Chociaż antypolskie skandale wywoływane paszkwilami Jana Tomasza Grossa nie mają żadnej wartości naukowej czy etycznej, to jednak Gross jest niebezpieczny dla Polski, bo znakomicie wpisał się w nasilającą się od dziesięcioleci światową ofensywę antypolonizmu, swoisty sojusz antypolonizmów z różnych krajów. Sojusz ten odgrywa tym większą rolę w deformowaniu obrazu Polski i Polaków, że zarówno w czasach PRL-u, jak i w czasach III RP zabrakło zdecydowanego przeciwstawienia się polakożerczym kampaniom za granicą ze strony polskiego MSZ i naszej dyplomacji. Ta ostatnia, zdominowana przez pogrobowców komunizmu, zamiast przeciwstawiania się antypolskim oszczercom, wolała dzielić Polonię i niszczyć autorytety największych polskich patriotów na obczyźnie: prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala i prezesa USOPAŁ-u Jana Kobylańskiego.
Głębokie korzenie antypolonizmu
Reklama
Aby lepiej wyjaśnić niebywałe rozmiary zagranicznych kampanii antypolskich oszczerstw, trzeba zacząć od przedstawienia głębszych wielostronnych źródeł światowego antypolonizmu. Początki nowszej kampanii antypolonizmu „zawdzięczamy” oszczerstwom propagandy sowieckiej lat 1943-44. Szczególnym impulsem dla tej propagandy stała się reakcja na wykrycie sowieckiej zbrodni w Katyniu. Aby odwrócić uwagę Zachodu od tej zbrodni, a zarazem przesłonić ciemne zamysły Stalina wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej, Sowieci wprost do perfekcji rozwinęli metodę zohydzania krajów, które miały w przyszłości paść ich ofiarą, a w szczególności Polski. W tym celu rozpoczęto zmasowaną kampanię antypolonizmu, przy wykorzystaniu sprzedajnej wielkiej części prasy zachodniej i bardzo rozbudowanej sieci sowieckich agentów, usadowionych m.in. w najbliższym otoczeniu prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta. Ulubioną bronią Kremla na całe dziesięciolecia stało się oskarżanie Polaków o „faszyzm, reakcyjność, antysemityzm i nacjonalizm”. Chodziło przede wszystkim o pokazanie Zachodowi, że taki „faszystowski” i „antysemicki” naród, jak Polacy, musi być dopiero uczony demokracji „twardą ręką”. Nauczycielami, karcącymi „niegrzecznych polskich nacjonałów”, miały być, oczywiście, władze sowieckie i ich polskie marionetki komunistyczne. Dla stwarzania i umacniania atmosfery antypolonizmu na Zachodzie władze sowieckie chętnie sięgały po różnego typu prowokacje na czele z najgłośniejszą z nich - zorganizowanym przez NKWD w lipcu 1946 r. pogromem kieleckim, który miał na celu odwrócenie uwagi świata od sfałszowanego kilka dni wcześniej przez komunistów referendum w Polsce. Prowokacja w maksymalnym stopniu spełniła oczekiwane przez Sowietów cele. Polska była najbardziej buntowniczym krajem wśród państw ujarzmionych przez Sowietów. Nic dziwnego więc, że tym mocniej starano się przyprawiać Polakom odpowiednią „gębę” - narodu antysemitów i nacjonalistów. W tej sprawie zaś Sowieci niemal zawsze mogli liczyć na uległe wobec ZSRS władze PRL-u. Czołowy PPS-owski działacz polityczny, działający po 1939 r. na emigracji historyk i publicysta Adam Ciołkosz, pisał na łamach londyńskich „Wiadomości” w 1968 r. o szczególnie wielkiej odpowiedzialności komunistycznych władz polskich za upowszechnianie za granicą wizji Polski jako kraju antysemickiego. Przytaczając rozliczne przykłady świadomych fałszerstw historii, dokonywanych przez polskich polityków po to, by zohydzić AK i rząd RP w Londynie i przedstawić je jako antysemickie, Ciołkosz pisał: „I tak jak kamyczek po kamyczku, cegiełka po cegiełce, własnymi rękami wznosili komuniści polscy gmach fałszów, z których wynikać miało, iż rząd polski w Londynie był antysemicki, Delegatura Rządu w Warszawie była antysemicka, naród polski z wyjątkiem garstki komunistów był antysemicki (podkr. - J.R.N.). Dzisiaj, w świetle najnowszej furii rugów personalnych w PZPR i aparacie rządowym PRL, także i ta legenda o filosemityzmie komunistów runęła i pozostało sprzeczne z prawdą historii i wysoce krzywdzące przeświadczenie, że naród polski w swej całości był i jest antysemicki. Przeświadczenie to przyswoiła sobie duża część opinii publicznej w świecie. Zasługa - jeśli to można nazwać zasługą - wytworzenia się takiego stanu rzeczy przypada komunistom”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak Jaruzelski oskarżał „Solidarność” o antysemityzm
Komunistyczne władze polskie konsekwentnie spełniały zamysły rządu sowieckiego, dążącego do manipulowania groźbą rzekomego antysemityzmu w Polsce także po 1956 r. Czyniono tak również za rządów Władysława Gomułki, przez niektórych pochopnie uważanego za patriotę. Jakże wymowny pod tym względem był fakt przytoczony przez byłego naczelnego redaktora miesięcznika „Znak” Jacka Woźniakowskiego w wywiadzie dla francuskiego „Le Monde” z 12 września1989 r. Woźniakowski opisał tam, jak na początku lat 60. musiał walczyć przez kilka lat, by wydać książkę napisaną wyłącznie przez ocalałych Żydów. Książka była bardzo pochlebna dla obrazu zachowań Polaków wobec Żydów. A jednak mimo tego, czy raczej właśnie dlatego, „Ministerstwo Kultury, Urząd ds. Wyznań, cenzura, wszyscy byli przeciw. Zamysł był prosty, trzeba było wmówić Zachodowi, że tylko komuniści pomagali Żydom, i że ten naród antysemicki trzeba trzymać w ryzach, by nie zrobił wszystkim kłopotów”.
Dziś syn Jacka Woźniakowskiego - prezes „Znaku” Henryk Woźniakowski robi wszystko, by przez wydanie nowego paszkwilu Grossa utorować drogę do umocnienia na Zachodzie głupawych uogólnień o rzekomym ogromnym antysemityzmie narodu polskiego (podkr. - J.R.N.).
Ogromne szkody wyrządzone obrazowi Polski i Polaków przez ofensywę antypolonizmu byłyby nie do pomyślenia, gdyby Polskę reprezentowały patriotyczne rządy i odpowiedni dyplomaci, dbający o obronę dobrego imienia Polski na zewnątrz. Niestety, przez całe dziesięciolecia na czele PRL-u stały postacie świadomie zainteresowane zohydzaniem własnego narodu za granicą, aby przez piętnowanie jego rzekomego nacjonalizmu i zacofania uzyskiwać rozgrzeszenie za swój niegodny, totalitarny styl rządzenia. Nader widoczne było to w czasie rządów ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego, która za wszelką cenę, nawet poprzez „donosy na Polskę za granicą”, starała się usprawiedliwiać wojnę, wydaną przez siebie własnemu narodowi. Typowe pod tym względem było zachowanie samego Jaruzelskiego, który będąc premierem rządu polskiego, posunął się za granicą do otwartego oskarżenia „Solidarności” o rzekomy antysemityzm. Oskarżenie to wysunął podczas spotkania z przywódcami Żydów amerykańskich w Nowym Jorku jesienią 1985 r. Informacje o tym odnotował Aleksander Smolar w podziemnym „Aneksie” (nr 41-42 z 1986 r., s. 123). A niektórzy dalej próbują gloryfikować targowiczanina Jaruzelskiego jako rzekomego patriotę!
Agentury rosyjskie na Zachodzie są niewątpliwie zainteresowane dalszym podtrzymywaniem godzących w Polskę oszczerczych mitów, inspirowanych w swoim czasie przez sowiecki wywiad i propagandę, zwłaszcza fałszów o rzekomym polskim antysemityzmie. Warto przytoczyć w tym kontekście słowa z nader wnikliwej analizy źródeł dzisiejszej fali antypolonizmu w Stanach Zjednoczonych, dokonanej przez amerykańskiego naukowca - prof. Paula Gottfrieda. W przedrukowanym w Polsce na łamach „Rzeczpospolitej” (dodatek „Plus - Minus” z 1-2 lutego 1997 r.) szkicu „Polonofobia” prof. Gottfried pisał: „Większość agresywnych antypolskich wystąpień (...) nosi na sobie piętno czasów imperium sowieckiego. To rozpadające się mocarstwo pozostawiło po sobie propagandowe mity, które jeszcze ciążą na narodzie polskim i gmatwają dyskusję nad jego przeszłością. I tak zajęcie Polski przez Stalina widziane jest jako nader szczęśliwe wydarzenie, które powstrzymało antyżydowskie pogromy i zneutralizowało katolicki charakter Polaków. Natomiast Sowieci nigdy nie są odpowiedzialni za wzniecony przez siebie antysemityzm. Oni wkroczyli do Polski właśnie po to, by zlikwidować polskich nazistów, którzy - w przeciwnym przypadku - dokończyliby robotę Hitlera” (podkr. - J.R.N.). Paszkwile żydowskich fanatyków w stylu J.T. Grossa tylko umacniają ten antypolski stereotyp.
Specyficzne źródła antypolonizmu wśród Żydów amerykańskich
Niejednokrotnie zwracano uwagę (m.in. ks. prof. Waldemar Chrostowski) na zadawnione niechęci Żydów amerykańskich do Polski, sięgające jeszcze czasów sprzed I wojny światowej. Tłumaczono to głównie antypolskimi uprzedzeniami, kształtowanymi wśród Żydów amerykańskich przez dominujących w kręgach ich elity Żydów wywodzących się z Niemiec. Po II wojnie światowej do wcześniejszych uprzedzeń doszły nowe przyczyny nasilenia kampanii antypolonizmu wśród Żydów w USA. Przede wszystkim Polska, która z winy Niemiec stała się cmentarzyskiem kilku milionów Żydów, została uznana za szczególnie dogodny kraj do zrzucenia na niego odpowiedzialności za zagładę Żydów. Wszystko zaś w celu zatuszowania niebywałej bezczynności i bierności bogatych i bardzo wpływowych Żydów amerykańskich w czasie wojny. Tego, że nie zrobili oni dosłownie nic dla wzmożenia presji na prezydenta Roosevelta i amerykański Kongres dla ratowania europejskich Żydów.
Akcja szkalowania Polaków miała również odwrócić uwagę od rzeczy najpaskudniejszej - od swoistej żydowskiej hańby domowej, czyli od niebywale służalczej i wręcz zbrodniczej współpracy z nazistowskimi Niemcami przeważającej części Judenratów i tysięcy członków policji żydowskiej przy deportowaniu setek tysięcy Żydów do obozów zagłady. Przypomnijmy, co pisała na ten temat największa żydowska myślicielka XX wieku - prof. Hannah Arendt: „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii. Uległość Judenratów wobec nazistów oznaczała skrajną kompromitację żydowskich elit w państwach okupowanych przez III Rzeszę” (podkr. - J.R.N.; por. H. Arendt, „Eichmann w Jerozolimie”, Kraków 1987, s. 151).