Podczas wieczornej Mszy św. 30 października 1984 r. do rzeszy wiernych modlących się w intencji uwolnienia ks. Jerzego dotarła najczarniejsza wiadomość: w Zalewie Wiślanym koło Włocławka znaleziono ciało ks. Popiełuszki. Natychmiast cały kościół wypełnił się rozpaczliwym krzykiem. - To była eksplozja krzyku, szlochu, rozpaczliwego płaczu - wspominają świadkowie. Bezradni kapłani sprawujący Eucharystię nie wiedzieli, co mówić, jak się zachować. W końcu do mikrofonu podszedł pallotyn ks. Feliks Folejewski i wypowiedział znamienne słowa: „Ludzie, czy my zdajemy sobie sprawę z tego, co się stało? Przeżywamy historyczne wydarzenie. Mamy męczennika, nowego świętego. Dziękujmy za to Panu Bogu i pomódlmy się, abyśmy dzielnie znieśli tę rozłąkę”.
Po kilkunastu minutach tłum uspokoił się, aby znów pogrążyć się w modlitwie. Tysiące osób wypowiadało trudne, choć niezwykle znamienne wówczas słowa: „... i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy”. - To wtedy rozpoczęła się droga ks. Popiełuszki na ołtarze. Rozpacz setek tysięcy osób przerodziła się w modlitwę i spontaniczny kult prywatny ks. Jerzego - mówi Katarzyna Soborak, notariusz w jego procesie beatyfikacyjnym.
Santo subito
Reklama
Pamiętnej nocy z 30 na 31 października Msze św. w kościele św. Stanisława Kostki sprawowane były non stop. Na Żoliborz przybywały coraz większe rzesze z całego miasta, a później z Polski. Wielu przystępowało do spowiedzi. Jak twierdzą księża, to, co działo się z duszami tej nocy, było jednym wielkim cudem. Ludzie nawracali się i po raz pierwszy od kilkunastu lat przystępowali do sakramentu pojednania.
Ks. Popiełuszkę pochowano 3 listopada przy kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie. W pogrzebie wzięło udział ok. 800 tys. wiernych oraz blisko tysiąc księży. Po pogrzebie ustawiały się kilkukilometrowe kolejki wiernych do grobu Męczennika.
Jego kult był oddolny i spontaniczny. O świętości ks. Jerzego byli przekonani niemal wszyscy, którzy go bliżej znali. Pierwsze oficjalne dokumenty z prośbą o beatyfikację ks. Popiełuszki pojawiły się na biurku kard. Józefa Glempa zaledwie dwa dni po pogrzebie. W tej sprawie zebrano prawie dwieście podpisów wśród personelu szpitala ginekologicznego, gdzie ks. Popiełuszko był kapelanem. 19 listopada 1984 r. z podobną prośbą wystąpił sufragan warszawski bp Zbigniew Kraszewski wraz z grupą kilkunastu kapłanów, a miesiąc później petycję napisali studenci KUL-u. - Tak rozpoczęła się lawina listów i próśb o beatyfikację ks. Jerzego. Pisma kierowano zarówno do Księdza Prymasa, jak i bezpośrednio do Sekretariatu Stanu w Watykanie - tłumaczy ks. dr Tomasz Kaczmarek, postulator procesu beatyfikacyjnego. Do listów z Polski dołączały również prośby z zagranicy. Komitet z archidiecezji w Detroit zebrał prawie 14 tys. próśb z 17 krajów świata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ostrożność Watykanu
Reklama
Z jednej strony wierni masowo domagali się beatyfikacji ks. Popiełuszki, a z drugiej - potrzebny był niezbędny czas, aby skrupulatnie, ostrożnie i rozważnie zbadać wszystkie aspekty jego życia i śmierci. Wokół śmierci kapelana ludzi pracy wciąż było wiele niejasności. Pojawiały się też obawy, że beatyfikacja może zostać odczytana jako akt polityczny.
Rozwojowi wydarzeń w Polsce bacznie przyglądała się Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych w Watykanie. W czerwcu 1987 r. na Żoliborz przyjechała grupa duchownych z Rzymu, by dyskretnie zbadać całą sprawę. - Po wizycie przy grobie ks. Jerzego ówczesny promotor sprawiedliwości ks. prał. Antonio Petti, który był odpowiedzialny za sprawy doktrynalne, powiedział dosłownie: „Dopóki ja będę miał coś do powiedzenia w kongregacji, procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki nie będzie” - wspomina ks. Kaczmarek. Watykański urzędnik najwyraźniej odniósł wówczas wrażenie, że w kościele na Żoliborzu ma miejsce bezprawny publiczny kult ks. Jerzego.
Potrzebny był czas, aby te wszystkie „przeszkody” zostały rozwiane. Wszczęto w tej sprawie specjalne dochodzenie kanoniczne. - W sumie były to nie tyle nadużycia, ile raczej nieporozumienia. Prałaci watykańscy nie rozumieli polskiej specyfiki. To, co dla nas było formą wyrażania pamięci i wdzięczności Bogu za posługę ks. Jerzego, niektórzy obcokrajowcy odczytywali jako niedozwolony kult publiczny - uważa postulator procesu beatyfikacyjnego. Taki klimat ostrożności w kongregacji wobec sprawy polskiego Kapłana trwał przez kolejnych dziewięć lat. Przez ten okres pojawiały się również opinie, że na proces beatyfikacyjny wciąż nakładają się jeszcze sprawy polityczne.
Zaangażowanie Księdza Prymasa
Reklama
Ludzie, którzy nie znali kontekstu postępowania procesowego i wszystkich innych trudności, winą za przestój w procesie beatyfikacyjnym obarczali kard. Józefa Glempa. - Były to opinie niesprawiedliwe i bardzo krzywdzące Prymasa. Gdyby nie on, tego procesu przecież w ogóle by nie było - podkreśla ks. Kaczmarek. Dlatego też, gdy tylko w 1995 r. pojawił się lepszy klimat, Ksiądz Kardynał powołał niezwłocznie specjalną komisję do spraw przygotowania procesu beatyfikacyjnego. Dzięki temu w listopadzie 1996 r. udało się uzyskać pozwolenie kongregacji na otworzenie postępowania procesowego. Od tej chwili beatyfikacja mogła ruszyć z pełnym impetem. - Prymas Polski wspierał nas na każdym etapie, zarówno instytucjonalnie, jak i finansowo - mówi ks. Kaczmarek.
Jednak nie każdy zabity czy torturowany może zostać uznany za męczennika za wiarę. Do takiego orzeczenia niezbędne są przepisane prawem okoliczności: prześladowca, który kieruje się nienawiścią do Boga i Kościoła; prześladowany, który stawia wyżej Boga niż własne życie. - To wszystko trzeba było poprzeć zeznaniami świadków i dowodami - podkreśla o. dr Gabriel Bartoszewski OFMCap, promotor sprawiedli-wości w procesie beatyfikacyjnym.
W trzy miesiące od wydanej zgody przez Watykan odbyła się pierwsza sesja procesu beatyfikacyjnego sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki. Po zaprzysiężeniu Trybunału 8 lutego 1997 r. nadeszła pora na żmudną i ciężką pracę gromadzenia dokumentów dotyczących kandydata na ołtarze. - Olbrzymia część pracy była już gotowa. Od lat bowiem przy parafii działało dobrze zorganizowane archiwum ks. Popiełuszki. Większość dokumentów, zapisków i przemówień była więc zgromadzona w jednym miejscu - mówi o. Bartoszewski. Prowadzeniem archiwum od samego początku zajmują się wolontariusze na czele z Katarzyną Soborak, która osobiście znała ks. Popiełuszkę. - Pracujemy dla ks. Jerzego, bo jesteśmy przekonani o jego świętości - podkreśla Soborak, która była także notariuszem procesowym.
Wkrótce rozpoczęły się też żmudne przesłuchania świadków. Każdemu z nich zadawano pytania z zestawu opracowanego przez o. Gabriela Bartoszewskiego. - Przesłuchanie rozpoczynało się wczesnym rankiem od przysięgi. Później przez cały dzień zadawano szczegółowe pytania. Niektóre przesłuchania trwały nawet dwa dni - mówi Soborak, która na bieżąco spisywała treść zeznań. W sumie przepytano 44 świadków. Każdy z nich reprezentował inne środowisko albo znał ks. Jerzego w różnych etapach jego życia. Zeznania zostały przepisane na komputerze i przetłumaczone na język włoski. Podobną procedurę przeszły również inne dokumenty dowodowe, historyczne oraz opinie cenzorów teologicznych. Pod uwagę zostały wzięte pisma ks. Popiełuszki, jego homilie, dokumenty dotyczące jego życia i męczeńskiej śmierci, opinii świętości oraz łask przypisywanych jego wstawiennictwu. - Kiedy zaczynaliśmy, nie było IPN-u i wiele dokumentów było niedostępnych. Dopiero na naszą prośbę zdejmowano z nich klauzule tajności - tłumaczy Soborak.
