Ostatnie tygodnie w polityce upłynęły pod znakiem sporu nt. raportu komisji szefa MSWiA Jerzego Millera. Po pierwsze - za sprawą samego raportu, po drugie - z uwagi na ripostę rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Polski raport w wielu punktach jest sprzeczny z ich własnym i częścią odpowiedzialności za katastrofę obciąża Rosjan. Nie mogli nie zareagować. Z innych powodów raport skrytykowali politycy PiS: raport komisji i ostatnie wyjaśnienia w Sejmie niewiele wnoszą do wiedzy o przyczynach katastrofy. Przeciwnie - w wielu miejscach raport powiela tezy rosyjskie, a dodatkowo odwraca uwagę od odpowiedzialnych za przygotowanie i przebieg tragicznego w skutkach lotu. - Oba raporty są do siebie bardzo podobne, ale nic dziwnego, skoro przygotowano je na tych samych, rosyjskich, materiałach - mówi senator Stanisław Piotrowicz, wiceszef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.
Drugi krąg
Reklama
Rosyjskie odniesienie się do polskiego raportu było takie, jakiego należało się spodziewać: powtarza tezy podane wcześniej w raporcie MAK. Dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik nie powinien przebywać w kabinie pilotów. - Podając informacje o wysokości, brał udział w sterowaniu samolotem. To była bezpośrednia presja psychiczna na załogę - zaznaczył Aleksiej Morozow, wiceszef MAK. I miała to być, dodajmy, jedna z przyczyn katastrofy. Nie było natomiast, zdaniem MAK, wywierania presji przez zwierzchników na rosyjskich kontrolerów z wieży w Smoleńsku. Obecność tam dowódcy bazy lotniczej jest normalną praktyką.
W przeciwieństwie do polskiej komisji MAK twierdził, że załoga samolotu podejmowała niewłaściwe decyzje i nie mogła ich zrealizować. Polacy uważają natomiast, że tupolew nie lądował, a rozbił się, bo lotnicy popełnili błędy przy próbie odejścia. MAK się upiera: piloci, którzy byli pod presją, chcieli lądować za wszelką cenę.
Prezentując polski raport, Jerzy Miller mówił z kolei, że polska załoga „podejmowała właściwe decyzje”, których realizacja okazała się w tych warunkach niemożliwa - i z tym fragmentem polemizuje MAK. Według niego, polska załoga nie podjęła decyzji o przejściu na tzw. drugi krąg. Nie zdecydowała więc o odejściu od lądowania, a jedynie robiła wszystko, by się nie zderzyć z przeszkodą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kwestia interpretacji
Zdaniem MAK, główna przyczyna katastrofy jest taka sama w obu raportach, podobnie jak wnioski dotyczące przygotowania lotniska czy załogi. - Różnice biorą się z niechęci strony polskiej do naszej interpretacji - mówił Aleksiej Morozow.
Stan systemu świetlnego na lotnisku, zdaniem strony polskiej, nie spełniał wymagań technicznych wizualnych pomocy nawigacyjnych i był niesprawny. Według MAK, niczego nie można zarzucić grupie kierującej lotami na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj ani otoczeniu lotniska. Drobne nieprawidłowości w pracy szefa kontrolerów nie miały żadnego wpływu na katastrofę. Podobnie jak teren bezpośrednio przed progiem lotniska porosły zbyt wysokimi drzewami.
- Sam pan Miller stwierdził, że obydwa raporty różnią się tylko interpretacją faktów - mówi senator Stanisław Piotrowicz. - Polska komisja opierała się bezpośrednio na materiałach MAK, który decydował, co przekaże Polsce, dlatego wnioski nie mogły być inne. Polska komisja nie dysponowała podstawowymi dowodami, np. oględzinami wraku.
We własnej sprawie
- MAK jest w pewnym zakresie sędzią we własnej sprawie, jeśli jednocześnie bada, czy wszystko było w porządku po stronie rosyjskiej - zwraca uwagę prof. Marek Żylicz, specjalista w zakresie międzynarodowego prawa lotniczego. Jednak to grzech także polskiej strony, choć w innym wymiarze - oceniali posłowie PiS podczas posiedzenia sejmowej Komisji Obrony, zwołanej na ich wniosek.
- Uciekano od odpowiedzi na wiele pytań, nie uzyskaliśmy np. wyczerpującej odpowiedzi o roli BOR - zaznacza Dariusz Seliga, wiceprzewodniczący Komisji Obrony. Szef parlamentarnego zespołu Antoni Macierewicz kwestionował wiarygodność Jerzego Millera jako szefa komisji. - Pan i szef BOR nie dopełniliście obowiązków, nie dopilnowaliście, by BOR sprawdził lotnisko. Pan jako przewodniczący komisji jest sędzią we własnej sprawie - mówił.
Co dalej z wyjaśnieniem katastrofy? Senator Piotrowicz nie jest optymistą. Zastosowanie za zgodą polskiej strony konwencji chicagowskiej, najpewniej wyklucza arbitraż międzynarodowy. Może się skończyć na pohukiwaniu i deklaracjach rządzących, ile my to zrobiliśmy. - Musi jednak zmienić się rząd i układ parlamentarny. Obecny nie dopuści nawet do powołania wiarygodnej specjalnej komisji sejmowej, która mogłaby zająć się sprawą - mówi. Zespół parlamentarny opublikuje w końcu sierpnia rekonstrukcję tego, jak doszło do katastrofy, a miesiąc później całościowy raport, ale rządzący z pewnością go zlekceważą.