Nic nie zapowiadało tak ogromnej tragedii. Tajfun Washi uderzył w nocy z 16 na 17 grudnia. Niszczył wszystko co napotkał na swej drodze. W ciągu 12 godzin spadło tam więcej deszczu niż zwykle wynoszą miesięczne opady. Ludzie budzili się bez dachu nad głową, a przez ich łóżka płynęły strumienie rwącej wody. - Tego dramatu nie da się opowiedzieć - mów abp Antonio Ledesma. Arcybiskup Cagayan de Oro wspomina tragedię jednej z matek. - Dwoje młodszych dzieci trzymała mocno w rękach, trzeciego nie dała rady utrzymać, zginęło w otmętach spienionej wody. Straż przybrzeżna wciąż wyławia ciała kolejnych ofiar, które woda porwała do morza. Agencje donoszą o rozbitkach, którzy cudem ocaleli dryfując uczepieni pnia drzewa czy kawałka zniszczonej przez tajfun chaty.
W Cagayan de Oro praktycznie każdy stracił kogoś bliskiego. - Niektóre szkoły straciły nie tylko uczniów ale i cały personel nauczycielski - mówi ks. Jan Migacz pracujący w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w El Salvador koło Cagayan de Oro. Straty są ogromne. Setki domów zostało dosłownie zmytych z powierzchni ziemi. Także wiele kościołów odczuło skutki powodzi i nie da się tam odprawiać nabożeństw. Wiele kaplic zamieniono na punkty dla powodzian. W jednej z nich przy ołtarzu uwiązano uratowane zwierzęta. „Słyszałem wiele poruszających świadectw, m.in. historię ludzi gromadzących się na dachach i odmawiających wspólnie Koronkę do Miłosierdzia Bożego, podczas gdy woda podnosiła się i zalewała ich domy” - opowiada pracujący na Mindanao ks. Dariusz Drzewiecki ze Zgromadzenia Księży Marianów.
„Przed nami czas odbudowy” - napisał w swym pełnym smutku bożonarodzeniowym orędziu metropolita Cagayan de Oro. Abp Ledesma zaapelował do tych, którzy mniej ucierpieli, by szczególnie w świątecznym czasie otworzyli drzwi swych domów przed ludźmi, którzy stracili najbliższych i dobytek całego życia. Trudno o solidarność gdy brakuje wody i żywności, a warunki sanitarne pogarszają się z każdą godziną, co grozi epidemią cholery i duru brzusznego. Jednak w tej godzinie tragedii cierpiąca ludność nie tylko czeka na pomoc, ale na ile może oddolnie się organizuje. Na całej wyspie zrezygnowano z bożonarodzeniowych dekoracji i tradycyjnych sztucznych ogni, aby zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przekazać na potrzeby poszkodowanych. - W parafiach na wyspie bogaci i biedni przynoszą żywność, ubrania i pieniądze do licznych obozów dla uchodźców z miast Cagayan de Oro i Illigan. W wieczór wigilijny dzieci i młodzież z obozów śpiewali na znak nadziei i radości tym, którzy tak jak oni stracili wszystko w zniszczonych miastach - mówi pracujący w Zamboanga, o. Giulio Mariani.
- Gościliśmy na naszej misji rodzinę, która straciła w powodzi dwoje dzieci. Pozostała dwójka uratowała się wraz z rodzicami dryfując przez kilkanaście godzin na otwartym morzu, otoczeni sitowiem, łącznie ze żmijami i wężami, które woda zmyła z gór. Przeżyli dzięki chipsom, które zabrały dzieci. Płynęli tak na sąsiednią wyspę ok. 77 km - opowiada ks. Drzewiecki. Od Wigilii aż do końca okresu Bożego Narodzenia trwa modlitwa za tych, którzy stracili życie w powodzi. - Codziennej modlitwie towarzyszy zapalanie świec i bicie w dzwony - mówi ks. Migacz. - Światła umieszczane przed domami mają być też znakiem protestu przeciwko niszczeniu środowiska. Do tak wielkiej tragedii doszło bowiem również dlatego, że w górach Mindanao są bezkarnie wycinane lasy, które następnie nie są w stanie zatrzymać spływającej wody, erozja terenu powoduje lawiny błotne. Rozmiary klęski powiększył też fakt osiedlania się ludzi w pobliżu rzeki. Gdy przyszła wielka fala, nie byli w stanie się uratować - podkreśla polski marianin. Sytuacja na zniszczonej przez tajfun wyspie Mindanao z każdym dniem się pogarsza. Wprowadzono m.in. zakaz połowu ryb, będących głównym źródłem pożywienia Filipińczyków. Karmiły się one ludzkimi ciałami, co groziło wybuchem epidemii.
Dzięki współpracy kościelno-publicznej Cagayan de Oro powstał specjalny sztab kryzysowy koordynujący pomoc. W mieście działa 19 ośrodków, które gromadzą 7 tys. rodzin bez dachu nad głową. Niepokojem napawa sytuacja sanitarna. Często 3-4 tys. ludzi przebywa w jednej szkole z dwiema toaletami, bez wody i jedzenia. 276 tys. mieszkańców miasta musiało opuścić swoje domy, a zalane tereny na całej wyspie ok. 700 tys. ludzi.
„Można czuć się bezsilnym wobec tak wielkiej tragedii, ale nie można pozostać bezczynnym” - mówi ks. Drzewiecki, Ofiary tajfunu zwracają się po pomoc do Kościoła, który jest na Filipinach organizacją największego zaufania. „Władze państwowe nie radzą sobie z pomocą. Panuje ogromna korupcja, a życie ludzkie ma niską wartość” - zauważa polski misjonarz.
Ze specjalnym apelem o pomoc zwrócił się do Polaków metropolita zniszczonego przez tajfun Cagayan de Oro. „Zainspirowany księżmi marianami, którzy przybyli z Polski na misje do mojej archidiecezji, jako arcybiskup Cagayan de Oro proszę braci i siostry z Polski, by przyszli nam z pomocą w tej niezwykle trudnej sytuacji. Proszę, wesprzyjcie nas przez modlitwę i pomoc materialną. Jesteśmy jedną rodziną dzieci Boga. Dziękuję za jakiekolwiek wsparcie. Niech małe Dzieciątko narodzone w Betlejem pomoże nam podejść do tej sytuacji z nadzieją i miłością” - czytamy w apelu abp. Antonio Ledesmy.
„Filipińczycy są Polsce wdzięczni za św. Faustynę i bł. Jana Pawła II. Możemy sprawić, że na Mindanao będą wdzięczni Polakom również za okazane serce, uczynek miłosierdzia co do ciała” - podkreśla ks. Drzewiecki. Polscy misjonarze zapewniają, że każdy otrzymany grosz zostanie przeznaczony na zakup wody, żywności, koców i środków higienicznych, a w dalszej perspektywie na odbudowę odmów.
Ofiary na pomoc dla Filipin można wpłacać na:
Zgromadzenie Księży Marianów, Sekretariat Misyjny,
ul. Św. Bonifacego 9,
02-914 Warszawa,
PKO BP SA Oddział 13 w Warszawie,
nr 35 1020 1068 0000 1602 0067 2329,
z dopiskiem: „Dla ofiar tajfunu - Filipiny”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu