W dzisiejszej polskiej rzeczywistości Kościół otrzymuje co chwilę rozmaite propozycje - aby odegrał jakąś rolę w scenariuszu pisanym przez innych. Są przynajmniej trzy takie scenariusze, które zawierają propozycje dla Kościoła.
Jest więc, oczywiście, scenariusz liberalny. Scenariusz ŕ la premier Tusk przewiduje, że Kościół może sobie gospodarzyć dalej - na roli najściślej duchowej, „w kruchcie”. Liberałowie to nie komuniści, więc o prześladowaniu katolików nie ma mowy, ale od Kościoła wymaga się wyraźnie, aby gdy wychodzi ze swojej „kruchty”, sam siebie traktował jako jedno ze stowarzyszeń - co prawda wyjątkowo liczne - którego głos, np. w sprawach wrażliwych moralnie, będzie rozpatrywany przez włodarzy kraju z taką samą uwagą jak głos, powiedzmy, Stowarzyszenia Miłośników Myśli Czystej.
Drugi jest scenariusz chadecki - w tej wersji, jaka panuje od lat w środowiskach inteligenckich z okolic „Tygodnika Powszechnego”, a daje o sobie znać w niektórych wypowiedziach prezydenta Komorowskiego. Faktycznie jest to jedynie odmiana pomysłu liberalnego, ale opracowana przez katolików dla katolików. Charakterystyczne jest tu regularne zawstydzanie Kościoła w Polsce - że nie jest dość „soborowy”, a w związku z tym, że nie dość koleguje się z demokracją liberalną. Kościołowi proponuje się, aby zajął się dostosowywaniem się „do wymagań nowych czasów”, a swoje nauczanie poświęcił przestrzeganiu wiernych przed popadaniem w fanatyzm i fundamentalizm. Trzeba powiedzieć, że scenariusz chadecki żąda od Kościoła nawet więcej niż liberalny, który i tak żąda rzeczy niemożliwej.
I jest jeszcze scenariusz bardzo odmienny od poprzednich, wręcz sympatyczny - a jednak również niemożliwy do przyjęcia: według scenariusza „patriotycznego”, Kościół powinien się zaangażować w sprawę, której politycznym rzecznikiem jest PiS, traktowany jako nowe wcielenie „Solidarności”. W scenariuszu tym dobre jest podkreślanie związku Kościoła z narodem; jednak absolutnie nie do przyjęcia jest w nim wymaganie, aby Kościół - właśnie ze względu na „jedność patriotów” - przestał wymagać przyjęcia całej swej nauki od tych, którzy chcą się na Kościół powoływać. Jest to propozycja, aby - jak za „Solidarności” z lat stanu wojennego - Kościół dał patronat opozycji, przymykając oko na to, czy i w jakim stopniu chce ona uwzględniać naukę Kościoła. Jednak czasy się zmieniły, nie jesteśmy w latach 80., Kościół może i powinien wymagać więcej - zwłaszcza od tych, którzy się na niego powołują.
Żaden z tych scenariuszy - nawet ten ostatni - nie opisuje właściwej roli Kościoła. Dlatego zamiast przyjmować cudze scenariusze, trzeba dawać swoje. Jakie? Otwórzmy nasze szuflady: gdzieś na dnie leży na pewno gruby plik homilii bł. Jana Pawła II z pielgrzymki do Polski w 1991, pierwszej po odzyskaniu niepodległości. Dziesięć nauk o dziesięciu przykazaniach, wypowiedzianych z myślą o nowym polskim państwie. Oto jest scenariusz Kościoła. Czy go jeszcze pamiętamy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu