Jedno jest w 100 proc. pewne – premierem nowego rządu będzie Mateusz Morawiecki, ale skład wicepremierów może już ulec zmianie. Po wyborach wzmocniły się frakcje w ramach Zjednoczonej Prawicy. Więcej mandatów uzyskali ludzie zarówno Jarosława Gowina, jak i Zbigniewa Ziobry, który prawdopodobnie dołączy do grona wicepremierów.
O wiele trudniej przewidzieć zmiany w poszczególnych resortach. Trwa poszukiwanie nowego ministra sportu i turystyki, bo Witold Bańka został prezesem Światowej Organizacji Antydopingowej. W kuluarach słychać, że szef MON Mariusz Błaszczak chciałby zostać marszałkiem Sejmu, a wojskiem chętnie zaopiekowałby się szef Kancelarii Premiera min. Michał Dworczyk. Od miesięcy mówi się także o powstaniu nowego resortu, który ma lepiej koordynować pracę spółek skarbu państwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Frakcje Gowina i Ziobry
Reklama
Premier Morawiecki ma przeciwników zarówno w samym Prawie i Sprawiedliwości, jak i we frakcji Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. W minionej kadencji dochodziło już między nimi do sporów ws. obsady spółek skarbu państwa. Za premierem murem stoją jednak ludzie Jarosława Gowina oraz osobiście prezes PiS Jarosław Kaczyński. Swoją otwartością Morawiecki zyskuje także coraz większe poparcie wśród szeregowych członków PiS. – Mieliśmy bardzo dobrą rozmowę z panem prezesem Kaczyńskim, potem dołączył do nas premier Mateusz Morawiecki. W ramach ustaleń programowych jesteśmy w 90 proc. zgodni, a w personalnych w 100 proc. – powiedział wicepremier Jarosław Gowin. – Liczę na to, że uzgodnienia między PiS a Solidarną Polską będą równie szybkie i harmonijne.
Atutem Morawieckiego jest jego wizja przestawienia gospodarki na tory większej innowacyjności, a także zrównoważony rozwój Polski. Premier ma też świetne predyspozycje oraz nawyki z zarządzania w korporacjach, dzięki czemu potrafi z urzędników państwowych wykrzesać większą wydajność, co widać na przykładzie jego współpracowników oraz resortów, którymi kierował. – Zwycięskiego składu się nie zmienia. Jakieś korekty pewnie będą, ale zasadniczo będzie to rząd Mateusza Morawieckiego – podkreśla wicepremier Jacek Sasin.
Rozmowy i układanie nowego rządu zajmą wiele dni, a nawet kilka tygodni. Dotychczasowa praktyka kierownictwa PiS pokazuje, że giełda nazwisk i zmiany w resortach będą trwały do samego końca. Ale Zjednoczona Prawica nie ma powodu, by się spieszyć. Zgodnie z konstytucją Sejm musi się zebrać w ciągu 30 dni od wyborów, czyli do 12 listopada. Później prezydent ma 2 tygodnie na wskazanie kandydata na premiera, który w ciągu 14 dni musi zdobyć wotum zaufania. Pod koniec listopada wszystko będzie więc jasne.
Wygrani przegrali
Zjednoczona Prawica jest jedyną formacją w historii III RP, która mogła i nadal może formować samodzielny rząd. Jest też jedyną partią, która po 4 latach rządów poprawiła swój wynik wyborczy o ok. 6 punktów procentowych.
Reklama
Problemem okazały się jednak wybory do Senatu. Choć PiS uzyskał poparcie ponad 45 proc. Polaków, to opozycja ze słabszym poparciem wykazała się większym sprytem. Efekt jest taki, że w 100-osobowym Senacie PiS ma obecnie tylko 48 senatorów – w poprzedniej kadencji było ich aż 61. Przyczynami tej porażki są porozumienie opozycji, ale także zlekceważenie przez partię rządzącą wyborów do wyższej izby parlamentu. – Było za małe wsparcie polityczne, szczególnie w okręgach dla nas trudnych – zwraca uwagę senator Jan Maria Jackowski.
W kilku jednomandatowych okręgach zaszkodziły też wewnętrzne boje personalne w PiS, gdzie dochodziło do „bratobójczych” walk. – Pan senator Waldemar Bonkowski np., startując ze swojego komitetu, wykluczony z Prawa i Sprawiedliwości, odebrał część elektoratu naszemu kandydatowi, panu wojewodzie Dariuszowi Drelichowi, i to spowodowało, że skorzystał trzeci kandydat – z Platformy Obywatelskiej – tłumaczy Jackowski.
Teraz trwają rozmowy i próby przeciągania pojedynczych senatorów na stronę PiS, bo gra toczy się o większość oraz kształt prezydium Senatu. Oczywiście, utrata wyższej izby przez partię rządzącą nie jest katastrofą, ale może poważnie utrudnić legislację, a na pewno ją spowolni. Każdą ustawę Senat może blokować przez 30 dni, a przez ten czas dawać paliwo polityczne mediom i opozycji w Sejmie. – Ale Senat nie zatrzyma nas w realizacji naszego programu. Będzie zrealizowany w 100 proc. – zapewnia Jacek Sasin.
Opozycja po prawej stronie
Prawo i Sprawiedliwość będzie miało trudniej również w Sejmie, do którego dostali się reprezentanci całej sceny politycznej. Z dwucyfrowego wyniku wyborczego zadowolona jest lewica, a Konfederacja cieszy się ze swojego debiutu w Sejmie. Także o wiele lepszy od sondażowych jest wynik PSL z Pawłem Kukizem na pokładzie.
Reklama
W poprzedniej kadencji Sejmu PiS miał stosunkowo komfortową sytuację, bo opozycja była bardzo słaba programowo. Teraz może się to zmienić, bo obok KO będą zarówno radykalna lewica oraz PSL, aspirujący do miana partii centrum, jak i prawica. Dobry wynik Konfederacji oznacza, że część konserwatywnych i młodych wyborców odchodzi od partii rządzącej, co może być efektem naturalnego buntu, ale także zaniedbań ws. ochrony życia dzieci nienarodzonych. Jeśli politycy Konfederacji nie pokłócą się między sobą i wygenerują spójny przekaz, to w kadencji 2019-23 rządząca partia będzie musiała się z nimi liczyć, by nie stracić większej liczby konserwatywnych wyborców.
Niestety, dotychczasowa postawa PiS w sprawie ochrony życia dzieci nienarodzonych jest jego największym zaniedbaniem. W poprzedniej kadencji Polacy przynieśli do Sejmu w sumie 1,4 mln podpisów z postulatem ograniczenia aborcji. Jeden projekt został wyrzucony do kosza, a drugi – popierany przez Kościół – zamrożony w specjalnej podkomisji, która od 1,5 roku nie zebrała się ani razu. Obywatelski projekt „Zatrzymaj aborcję” przechodzi na kolejną kadencję Sejmu, a więc partia rządząca będzie musiała coś z nim zrobić.
Dużą nadzieją środowisk pro-life był także wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niekonstytucyjności aborcji eugenicznej, pod którym podpisało się ponad 100 posłów, głównie z PiS. Niestety, prezes Julia Przyłębska od 2 lat blokuje jego rozpatrywanie. – Przepisy są jednoznaczne i wniosek posłów do trybunału zostanie umorzony po rozpoczęciu nowej kadencji Sejmu. Ta sprawa pokazuje, jak można skutecznie ograniczyć konstytucyjne prawa posłów, których wybraliśmy w 2015 r. – mówi dr Marcin Olszówka, konstytucjonalista z Instytutu na rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris”.
Powrót Tuska
Reklama
Przed nowym rządem stoi wiele nowych wyzwań. Trudniej będzie nie tylko ze względu na opozycję i niepewną sytuację w Senacie – problemem jest także kończąca się dobra koniunktura w światowej gospodarce. Globalne spowolnienie sprawi, że w Polsce też czeka nas korekta dynamicznego wzrostu gospodarczego. W drugiej kadencji premier Morawiecki nie będzie mógł sobie pozwolić na kolejne spektakularne programy prorodzinne i prospołeczne.
Przez ostatnie 4 lata wiele sektorów naszego państwa udało się naprawić lub poprawić ich skuteczność, co widać choćby po zwiększonych wpływach do budżetu z uszczelnienia podatków, a także po wynikach spółek skarbu państwa. Wyzwaniami na kolejną kadencję są usprawnienie służby zdrowia czy walka o większe dopłaty dla rolników. To czas wielkich inwestycji, takich jak budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, a także poprawy skuteczności programu „Mieszkanie+”.
W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy rządowi udało się uspokoić sytuację na arenie międzynarodowej, a zwłaszcza relacje na linii Warszawa – Bruksela. Dzięki bardzo dobrym relacjom z USA wzrasta również bezpieczeństwo militarne naszego kraju. To bardzo ważny aspekt polityki w kontekście przyszłorocznych wyborów prezydenckich, bo obecność U.S. Army nad Wisłą to osobisty sukces prezydenta Andrzeja Dudy.
Tuż po wyborach parlamentarnych swoją gotowość do walki o ten urząd w 2020 r. zgłosił Donald Tusk, który pod koniec listopada br. kończy swoją kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Tusk wyraźnie zapowiedział, że wraca do aktywnej polityki w Polsce. To on osobiście miał zablokować ogłoszenie przez Koalicję Obywatelską kandydatury na prezydenta Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Donald Tusk już kiedyś kandydował na urząd głowy państwa. Choć w 2005 r. czuł się bardzo pewnie, to jednak przegrał ze śp. prof. Lechem Kaczyńskim. Ale kolejna porażka byłaby dla niego o wiele bardziej bolesna, bo straciłby szansę na przywództwo całej antypisowskiej opozycji.