Rzadko kiedy w tych paru zdaniach odnoszę się do spraw związanych z szeroko rozumianą polityką. Niemniej jednak w kontekście wyroku unijnego trybunału, który zaleca zdjęcie krzyży we włoskich szkołach, i petycji jednej z naszych europosłanek o dokonanie tego samego w Polsce - nie mogę milczeć.
Tak się składa, że owa sześćdziesięcioletnia profesor zwyczajna nauk ekonomicznych znana jest przede wszystkim ze swoich antyklerykalnych wypowiedzi w różnych mediach, poczynając od prasy, a kończąc na Internecie. Można nawet powiedzieć, że na nich buduje swój wizerunek kogoś, kto walczy o to, by ograniczyć rzekome wpływy Kościoła przede wszystkim w życiu politycznym. Krytykuje Episkopat, porównując jego przedstawicieli do tzw. celebrytów (którzy zazwyczaj są znani z tego, że… są znani).
Wracając do pomysłu usunięcia krzyży z miejsc publicznych, m.in. ze szkół, wydaje się, że owa walka o krzyż nabiera szczególnego znaczenia właśnie w tym czasie. Przecież w ostatnią niedzielę obchodziliśmy w liturgii uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. Nie zapominajmy, że Jego tronem jest właśnie krzyż. Jest on m.in. symbolem pojednania i bezgranicznej miłości, która nie boi się śmierci, bo przecież nie jest ona kresem naszego życia.
Warto też nadmienić, że my, jako ludzie wierzący, mamy prawo do wyznawania wiary również w miejscach publicznych. Jeśli zaś nam się tego zabrania, to znaczy, że w jakimś sensie jesteśmy prześladowani. Rozumiem konstytucyjny rozdział Kościoła od państwa. Niemniej jednak owo państwo i jego struktury w większości tworzą ludzie wierzący. Jakże można zatem zabronić im okazywania wiary, której niekwestionowanym znakiem jest Chrystusowy krzyż?
Pomóż w rozwoju naszego portalu