Reklama

Wiara

Obrazy nie ręką ludzką uczynione. Czyżby Jezus był malarzem?

W dziwnej epoce renesansu zaczęła zanikać w zachodniej Europie atmosfera sacrum przenikająca ludzkie życie na wskroś. To dlatego tak trudno nam dzisiaj zrozumieć rolę ikon, przede wszystkim tzw. acheiropoietów, czyli „obrazów nie ręką ludzką uczynionych”. Dla pierwszych pokoleń były one oczywistymi objawieniami Jezusa w Jego Boskości i mocy.

[ TEMATY ]

chusta z Manopello

pl.wikipedia.org

Obraz Hansa Memlinga przedstawiający św. Weronikę z veraiconem

Obraz Hansa Memlinga przedstawiający św. Weronikę z veraiconem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dziś? To nieczytelne w swej symbolice dzieło sztuki religijnej. Już nie miejsce objawienia. Choć są liczne wyjątki… Czy święty wizerunek może być miejscem objawienia? Jak najbardziej, a poświadczają to nie tylko legendy o żywych ikonach i ich cudach. Mówi też o tym doświadczenie tych, którzy zachowali w swoich sercach naturalną wrażliwość na sacrum.

Reklama

„Jak mam zacząć? – pisał w 1965 roku Thomas Merton po otrzymaniu ręcznie namalowanej ikony z Góry Athos. – Nigdy od nikogo w całym moim życiu nie otrzymałem tak cennego i wspaniałego prezentu. Nie mam słów, by wyrazić, jak głęboko zostałem poruszony, gdy stanąłem twarzą w twarz wobec tej świętej i cudownej obecności, jaka stała się moim udziałem… Z początku trudno mi było uwierzyć… To jest doskonały akt pozaczasowej czci. Nigdy nie zmęczy mnie wpatrywanie się w tę ikonę. Jest tu duchowa obecność i rzeczywistość, prawdziwe światło »taboryczne«, które zdaje się bez miary wylewać z Serca Dziewicy i Dzieciątka, jakby byli oni Jednym sercem. To światło wlewa się w cały wszechświat. To piękne bez miary. I pełne ciszy”. Dla Mertona ikona Matki Bożej z Dzieciątkiem była bezcennym skarbem. Zawsze miał ją przy sobie. Wiemy, że w swą ostatnią podróż – w 1968 roku do Tajlandii, gdzie zginął porażony prądem – zabrał jedynie pięć przedmiotów. Poza zegarkiem i ciemnymi okularami były brewiarz cystersów, różaniec i właśnie ta ikona.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

SKĄD ONE?

Reklama

Niektórzy są przekonani, że pierwsze ikony – a były to wizerunki Zbawiciela – miały powstać jeszcze przed Wniebowstąpieniem Pańskim. Kiedy Jezus powstał z martwych i zaczął ukazywać się swoim uczniom, wtedy właśnie miałyby zostać podjęte pierwsze próby odtworzenia wizerunku Zbawiciela i zapamiętania Jego wyglądu. Tak sądzi na przykład historyk Euzebiusz z Cezarei (†339). Jego świadectwo jest tym cenniejsze, że on sam nie pochwalał malowania ikon. Zaliczał się do tych, którzy uważali, że obrazy należą do świata pogan i powinny być potępione przez Kościół. W swej Historii kościelnej wspomina o istnieniu tzw. mandylionu. Sam dodaje: „Widziałem wiele portretów Zbawiciela…, które zostały zachowane do naszych czasów”, a opisując swoją wizytę w domu kobiety, która została uzdrowiona przez Jezusa z krwotoku (Mt 9,20 –22), pisze, że ma się w nim znajdować pochodząca jeszcze z I w. rzeźba przedstawiająca tamten cud: Na wysokim kamieniu, przy bramie domu, znajduje się narzucające się swoim widokiem przedstawienie niewiasty klęczącej z wyciągniętymi rękami, jakby błagającymi. Naprzeciwko stoi rzeźba mężczyzny… wyciągającego rękę w kierunku kobiety. U jego stóp, obok samego posągu, znajduje się pewna dziwna roślina, która wspina się na brzeg jego płaszcza i jest lekarstwem na wszelkiego rodzaju choroby. Wbrew opinii Euzebiusza z Cezarei i jemu podobnych chrześcijanie byli przekonani, że sam Jezus udzielił im prawa do malowania obrazów, więcej – polecił im je tworzyć. Zanim bowiem wyznawcy Chrystusa usiedli do swych ikonicznych warsztatów (być może rzeczywiście jeszcze przed Wniebowstąpieniem), Zbawiciel sam przedstawił im swoją „prawdziwą ikonę”.

ACHEIROPOIETY I VERAIKONY

Reklama

Wizerunki, o których się mówi, że powstały w sposób nadnaturalny, czyli bez udziału malarza, nazywa się acheiropoietami. Nazwa pochodzi z połączenia greckich słów: a – nie, cheir – ręka, poietos – uczyniony. To właśnie je miałby przekazać swoim wyznawcom Jezus. Jeśli rzeczywiście są dziełem – cudem samego Zbawiciela, to mają cudowny początek. Ale nawet jeśli nie są acheiropoietami, i tak są cudowne. To jedna z tajemnic wiary, ale stanięcie przed nimi jest dla wielu jak spotkanie z samym Jezusem. Dla wierzących te obrazy były i są miejscem objawienia. Czyżby Jezus był malarzem? – zapyta ktoś, powątpiewając. To źle postawione pytanie – odpowiadamy. Mówmy raczej, że nasz Pan „dał nam swoje obrazy”. Tradycja nadała im jeszcze jedną nazwę veraikonów. Już nie podkreśla się ich pochodzenia, ale prawdziwość przedstawienia oblicza Zbawiciela. Bo veraikon (łac. vera icona) – to prawdziwa ikona.

Podziel się cytatem

Najbardziej znany veraikon miał zostać odciśnięty na chuście Weroniki, gdy pobożna niewiasta otarła nią twarz Jezusa idącego na Golgotę. Nie jest to jednak pierwsza ikona, jaka miała być podarowana nam przez Chrystusa. Wcześniejszy jest mandylion. Tradycja wspomina też o Całunie z Turynu. Dodajmy, że nawet jeśli na tę tradycję składa się jedynie przekaz pobożnych wierzeń i wymienione wizerunki wcale nie byłyby veraikonami „nie ręką ludzką uczynionymi”, to pierwsze pokolenia chrześcijan były pewne, że mają do czynienia z dziełem swego Mistrza i z Jego autentycznym przedstawieniem. Ich wiara w istnienie ikon namalowanych przez Zbawiciela umacniana tym, że te obrazy miały moc czynienia cudów, rodziła w nich przekonanie o możliwości spotkania się z Bogiem, który objawia się ludziom za pośrednictwem ikony. Rzeczywiście, cała tradycja opowiada o ikonach, w których mieszkają Boże światło i Boska moc.

WIĘCEJ TAKICH HISTORII W KSIĄŻCE "Świat objawień Jezusa". DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

PRZYKŁADOWY CUD

Reklama

Nie musimy odwoływać się tylko do samego argumentu wiary. Istnieje wiele dowodów, także świadectw z pierwszych wieków, które zapewniają nas, że pierwsze obrazy Jezusa – chusta Weroniki, mandylion i Całun – rzeczywiście nie zostały stworzone przez człowieka i pochodzą z nieba. Argumentem są też i cuda, w których możemy się również dopatrywać Jezusowych objawień. Jak ten, który dokonał się w 1849 roku w Rzymie. W czasie, kiedy na skutek konfliktu z władzą świecką papież Pius IX znalazł się na wygnaniu (przebywał w Gaecie k. Neapolu), w Bazylice św. Piotra urządzono uroczyste wystawienie chusty św. Weroniki. W trzecim dniu ekspozycji, a był to – co znamienne – dzień Objawienia Pańskiego, płótno nabrało żywych kolorów, a twarz Jezusa zaczęła promieniować światłem. Kler bazyliki nakazał bić w dzwony, aby zawiadomić o tym wydarzeniu wiernych Rzymu. Cud trwał trzy godziny. Zapisano go w kronikach bazyliki. Tak oto w połowie XIX stulecia Jezus objawił się przez swój veraikon.

APOKRYFICZNA, ZUPEŁNIE PIERWSZA IKONA

Reklama

Wizerunkiem nie ręką ludzką uczynionym jest Mandylion i to jemu poświęćmy najwięcej uwagi. Z jego powstaniem związana jest opowieść o królu Abgarze V Czarnym z Edessy, który zachorował na trąd i wysłał swego sługę Ananiasza Tabulariusza, by sprowadził Jezusa do jego pałacu. Czytamy o tym w Ewangelii Gruzińskiej: Przyszedł do Jezusa poseł króla ormiańskiego, pokłonił Mu się i oddał list królewski. W liście było napisane: „Jeżeli wszyscy wierzą w Ciebie, ponieważ Cię widzieli, to ja, mimo iż Cię nie widziałem, uwierzyłem, że Ty jesteś Synem Bożym i zstąpiłeś z nieba, aby zbawić straconego człowieka. Ja także jestem stracony fizycznie; jeżeli będziesz chciał, to przyjdź do mego kraju i ulecz mnie”. Według być może najstarszej wersji listu – syryjskiej, odnalezionej przez wspomnianego historyka Euzebiusza – król miał dodać: „Słyszałem, że Żydzi szemrzą przeciwko Tobie i chcą cię skrzywdzić. Mam które wystarczy dla nas obu. To piękne: Abgar chciał ratować Zbawiciela przed czekającą Go z rąk faryzeuszów śmiercią. Choć królewski list nigdy nie był uważany za prawdziwy, jego treść była dla Kościoła tak „teologiczna”, że przez wieki używano go w liturgii. Pojawia się on jeszcze w XI w. w spisach tworzonych przez mnichów irlandzkich… Na prośbę chorego władcy Jezus odparł: „Ja nie mogę tam pójść”. Wówczas poseł Ananiasz przywołał malarza i kazał mu namalować dla króla wizerunek Jezusa. Malarz miał trudności z przedstawieniem postaci Zbawiciela. Kiedy Jezus zapytał go, dlaczego Go maluje, ten odparł: „Panie, pragnę namalować oblicze Twoje dla naszego króla” i dodał: „Król nasz bardzo pragnie Cię zobaczyć. Wydał nam bowiem rozkaz: jeżeli nie przyjdzie sam, to namalujcie Go i przynieście mi Jego obraz, a ja przez to samo już wyzdrowieję”. Słysząc to, Jezus uczynił cud: „Wziął chustkę lnianą, przyłożył ją do twarzy, a wówczas na chuście odbiło się oblicze Jezusa takim, jakie było ono w rzeczywistości”. Ciekawa jest uwaga odnotowana jakby na marginesie w tej apokryficznej Ewangelii. Posłowie nie zabrali do Odessy jedynie samego obrazu, były bowiem wraz z nim też modlitwa i błogosławieństwo Jezusa! Była w nim obecność Zbawiciela. Nie dziwi, że kiedy posłaniec przywiózł płótno swojemu królowi, a Abgar spojrzał na Święte Oblicze, stał się cud. Ujrzał Jezusa i został uzdrowiony. W tej opowieści mamy jeszcze inny wątek objawieniowy. Jezus obiecał Abgarowi, że po swym powrocie do Ojca pośle do niego jednego z apostołów. W odkrytym przez historyka Euzebiusza dokumencie czytamy o św. Tomaszu, który pojawia się w Edessie jako „Addai”. „Addai zaczął leczyć ludzi w imię Chrystusa. Kiedy wieść o tym dotarła do Abgara, ten podejrzewał, że jest to uczeń, którego obiecał posłać mu Jezus”. I oto kiedy Addai stanął przed królem, „Abgar ujrzał wielką wizję na jego twarzy”. Czym ona była? – nie wiemy. Możemy się domyślać, że mamy tu do czynienia z kolejnym objawieniem Jezusa, który ukazał się Abgarowi Czarnemu – tym razem w postaci swego ucznia. I znów pojawia się motyw, który w wielkim kręgu objawień Jezusa okaże się na koniec najważniejszy… Zdaniem wielu wizerunek ofiarowany królowi Abgarowi to mandylion. O jego istnieniu wspomina nawet niechętny ikonom dokument z przełomu wieków III i IV, ale – dodajmy od razu – jego oryginalność nie jest przedmiotem chrześcijańskiej wiary. Pozostaje jednak faktem, że niezależnie od swej historyczności mandylion stał się wzorcem do przedstawiania twarzy Zbawiciela, a występujący na nim nimb krzyżowy jest wyróżnikiem osoby Chrystusa wśród wszystkich innych świętych przedstawianych na ikonach. Abgar (który z pewnością był prawdziwą postacią i nawrócił się na chrześcijaństwo) jest uważany za świętego Kościołów prawosławnego, syryjskiego i ormiańskiego. Był nawet pokazany na ormiańskich pieniądzach, i to z flagą z mandylionem.

VERAIKON Z MANOPPELLO

Czas na kilka słów o drugim veraikonie. To chusta Weroniki. O tym, że idącemu drogą krzyżową Chrystusowi jakaś niewiasta otarła chustą zakrwawione oblicze i że odbił się na niej wizerunek twarzy Zbawiciela, opowiadają tylko apokryfy – wzmianki o wspomnianym wydarzeniu można na przykład odnaleźć w pochodzącej z IV w. Ewangelii Nikodema (zwanej też Dziejami Piłata). Tradycja związana z tym wydarzeniem była tak silna, a już w IV w. fakt istnienia św. Weroniki i jej chusty był powszechnie znany. Można nawet założyć, iż apokryfy przejęły opowieść o Weronice z przekazu najwcześniejszej tradycji, a nie odwrotnie – że pisma apokryficzne veraikonu. Co ciekawe, Weronika i jej czyn są wspominane w zatwierdzonym przez Kościół (późno, bo dopiero w XIX stuleciu) nabożeństwie drogi krzyżowej (stacja VI), stając się tym samym oficjalnym przedmiotem medytacji dla kolejnych – aż po czasy współczesne – pokoleń chrześcijan. Czy św. Weronika jest postacią legendarną? Z pewnością legendarne jest jej imię, odwołujące się do łacińskiego terminu vera icona („prawdziwy wizerunek”). Istnieją jednak argumenty przemawiające za tym, że jest to postać historyczna, która w związku z największym wydarzeniem swego życia otrzymała nowe imię – stała się „Weroniką”.

Reklama

Wiele przemawia za tym, że „prawdziwa ikona”, czyli oryginał chusty Weroniki, znajduje się we włoskiej miejscowości Manoppello. To płótno, zwane Volto Santo (Święte Oblicze), jest tkaniną niewielkich rozmiarów: ma zaledwie 17 cm szerokości i 24 cm długości. Przedstawia zeszpeconą twarz Chrystusa idącego na Golgotę. Nauka nie jest w stanie stwierdzić, w jaki sposób powstał ten obraz ani skąd pochodzą tajemnicze kolory, które sprawiają, że obraz Świętego Oblicza fascynuje swoim pięknem i promieniuje życiem. Nie umie wyjaśnić, w jaki sposób pomiędzy włóknami badanej tkaniny nie ma żadnych śladów farby, że obraz jest doskonale widoczny zarówno z jednej, jak i drugiej strony, że nie ma na nim żadnych pigmentów, że przy różnym świetle przyjmuje inny wygląd. Wraz ze zmieniającym się oświetleniem obraz zmienia się, jakby żył. W jasnym świetle delikatny całun ukazuje trójwymiarowe oblicze, prawie holograficzne. Jeśli patrzy się nań pod jasne światło, jest niewidoczny, ponieważ staje się przezroczysty.

Podziel się cytatem

W świetle jarzeniówek Volto Santo wygląda dokładnie tak, jak XIII-wieczna mistyczka Gertruda z Helfty opisywała oblicze Chrystusa, oglądając w widzeniu chustę Weroniki. Płótno jest tak delikatne, iż po złożeniu można by je zmieścić w skorupce orzecha. To najdroższa w starożytności tkanina: bisior, nazywany „morskim jedwabiem”. Z technicznego punktu widzenia jest niemożliwe namalowanie czegokolwiek na morskim jedwabiu. To bardzo cienki materiał, utkany z nici o średnim przekroju 120 mikronów. Jest on cieńszy od nylonu, syntetycznego włókna wyprodukowanego po raz pierwszy w 1945 roku. Sposób tkania płótna jest prosty i nieregularny. Istnieją puste przestrzenie pomiędzy nićmi, większe niż ich grubość (150 –350 mikronów). Dlatego tkanina jest przezroczysta, gdy patrzy się na nią pod kątem prostym. Nikt z ludzi nie jest w stanie na tego rodzaju materiale czegokolwiek namalować, a tym bardziej stworzyć tak doskonałego obrazu, jaki znajduje się w Manoppello. Z naukowego punktu widzenia wizerunek Boskiego Oblicza nie miał prawa zaistnieć. Co ciekawe, kiedy nałożono na siebie Twarz z Manoppello i Oblicze z Całunu Turyńskiego, okazało się, że wizerunki tak dokładnie do siebie pasują, że mówi się o graficzno-matematycznym dowodzie na to, że mamy do czynienia z tą samą Osobą…

Czy to objawienie? Chyba nie, przynajmniej według stosowanych przez nas kryteriów. No chyba że ktoś staje wobec tajemnicy takiego wizerunku, jak Merton pochylił się nad przysłaną z Góry Athos ikoną. Wtedy i on widzi Boskie światło, które wylewa się na cały wszechświat.

