Dobiega końca drugi rok od straszliwej katastrofy, dla której nazwę trudno znaleźć, niełatwo jest ją też zakwalifikować do jakichkolwiek temu podobnych wydarzeń. Wyjątkowo ciężko przychodzi to docieranie do prawdy, prawdy o tym, co wtedy, w ów kwietniowy ranek, stało się na lotnisku pod Smoleńskiem. Ale człowiek ma naturalne prawo do pamięci. Trzeba to brać pod uwagę.
Zacznijmy od pamięci
Reklama
Kard. Stanisław Ryłko w czasie pielgrzymki młodzieży do Loreto (24 października 2002 r.) podkreślił z mocą znaczenie pamięci. Odnosi się to do wszelkich środowisk ludzkich. „Ta bowiem pamięć w konsekwencji powinna przemieniać się w wierność, która ma strzec przed utratą daru; a dalej winna się stać odpowiedzialnością, aby nie dopuścić do zmarnowaniu daru; co więcej, powinna doprowadzić do podziwu duszy względem wielkości i bezinteresowności ofiarowanego i otrzymanego daru”.
Tragedia pod Smoleńskiem jest szczególnym darem, ofiarowanym najpierw tym, co polegli pod Katyniem, następnie darem wyjątkowym dla całej Polski, ale też i dla każdej osoby ludzkiej. Darem jest sam motyw, motyw w pełni szlachetny; wypływa on z przekonań religijnych, jest on mocno usytuowany w Piśmie Świętym. Pamięć o zmarłych. Często już Stary Testament nawoływał do tego, aby pamiętać, a tryb rozkazujący: pamiętaj albo pomnij daje o sobie znać przy różnych okazjach. Zresztą Ofiara Chrystusa, złożona na krzyżu, powtarzana w sposób bezkrwawy na ołtarzach, jest także pamiątką.
I dziwić nas może to, że są ludzie, którzy nie chcą tego uznać. Jakby boją się pamięci. Ale na to nic nie poradzą. W ostatnich kilkunastu dniach liturgia przypomniała nam różne wydarzenia. Najpierw zatrzymajmy się przy uroczystym wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy. Dziwne byłoby nie zwrócić uwagi na szczery entuzjazm, jaki towarzyszył temu wjazdowi. Ale „niektórzy faryzeusze spośród tłumu mówili do Pana Jezusa: «Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!». Odrzekł: «Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą»” (por. Łk 19, 39-40).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pamięć to czyn
Reklama
Pamięci nie da się zadusić. Nie udało się to w odniesieniu do Męczenników spod Katynia, nie może się udać w odniesieniu do tych, którzy pielgrzymowali na miejsce zbrodni. I chociaż nie dotarli do samych grobów, to jednak swoim męczeństwem, poniesionym w słusznej sprawie, najpierw ukazali grozę tego, co się działo przed 70 laty, a następnie oddając swoje życie, pielgrzymując w poczuciu obowiązku, wstrząsnęli sumieniami wielu ludzi.
O tym świadczyły pierwsze dni żałoby. Tysiące zniczy i tygodnie trwające pogrzeby. O tym zapomnieć nie można, o tym zapominać nie wolno, gdyż jedna i druga krew została przelana za Ojczyznę. Jedna i druga krew ma użyźniać glebę naszych serc i umysłów, ale pod warunkiem, że będziemy o tym pamiętali. Jak pamiętali o krwi przelanej przez swoich poprzedników żołnierze Polski Podziemnej, harcerze, ale i wszyscy ludzie pielęgnujący leśne mogiły, stawiający na nich krzyże, kładący na nich kwiaty. I dlatego może budzić w nas zaskoczenie, ale też i słuszny niepokój, kiedy zaczęliśmy dowiadywać się, że na polskiej ziemi może zabraknąć miejsca dla uczczenia pamięci Prezydenta Rzeczypospolitej, jego Małżonki, ostatniego Prezydenta z uchodźctwa i 93 pozostałych uczestników narodowej pielgrzymki.
Z tego to względu warto odwołać się do fragmentu z „Orlątka” Artura Oppmana „Or-Ota”:
Z prawdziwym karabinem
U pierwszych stałem czat...
O, nie płacz nad swym synem,
Że za Ojczyznę padł!
Z krwawą na kurtce plamą
Odchodzę dumny w dal...
Tylko mi Ciebie, Mamo,
Tylko mi Polski żal!
(...)
Tylko mi Ciebie, Mamo,
Tylko mi Polski żal...
Żal - i to wielki. Jakże Polska jawi się słaba! Na własnej ziemi czuje się bezdomna, a setki tysięcy - jak za czasów rozbiorów - wędrują za chlebem. Traci własną tożsamość. Lekceważy kulturę przez wieki wypracowywaną. Gdzie się podziały te cnoty obywatelskie, do których odwoływał się ks. Piotr Skarga?
Pamięć i krzyż
Reklama
Potrzebna jest odwaga i silna świadomość. Mówi o tym bohater Marii Rodziewiczówny w nawiązaniu do dębu Dewajtis: „Tyle wieków on stał i wszystko przetrwał! Dziesiątki pokoleń go strzegło, broniło, aż Bóg za karę takich zesłał, co ni pamięci, ni ducha ojców w piersi nie mają. Najcięższy to dopust i próba! Co my warci bez pamięci starej sławy i cnoty? Skąd my ją odbudujemy i utrzymamy!?” („Dewajtis”, s. 206).
A jednak jest nadzieja, jest perspektywa. Wskazuje na nią bł. Jan Paweł II, gdy pisze w „Myśląc Ojczyzna”:
Ojczyzna - kiedy myślę -
wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam,
Mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica,
Która ze mnie przebiega ku innym...
Okazuje się, że jest jakaś droga, a może dróżka, która prowadzi od jednego do drugiego; która jakby paciorkami różańca ogarnia nas wszystkich i jednoczy. Oby skutecznie, oby owocnie!
Tak to widział sługa Boży Prymas Tysiąclecia, gdy uczył: „Naród, który kończy jedno tysiąclecie, musi wspierać się na błogosławionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program na przyszłość” („Nasz Dziennik”, 26-27 maja 2001, s. 5). Wiedział dobrze, co mówi. Doświadczył przecież straszliwej wrogości w czasie świętowania Tysiąclecia Chrztu i Państwa Polskiego. Jakie fale wrogości zalewały ówczesne media, tego nie da się opisać, można je w jakiejś części porównać do współczesnych tendencji, które jak zły duch boją się wody święconej, lękają się błogosławionych doświadczeń dziejowych, mądrości z nich płynącej, siły i jasnego programu na przyszłość. Lękają się innego patrzenia na świat. Posługują się różnymi metodami, aby zagłuszyć sumienia. Ciągle ograniczają możliwości wolnej prasy, radia, telewizji. Czymże bowiem można tłumaczyć to nastawienie Krajowej Rady do spraw przyszłości Telewizji Trwam?
Prymasowska wizja współdziałania wszystkich zdrowych sił w państwie dla dobra Polski i Kościoła była mocno osadzona i oparta na solidnych przesłankach oraz motywacjach. Pisał o tym przed 11 laty dobrze znany współczesny polityk: „Nie wydaje się jednak, żeby on, czyli Prymas Tysiąclecia, traktował to zadanie jako funkcję zastępczą, jako funkcję usprawiedliwioną tylko tym historycznym nieszczęściem, jakim były najpierw rozbiory, a potem komunizm. Wydaje się, że zdaniem kard. Wyszyńskiego również w normalnych warunkach, czyli w warunkach wolności, w warunkach suwerenności państwowej Kościół i religia powinny przenikać wszystkie sfery życia publicznego. Nasycenie kultury, gospodarki, polityki wartościami chrześcijańskimi to jest naturalna konsekwencja faktu, że każdy naród chrześcijański jest narodem ochrzczonym. Ta obecność pierwiastków religijnych jest zresztą konieczna nie tylko ze względu na ekonomię zbawienia, ale również z punktu widzenia doczesnego powodzenia, gdyż żywotność religii jest warunkiem rozwoju wszystkich pozostałych dziedzin życia. Dlatego też Prymas podkreślał, że wszelka forma prześladowania Kościoła jest równoznaczna z walką z narodem” (Jarosław Gowin, „Prymas i naród”, w: „Życie”, 26 lipca 2001, s. 13).
