Patrzę ze smutkiem, jak politycy i ideolodzy, zwłaszcza przed wyborami, obiecują „postęp”, „transformację”, „modernizację”, „reformy” albo przynajmniej dalszą lawinę nowych, sprzecznych ze sobą ustaw, których nikt nie czyta ani nikt nie rozumie.
Politycy mówią, a ludzie tego słuchają i nie grzmią, bo dali sobie wmówić, że postępowi farmacji czy motoryzacji musi towarzyszyć postęp w negacji prawdy i odpowiedzialności, niszczeniu więzi międzyludzkich, burzeniu religii i psuciu prawa. Ileż razy przypominał o tym bł. Jan Paweł II! Wbito nam w głowy oszukańcze słowa, żebyśmy uwierzyli w kłamliwą ideologię.
Tysiąc pięćset lat temu rzymscy arystokraci, mnisi, prawnicy - poganie i chrześcijanie - z przerażeniem łapali się za głowę, słysząc prostacką łacinę, jaką mówiły i pisały nowe elity. Te elity - to byli gangsterzy, przebojowi wojskowi i barbarzyńscy wojownicy. Arystokraci bronili starego języka. Nowe elity chciały mówić po nowemu. Arystokraci przeważnie wyginęli, ale papieże w Rzymie, mnisi w całej Europie i prawnicy na bizantyjskim Wschodzie przechowali starą łacinę. A wraz z nią stare pojęcia, stare prawo, stare wychowanie. Tradycję.
Gangsterzy i barbarzyńcy natomiast stworzyli nowe języki - włoski, francuski, hiszpański. Po wielu pokoleniach zepsuta łacina Moliera i Cervantesa okazała się równie zdolna do wyrażenia rzeczy mądrych i do przechowywania tradycji jak łacina Cycerona.
Barbarzyńcy nie psuli łaciny planowo. Rewolucyjna międzynarodówka psuje język planowo. Hitlerowskie Niemcy i Rosja sowiec-ka to były poligony XX-wiecznego postępu pod czerwonym sztandarem. Nie wszyscy wiedzą, że takim poligonem jest też Szwecja. Socjaldemokraci pod czerwonym szyldem rządzili Szwecją od 1932 r. Wzorem rosyjskich komunistów (tylko łagodniej), w ciągu dziesięcioleci szwedzcy socjaliści planowo doprowadzili do zastąpienia języka szwedzkich elit językiem ulicy. Nowa, czerwona elita na siłę wprowadzała go do szkół i mediów wraz z uproszczoną pisownią. Wraz z językiem wsączyła zaś tak konserwatywnym uprzednio Szwedom ideologię zrodzoną z rewolucji oraz wszechwładzę państwa.
Szwecja, rok 1945. Astrid Lindgren, autorka „Pippi Pończoszanki”, boi się, że za pisanie nieprawomyślnych opowiadań dla dzieci władza przyśle do jej domu asystenta rodzinnego z policjantem.
My też już mamy ustawę o asystentach rodzinnych. Już się kształcą, bodaj w Krakowie. Będą pilnowali, czy myjemy dzieciom uszy i czy im nie dajemy klapsów. Mamy postęp.
Rewolucja po chwilowych niepowodzeniach wciąż rusza na nowo. Nie ma żadnej gwarancji, że znowu się nie rozzuchwali i nie zechce mordować księży (jak w Rosji, Meksyku, Hiszpanii), burzyć kościołów i zabytkowych dzielnic (jak w Sztokholmie).
Przez wieki prawdziwe elity dbały o tradycję. Od dwustu lat nowe elity troszczą się o unicestwienie tradycji w imię „postępu” i „modernizacji”. To nie są prawdziwe elity.
Proszę Was. Jeżeli ktoś Wam przed wyborami obieca modernizację, powiedzcie mu: „Sorry, dzięki. Modernizacji mam po dziurki w nosie. Wolę tani prąd i równe drogi”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu