„Wpatrujmy się w Jezusa, który jest dawcą naszej wiary i jej celem. On zamiast należnej Mu radości wolał przyjąć krzyż, nie bojąc się jego hańby. Teraz zasiada po prawej stronie tronu Boga. (…) Jeszcze bowiem nie stawialiście oporu przeciwko grzechowi, walcząc aż do krwi! (…) Jeśli cierpicie, to dla waszego wychowania! Bóg traktuje was jak synów” (Hbr 12, 2. 4. 7). Dlaczego? I dlaczego wciąż powtarza ustami proroka Ozeasza (14, 5): „Uleczę ich niewierność i całym sercem umiłuję, bo powstrzymałem mój gniew na nich”? To musi być miłość. Odwieczna, bezwarunkowa, bezgraniczna. Boża. Jak bardzo Jemu zależy na mnie, że cierpliwie czeka na każdy mój powrót, że krzyż z narzędzia zbrodni przemienił w narzędzie mojego zbawienia, że Krwią na krzyżu przelaną wciąż uwalnia, oczyszcza, uzdrawia, uświęca, chroni i ratuje mnie i każdego…
Tekst pochodzi z książki s. Gertrudy Bociąg MSC: Zobacz

Pomóż w rozwoju naszego portalu