Dzielić się chlebem
Reklama
"Łamanie chleba" to wczesnochrześcijańskie określenie sprawowania Eucharystii, które dokonywało się, jak wynika z raportu św. Łukasza, nie w świątyni, podczas zebrań liturgicznych, lecz po prywatnych domach. Dziś nasi wierni, jeśli się gromadzą w świątyniach, głównie w niedziele i święta, to nie tylko na modlitwę, czyli na słuchanie Słowa Bożego i wspólne śpiewy, lecz także na uczestniczenie w łamaniu chleba.
Wiadomo dość powszechnie, że obecność (zwłaszcza liczebna) wiernych na niedzielnej Mszy św. jest także w Polsce stanowczo za mała. Dotyczy to szczególnie dzieci i młodzieży. Ponadto nie wszyscy wierni obecni na Mszy św. przystępują do stołu Pańskiego, czyli nie uczestniczą osobiście w łamaniu chleba. Pomijamy tu zjawisko pewnej, spotykanej zwłaszcza na zachodzie Europy i w USA, nienormalności, która polega na tym, że prawie wszyscy wierni obecni na Mszy św. przyjmują Komunię św., choć większość z nich nie spowiadała się od kilku miesięcy.
W sumie zdecydowanie na naszą niekorzyść wypada w porównaniu z wiernymi opisanej przez św. Łukasza gminy jerozolimskiej nasz udział w liturgicznej modlitwie i łamaniu chleba. A wydawało się, że zmiana na lepsze nastąpi jakby automatycznie, gdy wprowadzi się do liturgii języki ludowe. Niewykluczone, że człowiek dzisiejszy chciałby uczestniczyć w innym sprawowaniu Eucharystii. Zdarza się bowiem, że do udziału w niedzielnej Mszy św. zniechęca sposób jej odprawiania przez jakiegoś duchownego. Jednak poszukiwanie przyczyn niedostatecznej frekwencji wiernych na niedzielnej Mszy św. to temat godny oddzielnego rozważania.
Żeby jednak obraz dzisiejszego życia eucharystycznego Kościoła nie był taki przygnębiający, wypada wspomnieć o pogłębianiu, i to właśnie w naszych czasach, udziału wiernych w sprawowaniu Eucharystii. Próby takie podejmuje, choć nie bez pewnych zastrzeżeń, ruch neokatechumenalny oraz nasze polskie oazy. Kult Najświętszego Sakramentu stanowi bardzo zasadniczy element duchowości tych wspólnot.
Wrażliwi na potrzeby bliźnich
O świadczeniu chrześcijańskiego miłosierdzia w pierwotnym Kościele mówi św. Łukasz jakby ze szczególnym upodobaniem. Otóż i z miłosierdziem nie jest najgorzej również dzisiaj. Dotyczy to zresztą nie specjalnie chrześcijan albo wiernych Kościoła katolickiego - choć to ci ostatni prawie z reguły uczestniczą przez swoje instytucje charytatywne w organizowaniu zbiórek na rzecz ofiar trzęsień ziemi, powodzi czy długotrwałej suszy. To w Kościele naszych czasów żyła i świadczyła chrześcijańskie miłosierdzie, razem ze swymi jakże już licznymi córkami duchowymi, Matka Teresa z Kalkuty. O chrześcijańskiej wrażliwości na potrzeby bliźnich świadczy najnowsza inicjatywa jednej z polskich diecezji, zbierającej ofiary na zakup zboża dla głodujących w Afryce.
Słusznie ubolewa się, głównie w środowiskach katolickich, nad pełnymi gorzkiej ironii przestrogami, że znów grozi nam klęska wielkich urodzajów. Trzeba nam tę "klęskę" traktować jako wyraz Bożej dobroci, którą winniśmy z prawdziwą wdzięcznością wykorzystać na niesienie pomocy umierającym z głodu.
* * *
Raport o stanie duchowo-materialnym dzisiejszego Kościoła nie wypada więc tak pozytywnie, jak analogiczne relacje św. Łukasza Ewangelisty o życiu pierwszych wyznawców Jezusa. Ale chyba też nie należy przesadzać w eksponowaniu barw tylko ciemnych w obrazie Kościoła naszych czasów.
Z drugiej strony nie mamy się co oburzać, zwłaszcza duszpasterze, gdy bp Maggiolini mówi: "Trzeba przyznać, że kruchość cywilizacji katolickiej pochodzi od wewnątrz: od ludzi wierzących, od nas, pasterzy Kościoła, którzy być może sprawiamy wrażenie, jakbyśmy prawie już nie dostrzegali nowości Dobrej Nowiny".
Wniosek stąd jeden: powrót do źródeł chrześcijaństwa, do Kościoła z Dziejów Apostolskich mamy rozpocząć właśnie my, ludzie wierzący, pasterze Kościoła.
Pewną - problematyczną co prawda, ale rzeczywistą - pociechę stanowi fakt, że nieraz już zdarzały się jeszcze bardziej mroczne okresy w dziejach Kościoła. To, co przeżywamy dziś, to na pewno nie jest koniec chrześcijaństwa, a zwłaszcza Kościoła, o którym sam Jezus Chrystus powiedział, że bramy piekielne nie zwyciężą go. My wierzymy, że On, Założyciel Kościoła, pozostanie z nami aż do skończenia świata.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu