Jak wspominają jego starzy znajomi z Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie, zawsze był skromnym człowiekiem o sarkastycznym poczuciu humoru. Czasem popadał w zadumę. Potrafił milczeć miesiącami. Bliscy wiedzieli, że ciążyła mu jego wojenna misja. Uważał, że nie wszystko zrobił, by uratować miliony Żydów.
Prof. Jan Karski uważany był za człowieka o wielkiej wiedzy. Ale też, jak wspominała 64. sekretarz stanu USA Madeleine Albright podczas ubiegłorocznej sesji poświęconej Karskiemu: „Był dla nas wielką dumą. Człowiekiem ogromnie skromnym, który nigdy nie spodziewał się pochwały za to, co zrobił”. Podobną opinię wygłosił przyjaciel Karskiego, a zarazem emerytowany rabin Harold S. White, który nazwał Karskiego człowiekiem wielkiej wiary i niezwykłym katolikiem, który pewnego dnia podczas Mszy św. „zwrócił się do Najświętszego Sakramentu i powiedział, że ma nadzieję, iż Chrystus wybaczy mu to, że nie zrobił dla uratowania Żydów wystarczająco dużo”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Był człowiekiem niezwykle przyjaznym, choć czasem nieprzystępnym. Ludzie uważali go przez to za wyniosłego mówi Stanisław Maria Jankowski, autor kilku książek o Janie Kozielewskim Karskim. Mimo że był głęboko wierzącym katolikiem, wiele środowisk prawicowych miało do niego pretensje o utrzymywanie bliskich kontaktów z lewicą. Przez pewien czas atakowali go dość ostro Jan Nowak-Jeziorański, Stefan Korboński i Władysław Bartoszewski. Dotyczyło to jego krytycznych wypowiedzi na temat Powstania Warszawskiego, którego był przeciwnikiem. Był też krytycznie ustosunkowany wobec środowisk polonijnych, które uważał za mało aktywne w propagowaniu Polski.
Zrobił najwięcej
Urodził się w katolickiej rodzinie jako ostatni z siedmiorga rodzeństwa. Żył w łódzkiej dzielnicy, gdzie mieszkało wówczas mnóstwo Żydów, z którymi jego rodzice, Walentyna i Stefan Kozielewscy, przyjaźnili się. Kiedy chłopiec miał sześć lat, umarł ojciec. W prowadzeniu domu owdowiałej matce pomagał najstarszy syn Marian, który przed wojną dosłużył się stopnia podpułkownika policji. Ten żołnierz Legionów i działacz POW był niezwykle oddany Marszałkowi. Jak wspominają kuzyni, dom Kozielewskich żył też pamięcią powstania styczniowego i dziadka Andrzeja, który brał w nim udział. Dla Janka Kozielewskiego, późniejszego Karskiego, największym autorytetem był Piłsudski, dopiero później dziadek Andrzej i brat Marian. W wychowaniu chłopca ogromną rolę odegrali też jezuici, którym do końca życia pozostał wierny, wykładając na jezuickim Georgetown University.
Jan Karski po liceum wybrał się na Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie, uważany wówczas za jedną z najznakomitszych uczelni w Polsce. Tam skończył dwa fakultety: prawo i dyplomację, rozpoczynając wkrótce szybką karierę w MSZ. Wraz z początkiem 1939 r. został mianowanym urzędnikiem ministerstwa, co było naówczas wyrazem wyjątkowego uznania dla jego umiejętności i talentu, a także ogromnym wyróżnieniem dla tak młodego człowieka.
Niemiecka zemsta
Reklama
Po wybuchu wojny Jan Kozielewski Karski niewiele powalczył. Dostał się najpierw do niewoli sowieckiej. Później, podczas wymiany jeńców, z racji urodzenia w Łodzi przeniesiono go do niewoli niemieckiej. Jesienią 1939 r. uciekł z niemieckiego transportu i dotarł do Warszawy. Szybko i głęboko wszedł w struktury państwa podziemnego. Stało się tak zarówno dzięki kontaktom brata Mariana z najwyższymi politykami ówczesnej RP, jak i dzięki jego własnej pracy w MSZ. Już w styczniu 1940 r. wyruszył z misją kurierską do Francji. W swoim pierwszym raporcie informował rząd pozostający na emigracji o położeniu Polaków znajdujących się zarówno pod niemiecką, jak i sowiecką okupacją. Również o wielkim szoku spowodowanym wsparciem udzielanym przez Żydów sowieckim okupantom.
Po pomyślnym wykonaniu zadania i szczęśliwym powrocie do kraju Jan Karski został wysłany po raz wtóry do rezydującego we Francji rządu. Tym razem jednak podczas powrotu został zadenuncjowany na kwaterze i aresztowany przez gestapo. Torturowany, nie wydał ani swoich przewodników, ani też celu misji. Jednakże bojąc się, że może nie wytrzymać dalszych tortur podciął sobie żyły w nadgarstkach. Odratowany przez lekarzy, został odbity przez nowosądeckie podziemie. W ramach zemsty Niemcy zamordowali wówczas 32 Polaków. Kilku osadzili i zamęczyli w obozach. Śmierć tych ludzi, jak wspominał Karski, ciążyła mu przez całe życie.
Misja najważniejsza
Reklama
Decyzją władz Polskiego Państwa Podziemnego po raz trzeci Jan Kozielewski, ps. Karski, miał wyruszyć do polskiego rządu rezydującego już w Londynie do przebywających tam prezydenta, premiera i ministrów, a także do premiera Winstona Churchilla. Celem misji było poinformowanie o sytuacji Polski i jej potrzebach. W szczególności zaś o katastrofalnym losie polskich obywateli narodowości żydowskiej, eksterminowanych przez Niemców. Zanim jednak wyruszył w drogę, spotkał się z przedstawicielami żydowskiej diaspory „Bundu” i syjonistycznej organizacji „Poalej Syjon”. Chciał bowiem mieć informacje nie tylko zasłyszane czy przeczytane w prasie podziemnej, lecz również te zaczerpnięte bezpośrednio od Żydów. Poszedł również do getta, chcąc naocznie sprawdzić, jak wygląda tam życie. W przebraniu łotewskiego żołnierza odwiedził niemiecki obóz. Obie te wizyty, w getcie i obozie w Izbicy Lubelskiej, skąd wywożono Żydów do eksterminacji w Bełżcu jak sam mówił w sposób trwały zaciążyły na całym jego życiu.
Antyniemiecka propaganda
Reklama
Po licznych trudach i przygodach Karski dotarł z misją do Wielkiej Brytanii w 1942 r. Teraz chodziło tylko o to, by po odczytaniu jego raportu jak najszybciej zadziałał rząd brytyjski i rząd amerykański. Rząd polski na emigracji poinformował więc o sytuacji Polaków i Żydów Międzyaliancką Radę Wojenną. Jak opowiadał Karski przed dwudziestu laty w filmie „Daremna misja” Janusza Weycherta, jedynie przedstawiciele żydowskiej diaspory, Szmul Zygielbojm i Ignacy Schwarzbart, z którymi Karski spotkał się w Londynie, nie kwestionowali jego relacji. Natomiast brytyjski lord Selborne, kierownik Wydziału Operacji Specjalnych Międzyalianckiej Rady Wojennej, od którego decyzji wiele zależało, uważał wręcz, że Karski uprawia… antyniemiecką propagandę. „(…) 18 stycznia 1943 r. urzędujący wtedy minister spraw zagranicznych Edward Raczyński przedstawił wszystkie żądania Żydów na Międzyalianckiej Radzie Wojennej. Na każde żądanie Eden odpowiedział: «Nie». Argumentując zresztą to argumentami, które mogły się wydawać racjonalne. Chodziło m.in. o to, by Żydzi, którym uda się uciec, (…) mogli otrzymać w państwach neutralnych wizy i schronienie. Eden odpowiedział, że Anglia nie może udzielić takiego schronienia, bo już ma sto tysięcy uciekinierów. Nie ma miejsca na więcej. On będzie się starał być może będą możliwości osadzenia żydowskich uciekinierów w północnej Afryce”.
Nikt mi nie powiedział, że nie lubi Żydów
W tym samym filmie Jan Karski opowiadał również: „(…) Miałem przypadki, że któryś z polityków brytyjskich spotkał się ze mną «z okazji» albo pod wpływem nacisku. Zupełnie to, co mówiłem nie interesowało go. Przerywał rozmowę, dziękował mi i wychodził. (…) Nikt mi nie powiedział, że ja kłamię. Nikt mi nie powiedział, że nie lubi Żydów, że jest antysemitą. Oni po prostu przedstawiali argumenty, z których wynikało, że nic nie można dla Żydów zrobić”.
Reklama
Karski wspominał też, jak przygnębiające wrażenie wywarło na nim kolejne spotkanie z przedstawicielem brytyjskiego establishmentu. Tym razem ze wspomnianym lordem Selborne, który opiekował się z ramienia brytyjskiego rządu wszystkimi ruchami podziemnymi w Europie. On też decydował, kto ile dostanie pieniędzy, sprzętu czy wyposażenia. Karski mówił: „(…) Żydzi m.in. chcieli pieniędzy z Zachodu, bo Niemcy byli przekupni i za pieniądze wypuszczali ludzi z obozów. (…) Lord rozgniewał się i powiedział, że żaden członek rządu tego nie zrobi. Powiedział: «My nie możemy tego zrobić, bo takie sprawy zawsze stają się publiczne i co by na to powiedziała opinia publiczna? Żaden przywódca nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności. Czy pan nie zdaje sobie z tego sprawy? Jak będzie reagowała nasza opinia publiczna, gdy się dowie, że my subsydiowaliśmy Hitlera złotem i twardymi dewizami, żeby mógł kupować wizy w krajach neutralnych?»”.
Wpływowi ludzie
Prosząc o pomoc w ratowaniu Żydów, Jan Karski spotykał się w Wielkiej Brytanii z wpływowymi ludźmi nauki, kultury i artystami, aby wywarli nacisk na swój rząd. Jak pisze w swej najgłośniejszej dziś na świecie książce „Tajne Państwo”, spotkał się zarówno z przywódcą „(…) laburzystów Greenwoodem, przywódcą torysów lordem Cranborne, ministrem handlu Hugh Daltonem, (…) Owenem O’Malleyem, wiceministrem spraw zagranicznych sir Richardem Lawem”. Jednak reakcja z ich strony nie była wielka. Zaś żydowski pisarz, niegdyś komunista, Arthur Koestler, o mało nie zdekonspirował Karskiego, podając w prasie brytyjskiej i w audycji radiowej BBC wiele identyfikujących go informacji.
Podobnie w sprawie ratowania Żydów, jak rząd brytyjski, zachował się niekwestionowany autorytet wśród amerykańskich Żydów sędzia Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych Felix Frankfurter. Najpierw nie chciał uwierzyć Karskiemu. Później nie udało mu się zmobilizować społeczności żydowskiej, by mogła zgromadzić potrzebne fundusze na „wykupienie” swych braci z rąk niemieckich.
Reklama
Również prezydent USA, choć przyjął Karskiego i słuchał ponad godzinę jego wypowiedzi, niewiele zdziałał dla ratowania Żydów. Jak mówił Jan Karski dla TV Chicago: „(…) Roosevelt powiedział mi: «My walczymy o wolność wszystkich narodów w Europie. A zapewnić im wolność to znaczy literalnie zmiażdżyć Niemcy. Wszystko inne jest sprawami pobocznymi». Sprawy żydowskie, podobnie jak i sprawy polskie (…) to były dla niego sprawy poboczne. Kontaktowałem się z wielkimi wielkiej koalicji. Ci ludzie myśleli w wielkich kategoriach. Losy ludzkości były w ich ręku. Oni wszyscy byli skoncentrowani na tym, by wygrać jak najszybciej tę wojnę… Zmiażdżyć wojskowo Niemcy”.
Z ich perspektywy los jednostek, które przeliczały się już w miliony zamordowanych ludzi, stawał się dla „wielkich” mały i coraz mniejszy… Podobnie jak los Jana Karskiego po wojnie, który do jej końca jeździł po Stanach Zjednoczonych, głównie do największych skupisk Żydów, opowiadając o straszliwej tragedii ich braci w Europie.
Odkryty po latach
Kiedy 5 lipca 1945 r. USA odmówiły uznania polskiemu rządowi na uchodźstwie, a polską ambasadę następnego dnia przejęli przedstawiciele Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, Karski został pozbawiony z dnia na dzień pracy w polskiej placówce w Waszyngtonie. Tylko dzięki jednemu z amerykańskich przyjaciół mógł się zatrzymać w USA. Ale już rok później chciano go ekspulsować, gdyż… był obywatelem komunistycznego państwa. Lecz i tym razem, dzięki interwencji amerykańskich przyjaciół, został w USA. Nie udało mu się jednak nostryfikować swoich dwóch dyplomów lwowskiego uniwersytetu. Otrzymując miesięcznie 20 dolarów stypendium, pod rygorystycznym zakazem podjęcia jakiejkolwiek pracy, rozpoczął studia, a potem karierę naukową na Georgetown University. W 1965 r. ożenił się z ekscentryczną, jak mówili niektórzy, amerykańską tancerką żydowskiego pochodzenia. W Waszyngtonie mieszkał aż do śmierci w 2000 r. Po 1989 r. kilkakrotnie odwiedził Polskę.
Przez lata o tym, kim był Karski i co zrobił dla Żydów, poza bardzo wąskim gronem ludzi, nikt nie wiedział. „Odkrył” go w 1978 r. Claude Lanzmann, twórca filmu „Shoah”. Po emisji tego, dla wielu kontrowersyjnego, filmu, w 1985 r. Jan Karski otrzymał izraelski medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Środowiska żydowskie wystawiły jego kandydaturę do Pokojowej Nagrody Nobla. Do dzisiaj był i jest hołubiony przez nie. W Polsce natomiast przyznano mu najwyższe odznaczenie państwowe Order Orła Białego. W 2012 r. uhonorowany został z kolei najwyższym amerykańskim odznaczeniem wręczanym cywilom Medalem Wolności. Ceremonii towarzyszyły jednak trzy skandale: wręczając medal, amerykański prezydent Barack Obama użył sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”, czemu nie zaprotestował odbierający pośmiertne odznaczenie Adam Rotfeld, zarejestrowany w swoim czasie jako „TW”.
Już w latach 90. minionego wieku Karski otrzymał z całego świata wiele nagród, odznaczeń, honorowych doktoratów. Ale, jak sam podkreślał przed wielu laty: Nie mogły one zagłuszyć bezczynności wielkich tego świata, kiedy Niemcy mordowali Żydów.