Poza kolejką
Dzięki ciężkiej pracy trzynastotomowe akta już w 2001 r. trafiły do kongregacji i rozpoczął się rzymski etap procesu. Aby jednak tak obszerny materiał mógł zostać poddany dyskusji, konieczne było jego metodyczne opracowanie w tzw. Pozycji Męczeństwa (Positio). Początkowo zajmował się tym ks. prof. Zbigniew Kiernikowski, jednak w 2002 r. został on mianowany biskupem diecezji siedleckiej. Sprawa ks. Popiełuszki trafiła w ręce ks. dr. Tomasza Kaczmarka, który wcześniej zajmował się beatyfikacją 108 Błogosławionych Męczenników II wojny światowej. - Gdy tylko zająłem się tą sprawą, zaczęły pojawiać się nowe dokumenty i informacje dotyczące ks. Jerzego. To wszystko spowalniało prace nad Positio - mówi. Jeszcze w lutym 2007 r. trzeba było przeprowadzić dodatkową kwerendę dokumentów w IPN-ie, na podstawie których powstał aneks. Ta ciągła niepewność wywoływała niełatwe dyskusje w kongregacji. - Po wielu perturbacjach Positio trafiło oficjalnie do dyskusji dopiero 20 czerwca 2008 r. - mówi ksiądz postulator.
Jego zdaniem, sprawę przyspieszył również list postulacyjny biskupów polskich do Benedykta XVI. W efekcie Watykan nadał procesowi ks. Jerzego charakter priorytetowy. Jego sprawa nie musiała czekać na rozpatrzenie w długiej, 10-letniej kolejce, która obowiązuje innych kandydatów na ołtarze (według kolejności zgłoszeń). Dzięki temu niemal od razu przystąpiono do dyskusji nad sprawą męczeństwa ks. Jerzego.
... i znów trudności
Niestety, sprawa znów napotkała przeszkodę. W Rzymie konsternację wywołała informacja, że w II tomie publikacji IPN-u „Aparat represji wobec ks. Jerzego Popiełuszki” mają ukazać się ważne dla sprawy dokumenty. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę z tego, że gdy w kongregacji przystępuje się do dyskusji, Positio musi mieć gwarancję przebadania wszystkich istotnych dokumentów związanych z męczeństwem kandydata na ołtarze, a tu niespodziewanie pojawia się głos, że wkrótce ukażą się nieznane dotąd fakty. - Okazało się jednak, że wszystkie istotne dokumenty były znane przy pisaniu Positio, a w kongregacji wywołany został zupełnie niepotrzebny alarm - tłumaczy ks. Kaczmarek.
W maju 2009 r. wreszcie ukazało się podsumowanie pierwszego etapu dyskusji, w której wszyscy konsultorzy uznali męczeństwo ks. Jerzego i wyrazili życzenie, by ten heroiczny Kapłan Kościoła w Polsce mógł być szeroko ogłoszony męczennikiem Chrystusa. W grudniu zeszłego roku sprawą zajęła się jeszcze komisja kardynałów i biskupów, którzy wyrazili podobną opinię i przekazali ją Ojcu Świętemu. Ostatecznie proces dobiegł końca 19 grudnia 2009 r., kiedy to Benedykt XVI zaaprobował decyzję kongregacji.
- Podczas pracy przy każdym procesie beatyfikacyjnym trzeba się liczyć, że Zły będzie przeszkadzał. Jego działanie było odczuwalne zarówno przy procesie bł. Honorata Koźmińskiego, jak i ks. Popiełuszki - mówi o. Gabriel Bartoszewski. - Zawsze czułem tu opiekę ks. Jerzego. I przekonałem się, że jest niezwykle skuteczny - dodaje ks. Kaczmarek.
Teraz czeka nas następny procesowy etap. Beatyfikacja jest bowiem pierwszym krokiem do kanonizacji. Do otwarcia następnego etapu potrzebny będzie jednak cud, który wydarzy się po 19 grudnia 2009 r. - W naszym archiwum jest wiele świadectw łask, ale wszystkie są z poprzednich lat. Jestem przekonana, że ks. Jerzy również jako błogosławiony będzie nam pomagał. Trzeba tylko żarliwie się modlić - mówi Katarzyna Soborak.