Reklama

Nasz misjonarz w Boliwii

Ks. Mariusz Godek to ksiądz z diecezji legnickiej, który od 3 lat pracuje jako misjonarz w Boliwii. Wcześniej pracował jako wikariusz m.in. w Leśnej, Bolesławcu i w Mirsku. W ostatnim czasie przebywał w Polsce na urlopie wypoczynkowo-zdrowotnym. Opowiedział nam o swoim powołaniu misyjnym i pracy misyjnej w dalekiej Boliwii

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Waldemar Wesołowski: - Jak to się stało, że po kilku latach pracy w diecezji zdecydował się Ksiądz na wyjazd na misje?

Ks. Mariusz Godek: - Kiedy byłem w ośrodku misyjnym w Warszawie, gdzie przygotowywałem się do wyjazdu przez rok, mówiono nam, że powołanie misyjne to powołanie w powołaniu. Już kiedy byłem na parafii w Bolesławcu, a byłem tam 5 lat, coś zaczęło mi chodzić po głowie. Przychodziły takie myśli, żeby dać z siebie coś więcej. Od tego minęło jeszcze 7 lat, nim zdecydowałem się na wyjazd. Decyzja zapadła na parafii w Mirsku.

- Pozostała jeszcze rozmowa z Biskupem i jego decyzja…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- To było w Wielki Czwartek. Powiedziałem Księdzu Biskupowi o moich planach, przyjął to z wielką radością. Potem, podczas Mszy św. Krzyżma wspomniał o tym w kazaniu. Ja wiedziałem, że chcę jechać do Ameryki Południowej, choć nie miałem jeszcze dokładnych planów. Postanowiłem, że będzie to jakiś najbiedniejszy i najbardziej dziki kraj. Zanim poszedłem do domu formacji misyjnej w Warszawie, spotkałem się jeszcze z bp. Stanisławem Dowlaszewiczem, który pochodzi z Kamiennej Góry, a pracuje w Boliwii. Zachęcił mnie, by przyjechać do Boliwii, do Santa Cruz i tam pracować. I tak się stało.

- Jakie były kolejne kroki przygotowania?

- Nie od razu się wyjeżdża. Wspomniałem o domu formacji misyjnej w Warszawie. Tam spotykają się wszyscy planujący pracę na misjach: księża, siostry zakonne, osoby świeckie. To był czas przede wszystkim formacji, modlitwy, ale nie tylko. Uczyliśmy się języka, który będzie konieczny do pracy, spotykaliśmy się z misjonarzami, którzy mają doświadczenie w pracy misyjnej. Wtedy właśnie na wiele rzeczy zaczęły nam się otwierać oczy. Oczywiście, uczyliśmy się również wielu innych rzeczy niezbędnych w pracy misyjnej. Kolejnym krokiem było spotkanie z biskupami, pobłogosławienie i wręczenie krzyży misyjnych. Wysłanie na misje, którego dokonał bp Stefan Cichy, miało miejsce w Świebodzicach. 11 listopada, w święto Niepodległości Polski, znalazłem się w Boliwii.

Reklama

- Jakie było to pierwsze zderzenie z nową rzeczywistością?

- To, co od razu uderzyło, to upał i niesamowita wilgotność powietrza. U nas w listopadzie jest już zimno, więc kiedy w prawie zimowym ubraniu wyskoczyłem na lotnisko, od razu oblały mnie poty. Widać było, że przyjechałem z daleka. Pierwsze spotkania z ludźmi, tego bałem się najbardziej, okazały się bardzo pozytywne. Czekali na mnie polscy franciszkanie, zawieźli mnie do klasztoru, gdzie czekałem na decyzję o przydziale parafii. Szlifowałem też język.

- Jaki był pierwszy kontakt z nową parafią?

- Parafia znajdowała się niedaleko klasztoru. Kiedy dowiedziałem się, że tam właśnie będę pracował, poszedłem się rozejrzeć. Przed kościołem spotkałem starszą kobietę, Indiankę z gór, która sprzedawała czasopisma. Spytałem ją, czy ma przyjść nowy ksiądz, a skąd będzie itd. Kiedy później odprawiałem pierwszą Mszę św., poznała mnie i śmiała się, że dała się „tak zrobić”. Wśród ludzi lepiej poznawałem język, odprawiałem Msze św., sprawowałem inne sakramenty, spotykałem się z różnymi grupami parafialnymi.

- Jaka jest różnica, jeśli chodzi o duszpasterstwo, między Polską a Boliwią?

- Różnice są i to duże. Pierwsza sprawa, to wielki brak kapłanów. Jest bardzo mało Boliwijczyków, którzy wstępują do seminariów. Śmieję się, że chyba jest zbyt gorący klimat i oni też mają zbyt gorącą krew. Ogromną pomoc w parafii świadczą ludzie świeccy, którzy bardzo pomagają w liturgii, w przygotowaniach do sakramentów. Trzeba mieć z nimi dobry kontakt, zachęcać ich do takiej pracy, no i przygotować ich. Dość często zdarzają się chrzty osób już dorosłych, czy nawet w podeszłym wieku, oraz zgłaszają się np. do ślubu ludzie, którzy do tej pory nie przyjęli jeszcze żadnych sakramentów. Tak więc pracy jest dużo. Jeśli chodzi o sam rytm pracy duszpasterskiej, to jest on podobny. Jest kancelaria parafialna, do której przychodzą ludzie w różnych sprawach, zamawiają Msze itd. Są różne grupy w parafii. Poza tym ksiądz jest ciągle w ruchu, do wielu ludzi trzeba docierać samemu. Jeżdżę więc na obrzeża parafii, odwiedzam domy, rodziny, szukam chorych, pytam o ich wiarę i o udział w życiu religijnym. Trzeba powiedzieć, że Boliwijczycy podchodzą do księdza z wielkim szacunkiem, chętnie rozmawiają. W tych rozmowach są bardzo szczerzy, mają do nas wielkie zaufanie.

- Jakimi ludźmi są Boliwijczycy?

- Boliwijczyków można podzielić na dwie grupy. Powyżej 2 tys. m npm, w górach żyją rdzenni mieszkańcy, Indianie. To widać po kolorze skóry, wzroście, po twarzy. Wobec obcych zachowują dystans, są nieufni. Jednak, kiedy przekonają się, że ktoś nie ma złych zamiarów, że otwiera się na nich, oni też to robią. Za poświęcenie się dla nich odpowiadają tym, że są niesamowicie wierni Kościołowi i księdzu, który z nimi pracuje. Natomiast na Wschodzie kraju mamy mieszankę ludności. Rejony Santa Cruz to mieszanka ludzi białych z Indianami. Ci ludzie są bardzo otwarci, o gorących sercach, jak klimat tam panujący, ale trzeba mieć do nich wiele cierpliwości. Np. liturgia tam musi być bardzo radosna, tak jak ich usposobienie. Lubią rozmawiać, śmiać się, tańczyć. To pewnie efekt gorącego klimatu i wiecznie zielonej roślinności. To przechodzi też na częstą niestałość charakteru i emocji.

- Jakie są największe problemy?

- Boliwia to najbiedniejszy kraj Ameryki Południowej. Marzeniem wielu ludzi nie jest wcale np. lodówka czy pralka, bo tego nie ma, marzeniem jest mieć pracę, by móc utrzymać rodzinę. Często jest tak, że rodzice pracują po 12 godzin dziennie, dzieci też szybko uczą się pracy. Zatem kontakt rodziców z dziećmi jest bardzo mały. Kiedy przychodzi niedziela, chcą też zrobić coś w domu albo koło domu, bo w tygodniu nie ma na to czasu. To właśnie bieda i chęć szybkiego dorobienia się sprawiają, że tam, gdzie można uprawiać kokę, wielu to robi. Pojawiają się i mafie narkotykowe nie tylko boliwijskie, ale i z innych państw, są rozgrywki między nimi. Nie zawsze jest bezpiecznie. Kościół robi, co może, żeby pomóc tym ludziom. W Boliwii Kościół ma około 40% szkół, ma szpitale. To wszystko funkcjonuje dzięki pomocy z zewnątrz, z Zachodu, głównie z USA. Przy parafiach są zespoły Caritas, które prężnie działają. Piękne jest to, że w tej swojej biedzie ci ludzie dostrzegają innych, którzy mają jeszcze gorzej i robią wszystko, aby im pomóc.

- Skoro jest tam taka wielka bieda, to z czego utrzymują się parafie i misjonarze?

- Każdemu polskiemu misjonarzowi raz na rok pewną sumę (3,5 tys. zł) wypłaca Konferencja Episkopatu Polski. Jest też dzieło Ad Gentes, które wspomaga jakieś konkretne projekty, prowadzone prace w parafiach. Przy rządzie RP jest też komórka, która zajmuje się pomocą finansową dużych projektów, choć to dotyczy najczęściej Afryki. Oczywiście to nie wystarcza. Dlatego, kiedy przyjeżdżamy do kraju, po prostu szukamy przyjaznych parafii, gdzie możemy głosić kazania, rekolekcje i zbierać ofiary. Szukamy też „sponsorów”, przyjaciół. Przy tej okazji chciałbym też serdecznie podziękować za pomoc, jaką otrzymałem z naszej diecezji. W ubiegłym roku księża zbierali ofiary, które zostały przeznaczone na zakup samochodu terenowego, który jest niezbędny do pracy duszpasterskiej. Otrzymałem też pomoc z Miva Polska (organizacja pomagająca misjonarzom w zakupie środków transportu). Udało się kupić terenową Hondę. Kiedy rozmawiałem z bp. Stefanem Cichym, powiedział mi, że te zbiórki będą nadal organizowane, gdyż potrzeby parafii są bardzo duże. Za każdą pomoc serdecznie dziękuję. Proszę też o modlitwę, która jest nam bardzo potrzebna.

2010-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święta Mama

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Jest przykładem dla matek, że życie dziecka jest darem. Niezależnie od wszystkiego.

Było to 25 lat temu, 24 kwietnia 1994 r., w piękny niedzielny poranek Plac św. Piotra od wczesnych godzin wypełniał się pielgrzymami, którzy pragnęli uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości – ogłoszeniu matki rodziny błogosławioną. Wielu nie wiedziało, że wśród nich znajdował się 82-letni wówczas mąż Joanny Beretty Molli. Był skupiony, rozmodlony, wzruszony. Jego serce biło wdzięcznością wobec Boga, a także wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą często to podkreślał w prywatnej rozmowie. Twierdził, że wieczności mu nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak wspaniałą żonę. To pierwszy mąż w historii Kościoła, który doczekał wyniesienia do chwały ołtarzy swojej ukochanej małżonki. Dołączył do niej 3 kwietnia 2010 r., po 48 latach życia w samotności. Ten czas bez wspaniałej żony, matki ich dzieci, był dla niego okresem bardzo trudnym. Pozostawiona czwórka pociech wymagała od ojca wielkiej mobilizacji. Nauczony przez małżonkę, że w chwilach trudnych trzeba zwracać się do Bożej Opatrzności, czynił to każdego dnia. Wierząc w świętych obcowanie, prosił Joannę, by przychodziła mu z pomocą. Jak twierdził, wszystkie trudne sprawy zawsze się rozwiązywały.

CZYTAJ DALEJ

Bp Oder: Jan Paweł II powiedziałby dziś Polakom - "Trzymajcie się mocno Chrystusa!"

2024-04-27 20:22

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Ks. bp Sławomir Oder

Adam Bujak, Arturo Mari/Rok 2.Biały Kruk

- Jan Paweł II, gdyby żył i widział, co się dzieje dziś w Polsce, powiedziałby nam: "Trzymajcie się mocno Chrystusa!" - mówi w rozmowie z KAI bp Sławomir Oder, wcześniej postulator procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Karola Wojtyły. Kapłan wyjaśnia, że współczesny Kościół i świat zawdzięcza papieżowi z Polski bardzo bogate dziedzictwo, którego centralnym elementem jest personalistyczne rozumienie tajemnicy człowieka, jego praw i niezbywalnej godności.

Marcin Przeciszewski, KAI: Mija 10-lat od kanonizacji Jana Pawła II. Jak z perspektywy tych lat patrzy Ksiądz Biskup na recepcję dziedzictwa św. Jana Pawła II? Co z tego dziedzictwa, z dzisiejszego punktu widzenia jest najważniejsze?

CZYTAJ DALEJ

Zgierz: U Matki Bożej Dobrej Rady

2024-04-28 08:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Karol Porwich/Niedziela

W parafii Matki Boskiej Dobrej Rady w Zgierzu odbył się odpust parafialny, któremu przewodniczył bp Ireneusz Pękalski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję