Przywróćmy należne miejsce i czas opłatkowi
Od dawna w polskich, katolickich rodzinach króluje tradycja łamania się opłatkiem przy stole wigilijnym. Gest ten symbolizuje dzielenie się serdecznością, dobrem, a przede wszystkim miłością wśród najbliższych, których kochamy. Jednocześnie składamy sobie nawzajem stosowne, przemyślane w treści życzenia, dotyczące narodzin Zbawiciela, będące wyrazem stanu naszego serca i sumienia.
Niestety, od pewnego czasu obserwuję rozpowszechniający się zwyczaj organizowania spotkań towarzysko-opłatkowych na 2-3 tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia. Ma to miejsce najczęściej w różnego rodzaju klubach, kawiarniach, aulach, klasach itp. Sedno spotkań tkwi w jeszcze jednej okazji do zebrania się na gruncie towarzyskim, przy czym opłatek daje powód do tego, aby tradycji stało się zadość. Jak wypada przy takiej okoliczności, wszyscy wszystkim „czegoś” życzą: a to zdrowia, a to szczęścia i pomyślności, nieraz i pieniędzy, które to słowa nijak się mają do rocznicy narodzin Jezusa.
Czy jest w tym coś złego? - zapytacie Państwo. Nie, ten zwyczaj nie jest ani zły, ani dobry, on jest po prostu zbędny. Uważam, że miejscem na opłatek wigilijny, często poświęcony, powinien być wyłącznie stół w domowym zaciszu w czasie Wigilii Bożego Narodzenia. Nie podoba mi się spłycanie, zeświecczenie, a nawet banalizowanie tak przepięknego i wymownego obrzędu.
Co proponowałabym w zamian? Myślę, że stosowne byłyby spotkania w czasie poświątecznym czy ponoworocznym, spędzane na śpiewaniu kolęd i pastorałek, a jednocześnie byłaby to okazja do poduczenia się wszystkich ich zwrotek i przypomnienia sobie właściwych melodii.
Uważam, że takie „kolędowanie bożonarodzeniowe” miałoby sens i wymowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu