W głębi serca była jednak bardzo nieszczęśliwa... By wypełnić pustkę, w poszukiwaniu Boga odbyła „podróż” w różne okultystyczne miejsca, które przywiodły ją na skraj beznadziei i w ciemność. Bóg jednak nie zostawił jej samej.
Zabawa w Boga
Reklama
– To był czas, kiedy oboje z mężem przeprowadziliśmy się do Irlandii. Mieliśmy pieniądze, własny biznes. W pewnym momencie zrobiło nam się na tyle dobrze, że odeszliśmy od wiary i nie czuliśmy potrzeby bycia w Kościele – dzieli się Beata Plichta. – Pewnego dnia miałam przed oczami te wszystkie szczęśliwe rodziny z okładek kolorowych czasopism. W tamtym momencie zapytałam: „Boże, gdzie są te wszystkie rodziny?”, bo ja tak się wcale nie czułam, choć miałam wszystko. Wołałam: „Boże, jeżeli istniejesz, to pokaż mi, że jesteś!” i zaczęłam Go szukać – niestety, w niewłaściwych miejscach. Brałam udział w kursach NLP (programowanie neurolingwistyczne – przyp. red.), gdzie uczono nas, jak – pod pozorem dobra – „programować” i „naprawiać” ludzi, wprowadzając ich w stan hipnozy i bawiąc się w ludzkim umyśle. W głębi duszy słyszałam głos, który mnie prowadził. Znałam go bardzo dobrze, tak jakbym teraz z kimś rozmawiała. Często mówił do mnie bardzo przyjaźnie, pod postacią anioła światłości. Pamiętam, że kiedyś powiedział: „Idź na medytację Vipassana, bo przecież Jezus też medytował”. Poszłam, myśląc, że to wola Boża. Tymczasem to była wola kogoś innego... – wspomina.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Droga do piekła
Medytacje zmieniły wszystko, nie potrafiła zrozumieć tego, co się działo w jej życiu. – Pojawiła się pierwsza zdrada, mąż ode mnie odszedł. Nie mogłam zrozumieć, jak z tak idealnego małżeństwa doszliśmy do momentu, w którym się ono rozpadło. Bardzo cierpiałam. Zostałam zupełnie sama z dziećmi w obcym kraju. To był moment, w którym jeszcze głębiej zaczęłam wchodzić w okultyzm, szukając Bożej miłości, której bardzo mi brakowało – opowiada Beata. I dodaje: – W pewnym momencie zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała: „Beata, coś się z tobą dzieje, zaniedbujesz dzieci”. A one były moim priorytetem, bardzo mocno je kochałam i kocham. To był moment, w którym zaczęłam wołać: „Panie Boże, jeżeli wszystko, co robię, jest tylko iluzją, to zabierz mi to!”. Któregoś dnia zawiozłam dzieci do szkoły i wróciłam do domu. W pewnym momencie, kiedy chodziłam po pokoju gościnnym, otrzymałam łaskę nawrócenia. Na środku pokoju padło na mnie tak mocne światło, że upadłam na kolana i zaczęłam szlochać, bo w jednej sekundzie zrozumiałam ciężar moich grzechów; zrozumiałam, że wszystkie miejsca, w których byłam, to była czarna dziura. Wiedziałam, że gdybym wtedy umarła, znalazłabym się w piekle. Nie wiem, jak długo płakałam na podłodze. Pamiętam myśl, że w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłaby dla mnie śmierć.
Zaufaj mi
Reklama
Zawołała do Boga, a On, w całej swojej miłości, powiedział jedno zdanie: „Zaufaj mi do końca”. – Kiedy wstałam z podłogi, byłam zupełnie innym człowiekiem. Zaszła we mnie zmiana, której zupełnie nie rozumiałam. Czułam, że jestem w złym miejscu i miałam wielkie pragnienie wyjścia z tego położenia. Zdawałam sobie sprawę, że to łaska od Boga – być może ostatnia szansa, żeby nawrócić z tej drogi. Tam, gdzie szłam, to była droga wprost do piekła. Następnego dnia rano obudziłam się mocno sparaliżowana. Blisko mnie siedział jakiś byt. Czułam jego obrzydliwość; wiedziałam, że to ten sam głos, którego jeszcze niedawno się słuchałam. Tym razem usłyszałam nie przyjazne słowa, ale potworne groźby... Pamiętam, że wykrzyczałam wtedy jedno zdanie: jeżeli to jest wola Boża, to niech się tak stanie. Po tym zdaniu to coś odeszło. Mogłam wstać z łóżka, zawieźć dzieci do szkoły – opowiada Beata. Dodaje, że kilka dni wcześniej kolega przyniósł jej Dzienniczek św. Siostry Faustyny. Odłożyła go na półkę, ale Duch Święty przypomniał jej o książce w tym momencie. – Czytałam ją ze łzami w oczach. Zrozumiałam, że muszę wrócić do Kościoła, znaleźć kapłana i się wyspowiadać. A to nie było takie łatwe, bo cały czas czułam dręczenie demona.
Przebaczenie i uzdrowienie
W końcu udało jej się przystąpić do spowiedzi z całego życia. O ile jednak nie miała trudności z przebaczeniem innym, trudno jej było przebaczyć sobie samej to, w jaki sposób skrzywdziła rodzinę. Zaczęła się modlić Nowenną do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. – Czułam prowadzenie Maryi, Jej obecność. Ostatniego dnia nowenny, w niedzielę, na kazaniu kapłan powiedział: „To, kim ty jesteś, duszo, że Bóg Ci przebacza, a ty sobie samej nie możesz przebaczyć. W ten sposób stawiasz siebie wyżej niż Boga”. Wtedy zrozumiałam, że muszę to zrobić. Po powrocie do domu odmówiłam modlitwę kończącą nowennę i poczułam, jak w mojej duszy dokonało się przebaczenie. Poczułam ulgę. Później wzięłam udział w rekolekcjach ignacjańskich. W czasie tych kilku dni w ciszy, gdy medytowałam nad Słowem Bożym, Bóg dał mi poczuć, jak bardzo mnie kocha; pokazał mi, że zawsze był ze mną, nawet wtedy, kiedy weszłam w okultyzm. Na Mszy św. o uzdrowienie Pan uwolnił mnie od robienia hipnozy, zranień z dzieciństwa, porzucenia przez męża i zapewnił, że będzie mi pomagał w wychowaniu dzieci. W tym czasie dokonało się moje uzdrowienie, dostałam od Boga nowe życie.
***
– Tym wszystkim, którzy znajdują się w kompletnej beznadziei, w ciemnościach, depresji, pragnę powiedzieć: Pan Bóg ma dla ciebie wspaniały plan i może cię podnieść do godności dziecka Bożego. Gdziekolwiek jesteście, z każdego miejsca jest wyjście. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych – podkreśla Beata Plichta.
* pracuje jako instruktor fitness i trener personalny;
* w wolnym czasie posługuje modlitwą wstawienniczą;
* niedługo otwiera szkołę tańca uwielbienia dla Pana Boga.
Świadectwo nawrócenia Beaty znajdziecie na kanale YouTube.