2023-04-03 20:30

Ocena: +12 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

„Jaśniejące Oblicze Chrystusa” na Chuście z Manoppello powstało pod wpływem promieniowania

2024-11-22 21:18

[ TEMATY ]

całun turyński

chusta z Manopello

Ks. Daniel Marcinkiewicz

Przeprowadzone ostatnio przez niemieckiego lekarza-chemika Gosberta Wetha badania Chusty (Sudarionu) z Manoppello rzuciły nowe światło na widoczne na niej „jaśniejące Oblicze Chrystusa”. 26 września br. naukowiec wypowiedział się jako lekarz, że „ta osoba musiała być ciężko torturowana”.

Wyjaśnił on, iż „krwiaki są wyraźnie widoczne zarówno na nosie, jak i w okolicy prawego policzka. Na obrazie nie można wykryć śladów ani farby, ani krwi”. Zaznaczył, iż „inne płyny ustrojowe, takie jak krew czy pot, nie są rozpoznawalne. Tkaninę tę można było zatem nałożyć tylko na osobę, która już umarła”. Podsumowując swe prywatne „śledztwo” Weth stwierdził, że „w sumie istnieje tylko jedno wyjaśnienie powstania obrazu świętej twarzy. Przemiana azotu (N14) w węgiel (C14) musiała nastąpić pod wpływem ogromnego promieniowania neutronowego (energii świetlnej). "«Obraz» nie powstał zatem przez nałożenie farby na tkaninę, ale w wyniku spowodowanej przez silne promieniowanie zmiany włókien materiału nośnego”.
CZYTAJ DALEJ

„Jaśniejące Oblicze Chrystusa” na Chuście z Manoppello powstało pod wpływem promieniowania

2024-11-22 21:18

[ TEMATY ]

całun turyński

chusta z Manopello

Ks. Daniel Marcinkiewicz

Przeprowadzone ostatnio przez niemieckiego lekarza-chemika Gosberta Wetha badania Chusty (Sudarionu) z Manoppello rzuciły nowe światło na widoczne na niej „jaśniejące Oblicze Chrystusa”. 26 września br. naukowiec wypowiedział się jako lekarz, że „ta osoba musiała być ciężko torturowana”.

Wyjaśnił on, iż „krwiaki są wyraźnie widoczne zarówno na nosie, jak i w okolicy prawego policzka. Na obrazie nie można wykryć śladów ani farby, ani krwi”. Zaznaczył, iż „inne płyny ustrojowe, takie jak krew czy pot, nie są rozpoznawalne. Tkaninę tę można było zatem nałożyć tylko na osobę, która już umarła”. Podsumowując swe prywatne „śledztwo” Weth stwierdził, że „w sumie istnieje tylko jedno wyjaśnienie powstania obrazu świętej twarzy. Przemiana azotu (N14) w węgiel (C14) musiała nastąpić pod wpływem ogromnego promieniowania neutronowego (energii świetlnej). "«Obraz» nie powstał zatem przez nałożenie farby na tkaninę, ale w wyniku spowodowanej przez silne promieniowanie zmiany włókien materiału nośnego”.
CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas do ministrantów: służba przy ołtarzu bez kontaktu ze słowem Bożym jest pozorna

2024-11-22 19:57

[ TEMATY ]

ministranci

Abp Adrian Galbas

Magdalena Pijewska/Niedziela

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas sprawował wieczorem Mszę św. w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Herberta w Katowicach, podczas której ustanowił nowych animatorów parafialnych wspólnot ministranckich. - Można być przy ołtarzu, ale jak nie mam kontaktu ze Słowem, to wszystko będzie pozorne - apelował w homilii administrator archidiecezji katowickiej. Wydarzenie wpisało się w obchody wspomnienia patrona ministrantów - św. Tarsycjusza.

W homilii abp Galbas wskazał, że wiara jest osobistą odpowiedzią na Boże słowo. Wyraził nadzieję, że młodzi posiadają własny, tradycyjny, papierowy egzemplarz Biblii, a nie korzystają z Pisma Świętego tylko w formie mobilnej aplikacji. Zaprezentował zgromadzonym także własny egzemplarz Biblii, który posiada od czasu swojego nowicjatu. Zachęcił do zadania sobie pytania, które sam przed laty usłyszał: „Co powiedziałaby Twoja Biblia, gdyby umiała mówić?”. - Byłaby zadowolona czy zazdrosna o jakiś gadżet, sprawę, relację? - pytał kaznodzieja.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję