14 września 1963 r. kard. Stefan Wyszyński otrzymał imienne
zaproszenie od papieża Pawła VI na drugą sesję Soboru, która miała
rozpocząć się 29 września. Ksiądz Prymas pracował intensywnie, żeby
załatwić wszystkie sprawy związane ze swoimi diecezjami: przeprowadzał
wizytacje, prowadził prace kurialne. Podejmował też obowiązki związane
z Kościołem w Polsce. Na uwagę zasługuje długa rozmowa, od śniadania
do obiadu 16 września, z członkami klubu poselskiego "Znak". Po tym
spotkaniu zapisał między innymi:
W tonacji wypowiedzi rozmówców zawsze przejawia się pewnego
rodzaju antyklerykalizm, skłonność do mocniejszego oskarżania, niż
obrony.
Ta krótka notatka jest świadectwem, że Prymas Tysiąclecia
dostrzegał narastające różnice w wizji Kościoła pomiędzy nim a "Znakiem"
. Niedługo potem nastąpiło wyraźne pogłębienie antykościelnej postawy
tego środowiska.
Przygotowania do wyjazdu na sobór zakłócone zostały odmową
wydania paszportów biskupom z Ziem Zachodnich. Była to dla Księdza
Prymasa sytuacja tym boleśniejsza, że biskupi innych krajów rządzonych
przez komunistów, między innymi Węgier i Czech, nie mieli najmniejszych
trudności z otrzymaniem paszportów.
Nie był to jedyny problem, jaki miał kard. Stefan Wyszyński
w obliczu drugiej sesji soborowej. Ksiądz Prymas mówił o nich 23
września do wiernych w warszawskiej katedrze św. Jana. Oprócz sprawy
paszportów powiedział o swoich osobistych dylematach. Najpierw o
tym, że głęboko zastanawiał się, czy w ogóle wyjechać do Rzymu:
Dobrze rozumiecie, najmilsze dzieci, że niełatwo mi jest
odjeżdżać ze stolicy na kilka miesięcy, wtedy, gdy Kościół w Polsce,
a więc i moje archidiecezje, są pełne cierpień, krzywd i niesprawiedliwości,
zadawanych wam. Długo walczyłem ze sobą między obowiązkiem a stosownością.
Myślałem nawet - może lepiej nie jechać na sobór? Zostanę z rodziną
moją, z owczarnią przez Boga powierzoną, z kapłanami, którzy cierpią
tyle prześladowań, chociaż prowadzą pracę błogosławioną ku pokojowi
was wszystkich, narodu, ojczyzny i naszego życia wspólnego.
Potem zastanawiał się, co ma powiedzieć biskup Warszawy,
gdy go będą pytać na soborze o Kościół w Polsce?:
Biskup polski na soborze znajduje się nieraz w sytuacji
bardzo kłopotliwej. Pragnie mówić o ojczyźnie swojej jak najlepiej.
Niedawno prasa tego od nas wprost żądała. Inni mówią i piszą - biskupi
polscy milczą. Mogliby się przecież podzielić swoimi doświadczeniami
z nowej rzeczywistości. Ale sami odpowiedzcie, jak tu się dzielić
doświadczeniami, gdy mnie na przykład jakiś biskup murzyński, gdzieś
z głębi Afryki, zapyta: "Ile też Kardynał ma w swojej archidiecezji
szkół katolickich? Bo ja mam tysiąc". Co ja mu odpowiem? Bracie mam
ich dwie, trzy. Co ja odpowiem? Muszę milczeć. Biskupi polscy są
zaproszeni do komisji o świeckim apostolstwie i o akcji katolickiej.
Powiedzą nam: "Spodziewamy się, że może powiecie, jak u was pracuje
akcja katolicka?" - A co ja powiem? Akcja katolicka? My nawet bractw
religijnych nie możemy prowadzić, ani sodalicji mariańskich. (...)
Kłopotliwa jest sytuacja biskupów polskich na soborze.
Rozmyślam sobie, może lepiej w domu siedzieć, bo przynajmniej uniknę
kłopotliwych pytań i tej straszliwej męki. Nie chcę źle mówić o ojczyźnie,
o moim narodzie i państwie, którego jestem członkiem. Muszę więc
milczeć. Ale nawet milczenie uznawane jest za krzywdzące, bo mówią,
że nie chcemy prawdy odsłonić. Ale gdy ją odsłonimy, to mój Boże,
sami wiecie, co się wtedy w prasie pisze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu