Reklama

Ja, córka Świętej

W lecie br. gościła w Polsce najmłodsza córka św. Gianny Beretty Molli - Gianna Emanuela Molla. Mieliśmy okazję porozmawiać z nią w Kaliszu, podczas spotkania z młodzieżą, która zainteresowana córką Świętej nader licznie przybyła do gmachu miejscowej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej

Niedziela Ogólnopolska 40/2011, str. 22-23

GRAZIAKO/Niedziela

Gianna Emanuela Molla

Gianna Emanuela Molla

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Gianna Emanuela Molla jest najmłodszym dzieckiem zmarłej w 1962 r. św. Gianny (Joanny) Molli. Dziś licząca 50 lat córka jest jedną z najaktywniejszych propagatorek życia swojej świętej mamy. Tak ją właśnie nazywa - „Santa Mamma”. Gianna jest niewysoką, szczupłą i podobną do matki kobietą. Wybrała też ten sam zawód co matka - jest lekarzem. Przed kilku laty zrezygnowała jednak z pracy zawodowej, która - jak sama podkreślała - pochłaniała ją ogromnie, by zaopiekować się schorowanym ojcem Piotrem Mollą (zmarł 3 kwietnia 2010 r. - przyp.red.). W ten sposób dokonała podobnego wyboru jak jej mama, która powtarzała, że gdyby rodzina wymagała porzucenia pracy zawodowej, nie zastanawiałaby się ani chwili.
- Nie byłabym teraz z wami, gdybym nie była kochana. Kochana w sposób totalny...
Gianna opowiadała o swojej wspaniałej mamie, mimo że nie znała jej osobiście, a jedynie z relacji najbliższych i rodziny. Jak wygląda ten portret?
- Zawsze myślałam, że moją mamę Bóg stworzył w specjalny sposób. Że ukochał ją w sposób szczególny. A ona potrafiła na tę miłość odpowiedzieć. Bóg wybrał ją spośród wielu świętych matek, by stała się dla nich przykładem...
Ale nie tylko. Gianna Molla może inspirować swoim życiem młodych zakochanych ludzi, małżonków, lekarzy, całe rodziny. Może zaintrygować osoby konsekrowane. Dowodem na to była obecność na spotkaniu w Kaliszu ludzi w różnym wieku i rozmaitych profesji. Może być także przykładem dla ludzi młodych, dla małżonków, dla lekarzy, dla rodzin. W południowych Włoszech istnieje już zakon, który nosi jej imię - siostry oblatki ubogich św. Beretty Molli.
- Tutaj, w Polsce, nie mogę nie wspomnieć naszego ukochanego Jana Pawła II, dziś błogosławionego, który był wielkim czcicielem mojej mamy. Kiedy w 2004 r. kanonizował ją, określił jej życie jako jeden wielki hymn na cześć życia, ale i bezgraniczną ofiarę, bo miała odwagę oddać się całkowicie Bogu i bliźnim. Ukoronowaniem jej filozofii życia jestem ja - dzięki niej przecież żyję... Jest święta za to jak żyła, a dopiero potem za sposób, w jaki zmarła.

Świętość dnia codziennego

Reklama

Kard. Carlo Maria Martini mawia, że świętość, jaką proponuje Giannna Beretta Molla, jest świętością ogólnodostępną, osiągalną dla każdego. Jest świętością dnia codziennego. Świętość rozumiana jest przez większość z nas jako coś praktycznie nieosiągalnego; poprzeczka zawieszona tak wysoko, że niewielu jej dosięgnie. Kojarzona jest niemal wyłącznie z ascetami, ludźmi surowymi, poważnymi, najczęściej w sutannach czy habitach.
- Moja mama była inna. Była pogodną, łagodną i uśmiechniętą kobietą, żoną i matką. Potrafiła czerpać z życia pełnymi garściami, cieszyć się nim w sposób cudowny, ale możliwy do naśladowania. Mawiała, że każda najmniejsza rzecz, którą robi, jest hymnem na cześć Boga. Lubiła się śmiać, była emocjonalna, uczuciowa. Widać to np. w listach, jakie pisała w narzeczeństwie do taty. Ile tam pasji, odwagi w mówieniu o uczuciach...
Jednak u podstaw jej świętości leżała rodzina, zarówno ta, w której się wychowała, jak i ta, którą potem stworzyła. Miała dwanaścioro rodzeństwa. A podobno babcia miała dar równego dzielenia miłości - więc każdy się czuł kochany jak jedynak. To swojej mamie Gianna zawdzięcza sekret udanego, spełnionego życia. Na czym on polegał?
- Wierzyła, że modlitwa jest bardzo skutecznym i efektywnym narzędziem prowadzenia wielu życiowych spraw. Mój wujek, ks. Józef, wspominał, że mama przyjęła Pierwszą Komunię św., mając 5 lat. I proszę sobie wyobrazić, że od tamtego czasu nie było jednego dnia w jej życiu bez Komunii św. Po prostu nie umiała bez tego żyć.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Życie nie było usłane różami

Cierpiała - najpierw mocno przeżyła śmierć swojej 26-letniej siostry, potem odeszli oboje rodzice. Mając wielką siłę duchową, potrafiła znieść te cierpienia tak, że nie zdominowały jej dalszego życia. Nie popadła w depresję, nie zjadła jej trauma.
- Trzech członków rodziny poświęciło się Bogu, więc mama postanowiła zostać lekarzem. Miała wewnętrzny przymus pomagania innym. Wiedziała, że zawód lekarza jest bardzo konkretnym sposobem apostołowania. Daje możliwość spotykania się z ludźmi biednymi, skrzywdzonymi, chorymi, słowem - wymagającymi pomocy. Ciągnęło ją do takich ludzi, bo widziała w nich Jezusa. Studiowała medycynę z zapałem, choć to trudne studia i mamie nie było łatwo im podołać. Ale zdobyła dyplom, potem zrobiła specjalizację.

I przyszła wielka miłość

Reklama

Modliła się o nią w Lourdes. Prosiła, by Matka Boża wskazała jej mężczyznę. Pojawił się Piotr Molla.
- Z moim tatą przeżyła wielką miłość - mówi córka. - Tata był nieśmiałym mężczyzną, inżynierem bardzo oddanym pracy. Na szczęście mama była spontaniczną osobą, więc się pięknie uzupełniali.
Pobrali się. Na zdjęciach on - smukły, w ciemnym garniturze, a ona - promienna i zachwycająca w modnej sukni ślubnej.
- Po ślubie bardzo szybko przyszło na świat troje dzieci. Tata powtarzał, że mama miała niezwykłą umiejętność organizowania życia i łagodzenia sporów. Może dlatego, że miała w sobie ogromną radość życia. Uwielbiała dzieci, co tłumaczy specjalizację, jaką wybrała - pediatrię. Kiedy się urodziłam, powiedziała tacie, że zostawiłaby zawód lekarza dla rodziny.
Praca, dom, działanie w Akcji Katolickiej, codzienne Msze św. I góry - w których miała poczucie bycia bliżej Stwórcy. Na wszystkich zdjęciach z tamtych dobrych czasów widać jej uśmiechniętą twarz. Promieniowała szczęściem.
- Kiedy czekała na moje narodziny, pojawił się guz - włókniak - opowiada Gianna Emanuela. Ten okres życia matki jest dla niej szczególnie trudny do opowiadania. Lekarze zaproponowali jej trzy metody leczenia. Dwie z nich, zakładające aborcję, niemal w 100 proc. gwarantowały wyleczenie.
- Trzecia propozycja - bardzo ryzykowna - zakładała usunięcie guza i pozostawienie nietkniętej ciąży. Mama wybrała zdecydowanie trzecią możliwość. Z całym ryzykiem, z którego jako lekarz zdawała sobie sprawę. Dlaczego dokonała takiego wyboru? - pytają mnie często. Bo nie istniał dla niej inny wybór, jak ocalenie dziecka, które nosiła pod sercem - odpowiadam. Tata wspominał, że dziękowała Bogu, iż pozwolił jej ocalić życie dziecka.
Miała ufność, że wszystko dobrze się ułoży. To zaufanie, że „Bóg wie lepiej”, nie opuściło Gianny do końca życia.
- Mama mówiła, że jest jedyną osobą, która może w tej decydującej chwili pomóc bezbronnemu dziecku, czyli mnie. Czuła się narzędziem Bożej Opatrzności. Opowiadano mi, że zawsze, gdy podejmowała ważną decyzję, dużo się modliła. W czasie ostatniej ciąży jeszcze mocniej.

Planowała żyć

- Tuż przed moim narodzeniem tata musiał wyjechać do Paryża w sprawach zawodowych. O tym, że moja mama planowała życie, niech świadczy fakt, że zażyczyła sobie, by tata przywiózł jej z Paryża najnowsze żurnale. Do dziś mamy je w rodzinie, z pozaznaczanymi przez nią stronami. Chciała wymienić część garderoby, gdy mnie urodzi. Tak nie zachowuje się osoba, która ma w głowie śmierć. Mama była modną świętą. Lubiła ładne ubrania, była kobietą elegancką. Mówiła do męża, że jeśli Pan Bóg zachowa ją przy życiu, chce się z tego życia jeszcze bardziej cieszyć, jeszcze mocniej z niego korzystać.
W czasie porodu pojawiły się komplikacje. Gdyby mama rodziła dzisiaj, medycyna poradziłaby sobie z takim przypadkiem bez problemu. Ale nie w początkach lat 60. XX wieku. Pojawiła się tzw. sepsa. Mama konała tydzień w strasznych bólach. Nie chciała przyjmować środków przeciwbólowych, bo one otumaniają, a chciała do końca mieć kontakt z dziećmi, z mężem, z rodziną. Codziennie przyjmowała Komunię św., gdy już nie mogła jej przyjmować, bo była zaintubowana - prosiła, by kładziono Hostię na jej języku. W pewnej chwili poprosiła męża, by nikt już jej nie dotykał. Jakby czuła, że bardziej należy już do tamtego świata, a mniej do tego.

Ja, córka Świętej

- Ciągle pytam o sens mojego życia. Ona oddała życie za mnie, a moje życie nabiera sensu, gdy ja oddam się całkowicie innym ludziom. Jeżdżę po świecie i opowiadam o swojej mamie. Mama napisała kiedyś do ojca, że zawsze była stworzeniem przepełnionym miłością. Kochać życie to mieć siłę. To nie egoizm. A więc im bardziej cieszymy się swoim życiem, tym bardziej możemy uszczęśliwiać innych. Miłość dała siłę mamie do podjęcia tak trudnej decyzji. To, że czuła się kochana przez mojego tatę i przez Boga, czyniło ją kobietą szczęśliwą. Po latach wiem, że każdy z nas, bez względu na wiek, boryka się z życiem. Jestem przekonana, że dla każdego z nas istnieje oddzielny Boży plan. Nie wyobrażałam sobie, że w 2003 r. porzucę ukochany zawód, żeby opiekować się ojcem. A tak zrobiłam. Czułam, że oto jestem tym narzędziem w ręku Pana Boga, które ma towarzyszyć odchodzeniu mojego ojca. Bo poza miłością dar oddania własnego czasu, czyli życia - jest darem najcenniejszym.

2011-12-31 00:00

Oceń: +4 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Tatrzański PN idzie w zaparte i podtrzymuje mandaty za rozświetlenie krzyża na Giewoncie

2025-04-12 20:01

[ TEMATY ]

Giewont

mandaty

Agata Kowalska

Po nałożeniu mandatów na dwie osoby, które w 20. rocznicę śmierci Jana Pawła II rozświetliły krzyż na Giewoncie, na Tatrzański Park Narodowy spadła fala internetowego oburzenia i krytyki. Dyrektor TPN Szymon Ziobrowski podkreśla jednak, że ochrona przyrody musi pozostać priorytetem i zapowiada wzmocnienie nocnych patroli na szlakach.

"Nie planujemy zmian w regulaminie w odpowiedzi na presję medialną czy emocjonalne komentarze. Przepisy, które obowiązują na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN), służą ochronie przyrody i zapewnieniu bezpieczeństwa osób przebywających w górach. Przeciwnie – planujemy zwiększenie nocnego nadzoru, zwłaszcza w okresach, w których dochodziło w przeszłości do łamania przepisów. Zdajemy sobie sprawę z emocji, jakie towarzyszą sprawie, jednak naszym obowiązkiem jest konsekwentne przestrzeganie zasad, które chronią Tatry – miejsce ukochane także przez Jana Pawła II" - powiedział PAP dyrektor Ziobrowski.
CZYTAJ DALEJ

Tryptyk o Pasterzu - spektakl Duszpasterstwa Akademickiego „PIATKA” w 20. Rocznicę premiery

2025-04-13 10:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Ks. Paweł Kłys

W auli Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi odbyła się kinowa premiera spektaklu Tryptyk o Pasterzu w reżyserii Grzegorza Małeckiego przygotowanego w 2006 roku przez Duszpasterstwo Akademickie PIĄTKA.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję