Reklama

Oto jestem, przecież mnie wołałeś

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W kończącym się Roku Kapłańskim było bardzo wiele wezwań do młodych, aby odważyli się odpowiedzieć: „Tak” Chrystusowi. Wielokrotnie nawoływał Benedykt XVI. Mówili biskupi, nie omijali tematu sami kapłani. Rok Kapłański miał pomóc odkryć na nowo tożsamość kapłańską wśród samych kapłanów oraz ożywić duszpasterstwo powołań na całym świecie.
W ostatnich czasach rozmowa o powołaniach do kapłaństwa i zakonu w Polsce bywa smutna i monotonna. Zwykle zaraz po rozpoczęciu schodzi na te same tory. Wytycza je słowo „kryzys” i malejące w ostatnich latach słupki obrazujące liczbę kandydatów do stanu duchownego w seminariach duchownych, szczególnie zakonnych. Na pewno można powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, kandydatów do kapłaństwa jest mniej niż 10 czy 20 lat temu. Po drugie zaś, że nadal więcej niż w latach 60. czy 70. ubiegłego wieku. W latach 80. i później mieliśmy boom powołaniowy, bo był Jan Paweł II, co do tego obserwatorzy nie mają żadnych wątpliwości. Wniosek nasuwa się sam. Nie potrafimy zapełnić luki po Janie Pawle II, choć prawdopodobnie sama nadzieja, aby tego dokonać, ociera się o uzurpację. Tak czy inaczej musimy radzić sobie sami.
Dziwne i znaczące zarazem jest to, że najchętniej głosy o kryzysie powołań dochodzą ze środowisk, które trudno podejrzewać o specjalną przychylność Kościołowi, nawet jeżeli ich przedstawiciele deklarują, że życzą mu jak najlepiej. Diagnozując sytuację, można wskazać dwa źródła takiego stanu rzeczy: nieprzystające do współczesności trudne wymagania moralne, które niezmiennie głosi Kościół, i celibat, przy którym nie wiadomo dlaczego upiera się Papież. Skrzętnie i sprytnie unikają za to odpowiedzi na pytanie: czy w tych wyznaniach chrześcijańskich, gdzie duchowni nie są zobowiązani do bezżenności, sytuacja z liczbą kandydatów do stanu duchownego jest lepsza? Otóż nie jest lepsza. Na pewno nie o troskę o powołania chodzi w tych radach. O co? Odpowiedź narzuca się sama.

Reklama

W całym Kościele lepiej

Faktem jednak jest, że powołań jest mniej, nawet w krajach tradycyjnie katolickich, w tym w Polsce. W niektórych, szczególnie w Europie, sytuacja jest bardzo trudna. Należy jednak zauważyć, że ogólnie, w całym Kościele, liczba duchownych wzrasta. Według ostatniego „Annuario Pontificio”, liczba kapłanów na całym świecie wzrosła w latach 2007-2008 o jeden procent. Wzrost zanotowano dzięki nowym duchownym z Azji i Afryki. Szczególnie ten ostatni kontynent jest ziemią, na której Kościół, a wraz z nim powołania, rozwija się najbardziej dynamicznie. Wzrost liczby duchownych, choć jest nieco mniejszy, to jednak odpowiada przyrostowi całej wspólnoty Kościoła katolickiego na świecie.
Europa, mimo że nadal prawie połowę światowego duchowieństwa katolickiego, dokładnie 47,1 proc., stanowią obywatele Starego Kontynentu, ma się nad czym głowić. Łatwo nie jest, zresztą nikt nie mówił, że będzie. W latach 60. czy 70., do których dziś się porównujemy, przynajmniej jeśli chodzi o liczbę powołań do kapłaństwa w Polsce, prześladowany Kościół musiał bronić siebie i swoich wiernych przed agresją komunistycznych władz i płynącą z jej ośrodków, zresztą coraz mniej skuteczną, propagandą. Z tych zmagań wyszedł zwycięsko.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Trująca kultura

Dziś przeszkody są inne. Bardziej wysublimowane. Ich ostrze nie jest tak bardzo wymierzone w ciało, ale w ducha. Co zatem dziś przeszkadza młodemu człowiekowi - bo wierzymy, że Bóg nieustannie posyła robotników na żniwo, tylko ci posłani ociągają się z pójściem na pole - w wejściu na drogę realizacji swojego powołania? To współczesna, dominująca kultura stoi za tym, że np. we Francji już liczą, ile parafii trzeba będzie zlikwidować w najbliższych kilku dekadach, a na misje do niektórych krajów europejskich coraz częściej przyjeżdżają duchowni z ewangelizowanej od niedawna Afryki. Co takiego zabójczego jest w tej dominującej kulturze, że tak odbiera odwagę, zniechęca czy wręcz uniemożliwia „pójście za Panem”? Duszpasterze powołań wskazują na kilka „izmów”. Należą do nich: materializm, konsumpcjonizm, sekularyzm, moralny relatywizm i na dodatek religijna obojętność. Najważniejszy z nich jest ten pierwszy. To z niego witalne siły czerpią pozostałe. W naszych czasach młody człowiek staje między dramatycznym wyborem. Z jednej strony - propozycją świata, w którym drogę szczęścia wytycza fortuna i przyjemność, a z drugiej - propozycją kapłaństwa służebnego, gdzie najważniejsza jest służba drugiemu, skromne życie, posłuszeństwo i dar bezżenności. Pójście pod prąd, wyrzeczenie się ponętnych pokus świata wymaga wręcz heroizmu. I na pewno w tym wyborze nie pomagają ostatnie, prawdopodobnie niemające wcześniej precedensu, ataki, szczególnie na Papieża, a przez niego na cały Kościół, bo to on ucieleśnia jego naukę.

Reklama

Choroba zaraźliwa

Jak mocny jest wpływ kultury na wolę odpowiedzi na wołanie Boga - pokazuje postawa imigrantów w USA. O ile w pierwszych pokoleniach, kiedy rodziny imigrantów z Azji czy Afryki miały jeszcze na świeżo nauki wyniesione z rodzinnego domu, mam tu na myśli kraj pochodzenia, dzieci chętniej szły za głosem powołania, o tyle w drugim czy trzecim pokoleniu ta ochota słabła wprost proporcjonalnie do akceptacji zachodniego stylu życia. - Im bardziej rodzina zanurza się w amerykańską kulturę, tym bardziej jest podatna na rodzaj kulturalnej trucizny, która kaleczy życie wiary w ogóle, a powołania w szczególności - mówił kilka lat temu ks. Ressler, dyrektor Biura Powołań archidiecezji w Houston. Tej trucizny obawia się także Afryka. Wielokrotnie w ostatnim czasie hierarchowie z różnych krajów Czarnego Lądu podnosili temat psucia afrykańskiej kultury, opartej na silnej rodzinie i głębokich więzach międzyludzkich, przez siłą wpychane wzorce rodem z zachodniego świata.

Reklama

Rodzina

Afrykańscy duchowni nieprzypadkowo biją na alarm, widząc zagrożenia dla rodziny. To w niej tkwi klucz do wszystkiego, także do powołań. Kolejną przeszkodą w odpowiedzi na Boże wołanie jest kryzys rodziny, ze szczególnym naciskiem na kryzys ojcostwa. To przykład ojca ustala relacje dzieci z Bogiem Ojcem. Bez niego trudno je ułożyć, często zaś są wypaczone. Szczególnie wśród młodych, którzy pochodzą z rodzin rozbitych. Dzieci, a później młodzieńcy noszą w sobie wielką ranę. Do tego dochodzi to, że powołani często nie mają wsparcia w rodzinie, a niejednokrotnie są przez swoich rodziców i innych członków zniechęcani do wstąpienia do seminarium czy zakonu.

Rola świadectwa

W tych warunkach trudniej jest samym kapłanom dać ostateczny impuls do wejścia na drogę realizacji powołania kapłańskiego. Według świadectw samych powołanych, jest ona na pewno niebagatelna, a może nawet decydująca. Według Amerykanów, którzy przodują i lubują się w badaniach postaw i zachowań, blisko 80 proc. kandydatów do kapłaństwa deklaruje, że do pozytywnej odpowiedzi na głos Boga skłoniła ich postawa lub nawet zachęta spotkanego na drodze życia księdza. Przekonało ich świadectwo życia, zaangażowanie duszpasterskie czy pobożność przy ołtarzu. „Osobiste świadectwo, oparte na konkretnych decyzjach życiowych, dodaje młodym odwagi, by także oni zdobyli się na decyzje wymagające zaangażowania na całą przyszłość. Aby im w tym pomóc, konieczna jest owa sztuka spotykania się i dialogu, który pomaga im odnaleźć światło i wsparcie w kimś, kto we wzorcowy sposób przeżywa swoje życie jako powołanie” - pisał w orędziu na tegoroczny Dzień Modlitw o Powołania Benedykt XVI.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Papież w Trieście: spotkanie z migrantami i osobami niepełnosprawnymi

2024-05-04 14:54

[ TEMATY ]

Watykan

Monika Książek

Biskup Triestu, Enrico Trevisi, ogłosił program wizyty papieża w stolicy Friuli-Wenecji Julijskiej 7 lipca z okazji 50. Tygodnia Społecznego Katolików we Włoszech. Sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Włoch, abp Giuseppe Baturi, zapowiedział tę podróż w styczniu br.

Podczas prezentacji programu 50. Tygodnia Społecznego Katolików we Włoszech, który odbędzie się w Trieście w dniach od 3 do 7 lipca, ogłoszono niektóre szczegóły programu wizyty papieża Franciszka. Ma on przybyć do Triestu 7 lipca. Wcześniej włoscy biskupi i wierni spędzą w Trieście cały tydzień pod hasłem: "W sercu demokracji. Uczestnictwo między historią a przyszłością" i będą wspólnie dyskutować o rozwoju kraju.

CZYTAJ DALEJ

Ks. Węgrzyniak: miłość owocna i radosna dzięki wzajemności

2024-05-04 17:05

Archiwum ks. Wojciecha Węgrzyniaka

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Najważniejszym przykazaniem jest miłość, ale bez wzajemności miłość nigdy nie będzie ani owocna, ani radosna - mówi biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu dla Vatican News - Radia Watykańskiego do Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej 5 maja.

Ks. Węgrzyniak wskazuje na „wzajemność" jako słowo klucz do zrozumienia Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej. Podkreśla, że wydaje się ono ważniejsze niż „miłość" dla właściwego zrozumienia fragmentu Ewangelii św. Jana z tej niedzieli. „W piekle ludzie również są kochani przez Pana Boga, ale jeżeli cierpią, to dlatego, że tej miłości nie odwzajemniają” - zaznacza biblista.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję