Reklama

Szczęście - żyć w pokoju

Włodzimierz Wolny ma 88 lat. Mieszka na Woli Duchackiej. Ma za sobą życie, na którym wojna i okupacja hitlerowska odcisnęły swe piętno. Tamte lata, przeżycia, wydarzenia wciąż wracają, stały się przeszłością, której nie da się zapomnieć

Niedziela małopolska 41/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Usłyszał straszną wiadomość

W 1939 r. pan Włodzimierz miał 18 lat. Uczył się zawodu, należał do Związku Strzeleckiego. Był dumny ze starszego brata, który służył w 2. Pułku Lotniczym. Miał marzenia, plany… W lipcu uczestniczył w kursie organizowanym przez Związek Strzelecki. Nawet wygrał zawody strzeleckie (potwierdzenie tego faktu - stary, pożółkły dyplom z datą 16.07 1939 - pokazuje, jakby obawiał się, że nie uwierzę). W czasie wakacji wybrał się z młodszym bratem do Bydgoszczy. Odwiedził brata lotnika, rodzinę. - Polacy wciąż wierzyli, że nie będzie wojny - mówi, gdy pytam, czy spodziewano się wojny, czy czyniono do niej przygotowania. - Chociaż wyczuwało się nerwowe napięcie. Gdy w sierpniu 1939 r. wracałem z Bydgoszczy, widać było przygotowania. A potem, 28 sierpnia, mieliśmy koncentrację na krakowskich Błoniach. Przybyli strzelcy z całego krakowskiego okręgu. To miał być uroczysty przegląd, mieli przyjechać generałowie polskiego wojska, przedstawiciele z Warszawy. W trakcie koncentracji usłyszeliśmy straszną wiadomość. Mieściła się w jednym słowie: wojna.
Nadszedł 1 września 1939 r. Popłoch, strach, zamieszanie, pierwsze samoloty, bomby, strzały i pierwsi zabici. - To była sobota - mówi pan Włodzimierz. - Rano usłyszałem nietypowe szumy. Gdy wyszedłem przed dom, zobaczyłem klucze samolotów. Leciały od Trzebini. Część skierowała się na Kraków, część poleciała dalej. Dowiedziałem się, że pierwsze bomby padły w okolicach ulicy Warszawskiej. A po południu, gdy wybrałem się na dworzec kolejowy, gdzie pracował mój ojciec, po raz pierwszy na własnej skórze odczułem, czym jest strach przed kulami, które padają tuż obok, a człowiek nie ma się gdzie ukryć.

Trafił na front, został jeńcem

Wspólnie z kilkoma kolegami pan Włodzimierz zgłosił się 3 września do wojska. Z pułkiem, do którego zostali wcieleni, ruszyli w kierunku Lwowa. Tam uczestniczyli w obronie miasta. - Na początku wyprawy na wschód jeszcze się nie bałem, byłem młody, zdrowy, silny - przyznaje. - Ale pod Jarosławiem przeżyłem taki moment, że potem to już każdego dnia się do Matki Boskiej modliłem, żebym przeżył. I do domu wrócił. A było tak, że nie zdążyłem się ukryć przed kolejnym nalotem niemieckich samolotów. Przez 5 minut leżałem wystawiony na pociski. Miałem plecak, a w nim potrzebne żołnierzowi przedmioty. Gdy już po ataku zaglądnąłem do środka, okazało się, że tam same strzępy zostały, a wśród nich 3 duże pociski… - mówi pan Włodzimierz łamiącym się głosem.
Dotarłszy do Lwowa, brał udział w obronie miasta, został ranny, potem znalazł się w niemieckiej niewoli i już jako jeniec wojenny wracał prawie tym samym szlakiem w rodzinne strony. - To było straszne, upokarzające przeżycie - wspomina. - Jako jeńcy wojenni zatrzymywaliśmy się w różnych miejscach. Otoczeni kolczastym drutem, pozostawieni pod gołym niebem. Chleb pokrojony w kromki rzucano nam jak zwierzętom. Kto był bliżej, to złapał kilka, inni nie dostawali nic. Gdy przywieziono wodę, to ludzie się na nią rzucali i efekt był taki, że więcej się jej rozlewało, niż można było wypić. Potem były zwierzęce wagony, w których powoli zmierzaliśmy w kierunku Krakowa. W wagonie, w którym jechałem, wymyśliliśmy, że jak dojedziemy w rodzinne strony, to spróbujemy uciec. Udało nam się przygotować okienka, które były zakratowane kolczastym drutem. W okolicy Bieżanowa wyskoczyliśmy prosto w krzaki. Przez wiele godzin czułem piekący ból, ale nawet się nie ruszyłem. Grupa uciekinierów, która wyskoczyła z drugiej strony, nie miała tyle szczęścia, co my. Zostali zastrzeleni. Następnego dnia, po nocy spędzonej w domu jednego ze współuciekinierów, wróciłem do domu. Byłem chory na czerwonkę, strasznie brudny, w ubraniu pokrytym mnóstwem łat… Ale wszyscy się ucieszyli. Dziękowałem Bogu, że żyję, że wysłuchał moich próśb.

Przeżył wojnę, dba o pamięć pomordowanych

Po powrocie pan Włodzimierz musiał nauczyć się żyć w nowych, trudnych, okupacyjnych warunkach. Początkowo pracował w niemieckiej firmie, więc miał odpowiednie dokumenty ułatwiające poruszanie się po mieście. Bardzo szybko trafił do partyzantki (ZWZ, AK). Miał pseudonim Juhas. Gdy w firmie zaczęto się domyślać jego działalności, zniknął z Krakowa. Przez półtora roku żył wśród partyzantów. W czarną niedzielę trafił do Obozu Płaszów, ale miał szczęście, że spotkał tam swojego pracodawcę, Austriaka. To jemu zawdzięcza uwolnienie.
Pan Włodzimierz od lat jest zaangażowany w utrwalanie historii wojny i okupacji. Stara się ocalić od zapomnienia nazwiska kolegów, przyjaciół, którzy nie mieli tyle szczęścia co on i zginęli. Młodym ludziom opowiada o czasach pogardy, a oni słuchają z uwagą, dopytują o szczegóły. - Trzeba, żebyśmy pamiętali o tym, co było - przekonuje. - Trzeba, żebyśmy sobie uświadamiali, jak straszna jest wojna. Może wtedy kolejne pokolenia będą dbały o pokój, który jest tak cenny w życiu każdego człowieka.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Białystok/ Policja zatrzymała podejrzanego o profanację przydrożnych krzyży i kapliczki

2024-08-16 10:01

[ TEMATY ]

profanacja

dewastacja

pixabay.com

Białostocka policja zatrzymała 41-letniego mężczyznę podejrzanego o publiczne znieważenie przedmiotów czci religijnej w podmiejskiej gminie Choroszcz. Chodzi o kilkukrotne zniszczenie krzyży i przydrożnej kapliczki z figurą Matki Boskiej.

Jak poinformował w piątek rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa, pod koniec lipca wpłynęło zawiadomienie, że we wsi Kościuki została uszkodzona figura Matki Boskiej. Ktoś odłamał dłonie, zniszczył też głowę i twarz figury. Kolejne zawiadomienie dotyczyło uszkodzeń przydrożnego krzyża.

CZYTAJ DALEJ

Woj. podlaskie: Tragedia w drodze powrotnej z pielgrzymki. Matka i syn zginęli w wypadku

2024-08-14 18:33

[ TEMATY ]

pielgrzymka

wypadek

OSP KSRG Stara Rozedranka

Tragedia w drodze powrotnej z pielgrzymki na Jasną Górę. 42-latka i jej 10-letni syn zginęli po tym, jak kierowane przez kobietę BMW zderzyło się czołowo z ciężarówką. Do wypadku doszło we wtorek w okolicy miejscowości Wierzchłowce (woj. podlaskie).

Dwie osoby zginęły w wypadku dwóch aut, do którego doszło we wtorek po południu na drodze krajowej nr 19 na odcinku Sokółka - Białystok - poinformowała podlaska policja. Droga jest zablokowana, policja kieruje na objazdy przez Korycin.

CZYTAJ DALEJ

Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, Krew moja jest prawdziwym napojem

2024-08-16 22:10

[ TEMATY ]

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Panie, niech Twoje święte Ciało, które spożywamy, napełnia nas mocą do bycia znakiem Twojej pięknej obecności w świecie!

Jezus powiedział do Żydów:

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję