Ostachowicz ma jedno, proste zadanie, a jest nim dbanie o wizerunek i przekaz szefa. To człowiek legenda, który jest uznawany za ojca największych propagandowych sztuczek Tuska w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Dziś widzę jak się przemęcza i jako niegdyś bywalec konferencji prasowych Donalda Tuska (za jego pierwszych rządów), który mijał się i zamienił nieraz kilka zdań z jego szarą eminencją, apeluję: Igor, przyhamuj. Organizujesz wrzutkę za wrzutką, wymyślasz mediom tematy do przykrycia afer i problemów szefa, ale tego co się dzieje nie zamieciesz. Szczególnie, że jest tego coraz więcej. Poza tym to działało w 2012, ale dziś to obciach i cringe.
Rządzenie przez dzielenie
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kilka dni temu znalazł nowy pomysł na dalsze bezproblemowe rządzenie przez skłócenie obywateli i w mediach wrócił tematu „likwidacja Fundusz Kościelnego”. Wakacje są, a niech się obywatele, ci wierzący z niewierzącymi pokłócą. Ten temat to taki neverending story, bo w styczniu powstało specjalne ciało, nazwane „Międzyresortowym Zespołem ds. Funduszu Kościelnego”, a kolejne posiedzenia pozwalają zapodać mediom starego kartofla. Szczególnie kuszącego, że premier kpiąc sobie z prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego, to właśnie Władysława Kosiniaka-Kamysza uczynił przewodniczącym tego zespołu ds. „spiłowania katolików” i wyznawców innych wiar w Polsce.
Reklama
W piątek odbyło się kolejne posiedzenie tego ciała i na reakcje nie trzeba było długo czekać. „Fundusz Kościelny od lat dzieli Polaków i od lat jego wielkość regularnie rośnie” – pisze Onet, który oczywiście nie zwraca uwagę, że to nie FK Polaków dzieli, tylko premier, który robi z tego przedmiot ideologicznej wojny i przydatny zabieg przykrywający wszystko to, czego on nie chce, żeby obywatele widzieli. Ten sam portal pisze, że „rządząca koalicja nie ustaliła jeszcze między sobą, co dalej zrobić z funduszem, który w ostatnich latach stał się symbolem sojuszu tronu i ołtarza.” Kolejna manipulacja, a wystarczyłoby, żeby autor artykułu poszukał sobie informacji czym jest Fundusz i jak powstał. Szybko dowiedziałby, że jest rekompensatą za odebranie majątków kościelnych przez komunistów, wśród których pewnie znalazłoby się rodziców esbeków, którym teraz nowy rząd podwyższył emerytury. Ale zostawmy fakty, przecież nie o nie chodzi w działaniach rządu w sprawie Funduszu Kościelnego, chodzi o to, żeby nic się nie zadziało, ale co jakiś czas podgrzać antyklerykalne nastroje. Trochę jak z księdzem Michałem O., którego nieludzkie traktowanie zawsze wywoła rechot u jakiejś części polityków PO, Lewicy i ich elektoratu.
Wrzutka wrzutką pogania
„Piłowanie katolików” to tylko jedno ze zgniłych warzyw w tym koszyku. I tak przez cały tydzień udało się wrzucić „na ruszt”, czyli pod weekendowe dyskusje masę tematów, które mają jeden cel: przykryć realne problemy, afery i niespełnione obietnice. Podliczmy tylko mijający tydzień. Premier Donald Tusk wrzucił już filmik ze sportowcami, zdjęcie z wiewiórką, a wcześniej opowieść o 100 miliardach złotych rzekomo wykradzionych pieniędzy, z których podejrzanych (według niego i Adama Bodnara) okazało się kilka. Jak zgrabnie podsumował to na X użytkownik „Antek” o nicku @an_te_k: Miliardy złotych ukradzione za rządów PiS są jak program 100 konkretów. W obu przypadkach Tusk zapowiedział sto, a w rzeczywistości wyszło z tego jakieś pięć.
Reklama
To nie wszystko, bo szef rządu z uśmiechem i Sławomirem Nitrasem pod pachą podrzucił mediom temat Igrzysk Olimpijskich w Polsce. Nie było to za mądre i spotkało się z masą krytycznych głosów nawet ze strony mediów sprzyjających, ale to i tak pan premier wymyślił po to, żeby przykryć poprzednią kompromitację, tj. konferencję prasową w trakcie której poinformował o skutkach prac swojej komisji do badania rosyjskich wpływów w Polsce, czyli ciała, w którym zasiada kilku jego kolegów, którzy ubolewają, że prof. Sławomir Cenckiewicz śmiał badać związki z Rosją Tuska i jego towarzyszy. Wynikiem ich prac jest dokument składający się z… dwóch stron. Brakowało w tym wszystkim ładu i składu, ale za to widać było pośpiech, wywołany zapewne tym, że na światło dzienne wyszło, że na konferencje premiera przychodziła partnerka GRU, a przez jej i Pawła Rubcowa vel Gonzaleza mieszkanie przewijała się masa dziennikarzy obozu dziś rządzącego. Okazało się też, że pani Magda, bo tak jej na imię – była w ścisłym centrum TVP gdy uśmiechnięta koalicja siłowo przejmowała media publiczne w Polsce. Ale po co o tym mówić, gdy można kopnąć piłkę na jakimś „Orliku”?
Co ciekawe cyrkowość ruchów Tuska, których pomysłodawcą jest zapewne sam Ostachowicz spostrzegają nawet media liberalne, zauważając, że mówiąc o kwestii rosyjskich wpływów w Polsce – Tusk nie może zamieniać tego w polityczną szopkę. „Premier nie powiedział, co z tego wynika i po co Cenckiewiczowi były haki na wojskowych i dlaczego miał chcieć wyeliminować ich z życia publicznego” - pisze Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin na łamach Kultury Liberalnej. Rzeczywiście to co mówił szef rządu brzmiało jak akt oskarżenia, a nie powód do podważenia wiarygodności prof. Cenckiewicza. „Wiadomo też, że politycy robią komisje, żeby zaspokoić społeczne oczekiwania działania władzy i dlatego w tym sejmie także powstało kilka, a realną pracę w sprawie rozliczeń wykonują w ciszy odpowiednie służby. Jednak teraz po opisaniu Gonzaleza i jego partnerki przydałby się jakiś lepszy komunikat niż sugestia, że poprzednia komisja była upolityczniona albo i mogła działać na niekorzyść państwa. Tak, jak warto być podejrzliwym, tak i należy oczekiwać od państwa, że w tym wypadku nie będzie mówić o PiS-ie, tylko o tym, że panuje nad sytuacją i chroni obywateli.” – puentuje Skrzydłowska-Kalukin.
Dodałbym tylko, że problem w tym, że Tusk i Ostachowicz zatrzymali się ponad dekadę temu i oni inaczej nie potrafią. Zdjęcia z wiewiórką, groźne miny, kopanie piłki, odprawa ministrów na konferencji prasowej, nagłówki „Tusk się wściekł” i zły PiS. To jest ich szczyt możliwości intelektualnych. Przykro mi panowie, ale tego co kiedyś działało Polacy dziś nie kupią. Walczcie dalej.