Był opatem na Monte Cassino. Jadał pizzę w Neapolu. Porzucił benedyktynów. Wolał dominikanów. W stole, przy którym jadał posiłki, wycięto owalne wgłębienie, by mógł zmieścić się jego brzuch. Nazywano go osłem, jednak jego nauczyciel przepowiedział, że gdy ten osioł zaryczy, usłyszy go cały świat. Był tytanem pracy. Jego dzieła zajmują kilka półek w największych bibliotekach świata. Pod koniec życia zwierzył się, że wszystko, co napisał, to słoma i sieczka. Na grobie Tomasza z Akwinu w Tuluzie napisano: „Panie, Ty wiesz lepiej aniżeli ja sam, że się starzeję i pewnego dnia będę stary. Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji (…). Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę Cię o większą pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia wydają się sprzeczne z cudzymi. Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami mogę się mylić”. Poczucie, iż czasem można się mylić, jest rzeczywiście chwalebne. Nie mieli się jednak czym chwalić dzierżawcy winnicy z Jezusowej przypowieści. Gdy właściciel chciał odebrać plon, jednego sługę pobili, drugiego przyprawili o śmierć, a trzeciego - kamienowali. W końcu zabili syna właściciela. Mówili bowiem: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo” (Mt 21, 38). I to była zła decyzja. Najgorsza decyzja ich życia. Zabili Tego, który przyszedł ich ocalić. Odebrali życie Temu, który miał przywrócić ich życie. Nawet nie wiedzieli, że są martwi. Nie tylko nie posiedli Jego dziedzictwa, ale utracili swoje. W swojej zachłanności po prostu popełnili błąd. Tak zwyczajnie zabrakło im chwalebnego poczucia, że czasami mogą się mylić…
Pomóż w rozwoju naszego portalu