Kolejna, 139. rocznica wybuchu powstania styczniowego stanowi
wyjątkową okazję do przybliżenia działalności Mieczysława Pawlikowskiego
- właściciela Medyki - i jego żony Heleny. To piękna, zapisana karta
w historii ziemi przemyskiej.
Kilkanaście dni po wybuchu powstania, właściciel Medyki
Mieczysław Pawlikowski pisał ze Lwowa do żony: "To cośmy przewidywali,
stało się. Działy się szaleństwa, bo przedwczoraj werbowano otwarcie
po ulicach i broń rozdawano. Bardzo wiele młodzieży wyszło - mianowicie
wiele rzemieślników... Niektóre oddziały maszerowały w szeregach.
Rząd wszystko tolerował dotąd - tu było już za wiele, bo kompromitowałoby
rząd dalsze tolerowanie. Aresztował kilkudziesięciu, tj. jeden oddział
w Żółkiewskiem i kilkunastu tutaj. Wyszło kilkuset. Czy ich zatrzymają
na granicy, czy też może sami nie wrócą - niewiadomo - Gazeta Narodowa
zamknięta. Głupstwo dzieje się po głupstwie". Treść tego listu w
sposób jednoznaczny obrazuje stosunek Pawlikowskiego do powstania.
Jego zdaniem wybuchło ono przedwcześnie i było źle zorganizowane.
Jak czas pokaże ów pogląd (wydaje się słuszny) nie przeszkodził Pawlikowskiemu
w przystąpieniu do powstania.
Wychowana w duchu patriotycznym Helena Pawlikowska pod
nieobecność męża - z pomocą Kornela Ujejskiego - jeździła po dworach
kwestując na rzecz walki zbrojnej. Była m.in. w Lesku u Krasickich,
w Bonowie u Lewickich, Duńkowiczkach u Łapińskich, w Boratynie u
Stadnickich, w Żurawicy u Horodyńskich i w Rudniku u Strachockich.
Pomimo że pałac Pawlikowskich był pod obserwacją płatnych agentów,
Helena nie zaniechała działalności na rzecz powstania. Dano jej miano
- na które w pełni zasłużyła - "Samarytanka powstańców". Na dworze
medyckim mieszkał weteran wielu powstań, sybirak Olszewski. Dla niego
to Pawlikowska zorganizowała wśród arystokracji galicyjskiej zbiórkę
pieniężną. To z myślą o nim Grottger namalował obraz Sybiracy. Pieniądze
pochodzące z jego sprzedaży przekazano Olszewskiemu.
Mieczysław Pawlikowski pełnił funkcję zastępcy komisarza
Rządu Narodowego na Galicję Wschodnią. W okresie powstania kilkakrotnie
przekraczał on potajemnie granicę rumuńską z rozkazami Wysockiego.
Zamierzano bowiem dla celów powstania wykorzystać stanowisko Rumunów
wobec Polski.
Mieczysław Pawlikowski aresztowany 3 marca 1864 r. został
skazany przez sąd wojenny na 3 lata ciężkiego więzienia (Lwów). 22
czerwca tegoż roku władze austriackie przeniosły go do fortecy w
Ołomuńcu, gdzie przez jakiś czas nie mógł korzystać nawet z książek.
Wiosną 1865 r. zachorował, musiał leżeć w szpitalu; gdy mu proponowano
wniesienie podania o ułaskawienie, odmówił. W Ołomuńcu przebywał
do 20 listopada 1865 r. (amnestia).
Jego żona w wyniku narastającego zagrożenia wyjechała
- pod przybranym nazwiskiem swojej kuzynki - do Genewy. Zabrała ze
sobą dwóch synów: Jana Gwalberta (1860-1939) i Tadeusza (1861-1915)
.
Jeszcze jedna, piękna historia związana z medyckim pałacem.
Otóż pułk Marcina Lelewela Borelowskiego posiadał własny sztandar
z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej w awersie oraz herbem z
białym jeleniem w rewersie. Sztandar ten ofiarował Helenie Pawlikowskiej
- jako wyraz wdzięczności za okazaną pomoc - jeden z powstańców oddziału
Lelewela.
Powstanie styczniowe upadło. Ziemia nasiąknięta krwią
tysięcy patriotów. Ciężkie łańcuchy u nóg tych, których okrutny los
skazał na syberyjskie mrozy. Spalone wsie, sprofanowane świątynie.
Lasy pełne zbiorowych mogił, na które wbito drewniany krzyż. Płacz
matek, żon, osieroconych dzieci. Wszystko niemal stracone. Pozostała
jednak nadzieja i wiara, podtrzymywana przez następne pokolenia.
Bohater jednego z opowiadań Stefana Żeromskiego Borycki (
pseud. Sz. Winrych) - jeden z uczestników styczniowego zrywu - konając
i patrząc na twarze swoich katów wypowiedział znamienne słowa: "Odpuść
nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Żeromski
dodaje: "Wielka nadzieja nieśmiertelności ogarnęła umierającego,
niby przestrzeń bez końca. Z tą nadzieją w sercu umarł". Taka jest
polska dusza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu