Doprawdy trudno zrozumieć zachwyty niektórych osób życia publicznego i mediów w naszym kraju nad zapowiedzią władz rosyjskich (a konkretnie ambasadora Federacji Rosyjskiej w Polsce Aleksandra Aleksiejewa) o możliwości rehabilitacji przez Rosję polskich oficerów rozstrzelanych przez NKWD wiosną 1940 r. To rzekomo kolejny przejaw dobrej woli władz rosyjskich i ich otwarcia w kontaktach z Polską.
A na prowincji pytają, może trochę naiwnie: „Jakich to przestępstw dopuścili się polscy oficerowie, że trzeba ich rehabilitować?”. Czy „rehabilitacja” nie jest prawną sztuczką, by potem wobec Polski i wobec całego świata móc powiedzieć: „Skoro ich zrehabilitowaliśmy, to znaczy, że w 1940 r. na jakiejś podstawie zostali skazani. Może tamto prawo było ułomne, a nawet zbrodnicze, ale jednak to było prawo. W myśl obecnie obowiązujących przepisów, my możemy polskich oficerów tylko zrehabilitować”.
Więźniowie Katynia oraz innych miejsc sowieckich kaźni dostawali kule w tył głowy za to, że byli oficerami wrogiej armii i wystąpili zbrojnie przeciw Rosji radzieckiej (choć żadne to wytłumaczenie dla okrucieństwa tej zbrodni), czy za to, że byli Polakami lub obywatelami państwa polskiego. Może „znamię polskości”, które dumnie nosili w swych sercach, było jedyną ich przewiną?
Pomóż w rozwoju naszego portalu