Wspomnienie o ks. Antonim Łapaju - w 50. rocznicę śmierci
Kapłan o dobrym i litościwym sercu
Krystyna Mieteń
Ks. Antoni Łapaj urodził się 13 czerwca 1895 r. we wsi Biała Botna, gmina Irządze, pow. Włoszczowa, woj. kieleckie. Rodzicami byli Andrzej i Katarzyna z domu Zamor, którzy zajmowali się rolnictwem. Do dziewiątego roku życia Antoni był pod opieką rodziców. W 1904 r. rodzice sprzedali majątek w Białej Botnej i zamieszkali w Irządzach. Tam też uczęszczał do szkoły początkowej. W 1910 r. przyszły kapłan rozpoczął naukę w Szkole Techniczno-Przemysłowej w Kielcach. Uczęszczał do niej tylko przez jeden rok, na następny przeniósł się do Seminarium Nauczycielskiego w Piotrkowie. Po trzech latach pobytu w Seminarium musiał przerwać naukę, gdyż wybuchła I wojna światowa. Dwa lata przebywał w domu rodzinnym, zarabiając na życie różnymi pracami, m.in. w aptece i w szkole. Egzamin dojrzałości złożył przed komisją w Częstochowie. W 1916 r. Antoni Łapaj wstąpił do Seminarium Duchownego w Kielcach. Tam przebywał trzy i pół roku. Z rąk bp. Łozińskiego otrzymał mniejsze święcenia kapłańskie. Ze względu na chorobę (tyfus) musiał przerwać studia. Po powrocie do zdrowia, dzięki dobroci bp. Czesława Sokołowskiego, rozpoczął studia w Seminarium Duchownym Podlaskim w Siedlcach. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1924 r. Ks. Antoni Łapaj był wikariuszem w parafiach: Trzebieszów, Zbuczyn, Sławatycze, Osieck. W tej ostatniej na polecenie bp. Czesława Sokołowskiego - sufragana podlaskiego, zajął się szczególnie sprawami tercjarstwa, bractw, stowarzyszeń młodzieży i akcji katolickiej. 15 października 1932 r. został powołany na administratora parafii pw. św. Wojciecha w Skibniewie w powiecie Sokołów Podlaski. Od 5 listopada 1942 r. do 1947 r. był wicedziekanem dekanatu sterdyńskiego. Po dwudziestu latach pracy w parafii Skibniew, 15 lipca 1952 r. z polecenia bp. Ignacego Świrskiego, ks. Antoni Łapaj został przeniesiony do parafii Radomyśl. Mieszkańcy parafii Skibniew kierowali prośby do Biskupa Siedleckiego o pozostawienie proboszcza, gdyż bardzo przywiązali się do niego podczas dwudziestoletniej posługi. Prośbę z podpisami mieszkańcy wsi Pieńki i Buczyn Szlachecki motywowali również tym, że Ksiądz pracował gorliwie, był litościwy dla biednych. Jednak decyzja Księdza Biskupa była nieodwołalna. W parafii Radomyśl ks. Łapaj pracował niespełna rok, gdyż ciężko zachorował i 23 czerwca 1953 r. zmarł w Szpitalu Miejskim w Siedlcach. Został pochowany na cmentarzu w Radomyśli. Parafianie ze Skibniewa postanowili, że sprowadzą zwłoki ukochanego Proboszcza na swój cmentarz. Na to nie godził się ani biskup siedlecki Ignacy Świrski, ani proboszcz i ludzie z parafii Radomyśl. Ówczesny proboszcz parafii Skibniew, ks. Józef Wnuk wystosował do Księdza Biskupa pismo następującej treści: „W dniu 6 grudnia br. powstał specjalny Komitet w parafii Skibniew celem sprowadzenia zwłok ks. Antoniego Łapaja do parafii Skibniew z parafii Radomyśl”. Na pismo to Ksiądz Biskup dał odmowną odpowiedź, uzasadniając ją tym, że nie widzi potrzeby sprowadzania ciała, które winno spoczywać na cmentarzu w Radomyślu. Po wielu próbach mieszkańców parafii Skibniew Ksiądz Biskup zezwolił na przeniesienie zwłok Kapłana. Pogodzili się też z tą decyzją ludzie z parafii Radomyśl, mając świadomość tego, że ks. Łapaj w parafii Skibniew pracował 20 lat, a u nich tylko jeden rok. Zaplombowaną trumnę przewieziono do Skibniewa i przeniesiono ją na miejscowy cmentarz po odprawieniu Mszy św. w kościele parafialnym. Parafianie wystawili swojemu Proboszczowi skromny, granitowy pomnik i mimo, że upłynęło 50 lat od jego śmierci, pamiętają o nim w modlitwie i dbają o grób. Ludzie starsi z rozrzewnieniem wspominają Księdza jako człowieka bardzo życzliwego i litościwego dla biednych. Sam żył bardzo skromnie, a parafianie również biedowali, gdyż w czasie okupacji w wielu wsiach pożary strawiły cały majątek ludzi. Po wielkim pożarze w Skibniewie w 1942 r. dwie rodziny zamieszkały na plebanii. Jedna z mieszkanek Skibniewa, której rodzice po pożarze znaleźli dach nad głową w plebanii, wspomina, że często dzielili się jedzeniem z Księdzem. Ks. Antoni Łapaj czas wojny i okupacji spędził w Skibniewie, nigdzie nie wyjeżdżał, nigdy nie chował się do żadnych schronów, był zawsze gotowy do udzielenia pomocy innym. Irena Rogozińska, z której ojcem - Adamem Wodzińskim - był zaprzyjaźniony ks. Łapaj, wspomina wydarzenie z czasów okupacji. Otóż w lesie koło wsi Orzeszówka zabito Niemca, a za to hitlerowcy zemścili się. Schwytali mianowicie kilkunastu mężczyzn we wsiach Orzeszówka i Kostki, przyprowadzili ich pod kościół w Skibniewie i ustawili rządem koło dzwonnicy. Za nimi przybiegły żony, matki i dzieci. Z daleka patrzyły na swoich najbliższych. Ileż łez wylanych było, ile bólu, rozpaczy i niepewności, co będzie z nimi. Wiadomo było czym to groziło i jaki zamiar mieli Niemcy. Ks. Antoni Łapaj znał biegle język niemiecki. Rozmawiał z Niemcami, gwarantował za każdego, że nie mógł być zabójcą, a na koniec powiedział: „Jeśli ich rozstrzelacie, to i mnie razem z nimi”. Nie zdobyli się Niemcy na ten haniebny czyn i wszyscy zostali uratowani. Ksiądz gotów był oddać życie! Innym razem, opowiada p. Irena, mieszkańcy Skibniewa otrzymali wiadomość, że we wsi będzie niebezpiecznie, więc schronili się w pobliskim Hilarowie. Ksiądz pozostał jak zwykle na plebanii w Skibniewie. Będąc w Hilarowie, słyszeli potężny huk. To Niemcy wysadzili w powietrze mleczarnię. Zaplanowali też wysadzić kościół. Ale interwencja Proboszcza i tym razem okazała się skuteczna. Kościół ocalał. Następnie, mówi p. Irena, dzięki interwencji Księdza pozostał w dzwonnicy duży dzwon, który jest tam do dziś. Natomiast dwóch mniejszych dzwonów nie udało się uratować, Niemcy zrabowali je. Chcieli wszystkie zrabować, wtedy ks. Łapaj powiedział: „To wy chcecie być gorsi od bolszewików?”. Wiele było jeszcze takich sytuacji, że Ksiądz, sam zagrożony, ratował innych. W Skibniewie działał oddział Akcji Katolickiej kobiet. Ks. Łapaj współpracował z patronką szkoły, Marianną Frąckowiak, która była nauczycielką, a zarazem zastępcą szefa Wojskowej Służby Kobiet. Opiekował się również dziewczętami - sierotami sprowadzonymi z Warszawy przez s. Jadwigę Sobotko. W pamięci wielu jeszcze żyjących parafian pozostanie jako życzliwy i litościwy kapłan. Jedna z moich rozmówczyń wspomina ze łzami w oczach trudny okres. Otóż gdy jej mama w czasie okupacji była ciężko chora, a w domu panowała bieda, to Ksiądz kupował wtedy leki dla mamy. Gdy zmarła, pochował ją za darmo, a bratu dał pieniądze na buty. Dawał też często dzieciom pieniądze na zeszyty i książki. Ks. Łapaj zaprzyjaźniony był z rodziną Petroneli i Stanisława Skibniewskich ze Skibniewa, w której to rodzinie zrodziło się powołanie do stanu duchownego dwóch synów. Starszy syn - Wacław został oblatem, natomiast młodszy - Zygmunt, został księdzem diecezjalnym. Niemały wpływ na ich decyzję miała postawa ks. Antoniego. Ci, którzy w tym czasie byli dziećmi, wspominają Księdza jako wspaniałego towarzysza zabaw. Bardzo lubił dzieci, urządzał zabawy na śniegu, czy w lecie różne gry. W czystej, zadbanej sadzawce u Księdza w lecie dzieci kąpały się, natomiast w zimie ślizgały się na lodzie. Był zawsze uśmiechnięty, dla każdego miał dobre słowo, pocieszył, zagadał. Ks. Antoni kochał przyrodę. Wokół plebanii rosły piękne różne, a w ogrodzie przechadzał się dumny paw. Na podwórzu gospodarskim panował idealny porządek. Był gościnny - plebania była otwarta dla wszystkich. Przez dwadzieścia lat zżył się bardzo z ludźmi, znał wszystkich parafian, przeżył z nimi najtrudniejsze lata: wojnę, okupację oraz okres stalinowski po okupacji. Tęsknił za nimi gdy został przeniesiony do Radomyśla. Pozostał w pamięci wiernych, o czym świadczą liczne modlitwy w „wypominkach”. Miłosierny Boże, daj mu wieczny odpoczynek.
Edycja podlaska 4/2004
E-mail:
Adres: ul. Kościelna 10, 17-312 Drohiczyn
Tel.: (85) 656-57-54