy trafiła do Wolbromia, gdzie przebywała do 1952 r. Przez pierwsze 3 lata, obok codziennych obowiązków, prowadziła tu pracownię krawiecką dla dziewcząt, a później szyła dla sióstr i służyła społeczności robieniem zastrzyków. Z Wolbromia przeniesiono ją do Łodzi, gdzie oczywiście szyła, ale pracowała także jako zakrystianka w kościele parafialnym oraz służyła jako infirmerka, czyli pielęgniarka sprawująca opiekę nad chorymi.
Reklama
Zgromadzenie Karmelitanek Dzieciątka Jezus, mimo trudnych komunistycznych czasów, nieustannie się rozrastało. Powstawały kolejne domy zakonne. W 1958 r. s. Jolantę przeniesiono do nowo powstającej placówki w Żdżarach k. Łodzi, a od 1967 r. pełniła obowiązki ekonomki domowej w Siennej i nadal służyła siostrom krawieckim talentem. Jubileusz 25-lecia profesji zakonnej obchodziła w domu generalnym w Sosnowcu w 1969 r. Przez 3 lata, od 1970 r., posługiwała jako ekonomka domowa w Gołkowicach, gdzie również niezastąpione były jej krawieckie umiejętności. W 1973 r. ponownie trafiła do Żdżar, gdzie została zakrystianką w kościele parafialnym w Ksawerowie, by po kolejnych 3 latach trafić jako szwaczka do Łodzi, a potem do: Czernej, Wolbromia, Wielogłów. W 1978 r. ukończyła trzymiesięczny kurs kwalifikacyjny dla pielęgniarek, zyskując fachowe kwalifikacje do służby innym. W Wolbromiu wspominano potem, że zastrzyki, które dawała, wcale nie bolały.
Poza krajem
W 1984 trafiła na 17 lat do Rzymu, gdzie też było zapotrzebowanie na jej krawieckie umiejętności. O jej pobycie w Wiecznym Mieście wspominał o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD, który również wtedy tam przebywał. – Omadlając sprawy Ojca Świętego i nawiedzając święte miejsca, wykonywałaś cichą posługę szycia habitów zakonnych dla ojca generała, dla radnych i współbraci z całego świata, studiujących w Rzymie i pracujących w Kurii Generalnej i w Kolegium Międzynarodowym. Sam wielokrotnie korzystałem z twojej posługi krawieckiej – mówił o. Szczepan podczas jubileuszowej Mszy św. odprawionej za s. Jolantę w Wolbromiu w lipcu 2019 r.
Jak opowiada sama siostra – w Stolicy Apostolskiej regularnie uczestniczyła w środowych audiencjach papieskich, nie raz ściskając ręce „naszego” papieża, podchodzącego do wiernych.
Minęło 75 lat od profesji wieczystej.
– Podczas świąt, kiedy ludzi w Watykanie było więcej niż zwykle, żeby dostać się na Pasterkę odprawianą przez Jana Pawła II, trzeba było przyjść dobrych kilka godzin wcześniej. Stawaliśmy w kolejce do wejścia nawet przed godz. 20, ale zawsze byliśmy – wspomina z uśmiechem karmelitanka.
Reklama
W 2001 r. wróciła do Polski i trafiła kolejny raz do domu w Wolbromiu. Był to czas, kiedy potrzebna była nie tylko w zgromadzeniu, ale także poważnie chorej rodzonej siostrze, nad którą sprawowała opiekę – najpierw doraźnie, a później, aż do ostatnich chwil Heleny, korzystając z eksklaustracji, poza klasztorem.
W 2004 r., wraz z nieżyjącą już s. Judytą Szwaczką, s. Jolanta świętowała w zgromadzeniu 60-lecie swojej profesji zakonnej, w otoczeniu duchownych i świeckich, dziękując za otrzymane łaski i prosząc o dalsze Boże błogosławieństwo.
Od 2015 r. s. Jolanta mieszka w Wolbromiu. Podczas jubileuszu 90-lecia fundacji tutejszego domu zakonnego w lutym 2017 r. cieszyła się jeszcze dobrą kondycją. Niestety, niefortunny upadek w 2018 r., doznana w jego wyniku kontuzja biodra i operacja uzależniły s. Jolantę od pomocy innych, nie pozwalając jej już na samodzielną aktywność. Jak podkreślają siostry opiekujące się leżącą seniorką – obecnie s. Dorota – s. Jolanta jest wciąż niezwykle pogodną, uśmiechniętą, troszczącą się o innych i nie sprawiającą problemów zakonnicą, która spędza czas na modlitwie kontemplacyjnej. I chociaż wiek robi swoje, a pamięć chwilami bywa zawodna, s. Jolanta wciąż chętnie rozmawia ze swoimi opiekunkami i odwiedzającymi ją gośćmi, dzieląc się wspomnieniami z dawnych, ciekawych czasów.