Pamięć i sprawiedliwość
Ważne przed chwilą padło stwierdzenie. Przypomnijmy je sobie: „...wszelka forma prześladowania Kościoła jest równoznaczna z walką z narodem”. Tak pisał kiedyś obecny minister sprawiedliwości. Jakie za ową deklaracją pójdą czyny? Módlmy się, aby zgodne z nią. Zresztą sprawiedliwość jest czymś niepodzielnym, niezbędnym w życiu jednostek i społeczności. Benedykt XVI przypomina znaczenie sprawiedliwości. Pisze: „Orędzie chrześcijańskie jest pozytywną odpowiedzią na ludzkie pragnienie sprawiedliwości. Jaka jest zatem sprawiedliwość Chrystusa? Jest to przede wszystkim sprawiedliwość pochodząca od łaski, według której to nie człowiek naprawia, uzdrawia siebie samego i innych. Nawrócić się do Chrystusa oznacza w gruncie rzeczy właśnie to: wyzbyć się złudzenia samowystarczalności, aby uświadomić sobie i zaakceptować własny brak, potrzebę Jego przebaczenia i Jego przyjaźni”.
I w tym świetle jeszcze wyraźniej można postrzegać sens modlitewnych zgromadzeń, które wciąż trwają po smoleńskiej tragedii. Widzimy bowiem niewystarczalność sprawiedliwości ludzkiej. Jest to rzecz ewidentna. Nadzieja kieruje nasze poszukiwania tejże sprawiedliwości ku Bogu. I tak to ujmuje Papież, gdyż tylko w Chrystusie człowiek może być usprawiedliwiony. Zrozumieli to dobrze słuchacze św. Piotra, jak to słyszeliśmy w pierwszym czytaniu z Dziejów Apostolskich. Książę Apostołów, wzmocniony obecnością Ducha Świętego, bez jakichkolwiek obaw mówił do zebranych o tym, że to oni ukrzyżowali Jezusa, ale Ojciec Go „uczynił i Panem, i Mesjaszem”. Zgromadzeni Żydzi przejęli się tym bardzo, spokornieli i pytali: „Cóż mamy czynić?”. A św. Piotr odpowiadał: „Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się (...). Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia” (por. Dz 2, 36-40).
Nasze modlitwy, nasze cierpliwe pielgrzymowanie do miejsc związanych z życiem i działalnością zwłaszcza Prezydenta Rzeczypospolitej jest niczym innym, jak odwoływaniem się do Bożej sprawiedliwości, skoro ta ludzka jest niewydolna albo jeszcze gorzej - zakłamana.
Pamięć i prawda
A to się zdarza. Przecież znajdujemy się w okresie liturgicznym, który ma swoje korzenie w Męce Chrystusa, a swoje owoce w Jego zmartwychwstaniu. W Wielki Piątek wsłuchiwaliśmy się w opis Męki Pańskiej, podany przez św. Jana. I co nas mogło, a nawet powinno szczególnie zainteresować, to dialog Syna Bożego z Piłatem. A dotyczył on prawdy!
Do prawdy odwołuje się Pan Jezus, kiedy tłumaczy Namiestnikowi: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” (J 18, 37). Zaskoczony był Piłat takim postawieniem sprawy. Ale najprawdopodobniej, będąc zniecierpliwionym, nie czekał już na odpowiedź, tylko wyszedł do tłumu, aby mu powiedzieć, że nie znajduje w Jezusie jakiejkolwiek winy. Tłum natomiast był już dobrze przygotowany. Domagał się śmierci. Wtedy Piłat starał się ratować Jezusa, nawiązując do miejscowych zwyczajów, według których na żądanie ludzi mógł uwolnić przed świętem Paschy jednego z uwięzionych. Był taki więzień, skazany za mordy i rabunki. Zapytał więc, kogo ma wypuścić, i wtedy rzecz się stała nieprawdopodobna. Tłum zażądał uwolnienia Barabasza. W tym tłumie było wielu, którzy doświadczyli dobra ze strony Jezusa, a jednak i coś podobnego może mieć miejsce. Nie potępiajmy wszelako tych ludzi, zwłaszcza że my mamy za sobą doświadczenie wielu wieków, a jednak potrafimy również stawiać na Barabasza? Ileż to razy ludzie są gotowi tak postąpić. To dzieje się na naszych oczach. Mamy kłopot z prawdą. Mają ten kłopot różne systemy społeczne. Fiodor Dostojewski opowiada w „Biesach” o rozmowie dwóch przyjaciół. „Dzieje się w knajpie. Nie brakowało tam alkoholu. I jeden z nich mówi z ogromną nienawiścią o swoim dawnym znajomym. Ta nienawiść aż się przelewała w jego słowach, a nawet gestach. Wówczas rozmówca, chcąc wyrazić mu współczucie, zauważa: ten twój znajomy musiał ci wyrządzić straszliwą krzywdę, potworne świństwo! I dziwna rzecz się dzieje, narzekający zaprzecza, ten człowiek wyznaje: to ja mu wyrządziłem świństwo, to ja go najpierw skrzywdziłem, a potem zacząłem nienawidzić!”.
Straszliwie powikłana może być dusza człowieka. Kiedy jednak w ostatnich tygodniach dawały się słyszeć różne agresywne ataki, pomyślałem sobie, że Dostojewski ma rację. Najpierw krzywdzono Kościół, najpierw atakowano Prezydenta, a potem szuka się wymówek i kłamstw. Powraca się do nienawiści.
Takie zachowania i takie postawy nie mogą budować zdrowego społeczeństwa. Trzeba szukać ratunku. Mamy czas paschalny, okres liturgiczny ukazujący Chrystusa Zmartwychwstałego, niosącego sprawiedliwość, prawdę, a zwłaszcza miłość. Po to przyszedł Syn Boży na ziemię, aby dopomóc nam w uwalnianiu się od nienawiści i zbrodni, aby darzyć nas tymi wartościami i treściami duchowymi, dzięki którym nasze człowieczeństwo będzie coraz bardziej dojrzałe i czyste.
Oto dzisiejsza scena z Ewangelii. Św. Maria Magdalena ma kłopoty ze znalezieniem Ciała Jezusa, a potem z rozpoznaniem Jego Osoby. Ale wystarczył jeden moment, kiedy Pan Jezus zawołał ją po imieniu, rzekł „Mario”, ona Go wówczas natychmiast rozpoznała. To zachęta, abyśmy pozwalali Chrystusowi, iżby nas przywoływał po imieniu. Bądźmy więc blisko Jego Osoby. Wówczas łatwiej będzie nam budować cywilizację miłości, nasze modlitwy przyniosą owoce, a sprawiedliwość da o sobie znać i nadejdzie czas w pełni godnego uszanowania poległych oraz ujawnienia prawdy o tym, co się stało przed dwoma laty na smoleńskiej ziemi. Módlmy się, aby tak się stało, w miarę szybko. Wtedy też wypełni się modlitwa bohatera wojny z bolszewikami, który w wieku dwudziestu paru lat umiera, pozostawiając jednak krótki, poetycki testament:
Na tę ziemię ukochaną,
Na tę naszą, naszą ziemię,
Przyjdzie nowych ludzi plemię,
Takich jeszcze nie widziano!
Obyśmy to byli my!
Oby jak najszybciej. Amen. Alleluja!