Chodzi tu o liczbę osób przystępujących do Komunii w stosunku do liczby osób obecnych na niedzielnych mszach świętych - w ubiegłym roku w Polsce wyniosła ona aż 48 proc.! To jednoznacznie pozytywna tendencja, wskazująca, że nasza wiara staje się coraz głębsza, bardziej dojrzała, można powiedzieć na swój sposób „elitarna”.
Rośnie bowiem liczba chrześcijan, dla których samo uczestnictwo we mszy św. niedzielnej to za mało, dopiero przyjęcie Komunii św. stanowi swoistą całość.
Sama to nieraz obserwuję, jako „niepoprawny” churchingowiec, w różnych kościołach w Warszawie, ale też poza nią. Bywałam świadkiem i takich sytuacji, kiedy na niedzielnej eucharystii (na przykład w późnych godzinach wieczornych, a więc z udziałem przedstawicieli raczej młodego lub średniego pokolenia), na których naprawdę tylko nieliczni nie przystępowali do Komunii. Gołym okiem więc widać, zwłaszcza po zakończeniu pandemii, że coraz mniej jest w kościołach ludzi, którzy do niego przychodzą tylko ze względu na rodzinny rytuał czy przywiązanie do lokalnej / narodowej tradycji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Uczestnicząc we mszach św. coraz częściej realizujemy nasze potrzeby duchowe, ważna jest dla nas po prostu relacja z Panem Bogiem, a nie otoczka zewnętrzna. Tylko, że … jest nas jednak mało. Jak wynika z raportu Instytutu Statystyki, mamy do czynienia ze spadkiem religijności: liczba dominicates, czyli osób uczestniczących w niedzielnej mszy świętej wynosi ok. 29 proc. (w zależności od regionu Polski), liczba powołań zmniejsza się, powoli zaczynają się łączyć parafie, spada liczba uczestniczących w katechezie, itd., itd…
Czyż nie taki Kościół widział w przyszłości kardynał Joseph Ratzinger, gdy w 1969 roku (sic!) pisał: „Mała trzódka wierzących to coś kompletnie nowego”? I prorokował, że „Kościół jutra nie tylko będzie funkcjonował w zupełnie innej formie, ale tworzyć go będą małe wspólnoty, podobne do tych, które były na samym początku chrześcijaństwa…”.
Wydaje się, że nasza polska religijność zmierza powoli ku takiemu modelowi. I chyba jest to jedyna droga do odrodzenia wiary w narodzie – chociaż pewnie już w kolejnym pokoleniu. Tylko prawdziwie wierzący rodzice, którzy będą uczestniczyć w niedzielnej mszy św. nie ze względu na przywiązanie do tradycji, ale z uwagi na osobistą relację z Panem Bogiem, przekażą autentyczną wiarę i wartości ewangeliczne swym dzieciom. W ten sposób – znów zacytuję Benedykta XVI - „z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra”, kiedy to tendencja spadku religijności zacznie się powoli odwracać. Tak to już jest w dziejach, że kolejne epoki czerpią z poprzednich, co obrazuje sinusoida Juliana Krzyżanowskiego w literaturze: renesans nawiązywał do antyku, barok do średniowiecza, oświecenie do renesansu, romantyzm do baroku, itd. Stąd właśnie, w sytuacji nieoptymistycznej, bierze się mój optymizm.