Serdecznie Was, Kochani, pozdrawiamy i dziękujemy za prawdziwe i mądre słowa.
Pragnę za Waszym pośrednictwem znaleźć prawdziwych przyjaciół, bo patrząc na to, co się dzieje w naszej Ojczyźnie, boję się o los swój i swoich dzieci. Wychowujemy pięcioro dzieci i jest nam bardzo ciężko. Żona dorywczo pracuje u rolników, ogrodników, ja mam niską rentę, ale ratujemy się, czym się da - las, zioła, puszki, złom. Najgorsze są zimy. Ostatnio zacząłem także podupadać na zdrowiu. Może wśród Czytelników znajdę przyjaźń, zrozumienie, a może i pomoc. Liczę też na krwiodawców (ja sam od 1974 r. oddałem ponad 100 l krwi). Nie wiem, jak będą wyglądały nasze święta Bożego Narodzenia - opał spłacamy na raty i nie stać nas na nic.
Pozostajemy w modlitwie i ogromnej nadziei.
Andrzej z Podlasia
Gdy czytam podobne listy, natychmiast zapominam o wszystkich moich strapieniach i trudnościach dnia codziennego i myślę, że jestem prawdziwą szczęściarą nawet z tymi moimi wszystkimi biedami. Ludzie mają o wiele gorzej. Ale to też nie jest pocieszające dla mnie, a raczej robi się człowiekowi bardzo smutno, bo sam niewiele może pomóc, a problemy pozostają. Gdzie jest ta cała służba społeczna, pomoc społeczna, różne terenowe pogotowia kryzysowe czy punkty wsparcia? Ludzie borykają się ze swoim losem, a końca nie widać i nie widać żadnej nadziei na jakieś zmiany. Jednym słowem - nikt nie myśli perspektywicznie. Bardzo to wszystko przygnębiające. Pozostawiam więc ten list Państwu, naszym Czytelnikom. I czekam na podpowiedzi.
Aleksandra
Pomóż w rozwoju naszego portalu