Reklama

Próba miłości

Najpiękniejsze scenariusze pisze życie. Nie ma czulszej kamery niż ludzkie oko. Największym reżyserem jest serce, a krytykiem - sumienie. Aktorem i widzem pozostaje zwykły człowiek. Pragniemy opisywać trudności przeżywane przez takich ludzi, ludzi wierzących i z perspektywy wiary oglądających film, w którym grają główne role. Życie według scenariusza wiary nie wyklucza wątpliwości, cierpienia, żalu do Boga i ludzi. Wszystko jednak prowadzi do szczęśliwego zakończenia.

Niedziela płocka 44/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Obudowa lampy składała się z czterdziestu czterech plastikowych prostokątów. W jej środku brzęczały cicho cztery neonówki. Ale nikt oprócz Marii tego nie słyszał. Szpitalne dźwięki przemienione o tej porze dnia w jeden wielki szum, zakłócały skutecznie wszelkie ciche odgłosy. Przez okna wdzierały się do środka lipcowe promienie słońca, które odbijając się od źle ustawionych żaluzji, zamieniały je w płonące żywym ogniem tarcze. Nie było nikogo, kto pociągając za sznurek zmieniłby ustawienie srebrnych blaszek i przywrócił właściwą im funkcję zacieniania sali oddziału położniczego.
Można jednak nie słyszeć hałasu dobiegającego z korytarza i nie zamykając oczu, nie widzieć blasku bijącego z okien. Tak robiła Maria. Przebywała w tym miejscu od wielu dni. Nauczyła się nie słyszeć i nie widzieć, gdyż potrzebowała spokoju. Musiała gromadzić w sobie spokój, by dawać go "Jemu". Tylko ten spokój mogła dać dziecku, które niepojętym cudem rozwijało się pod jej sercem. To serce uwięzione było w niegościnnym ciele. Tak odczuwała je kobieta, gdy dwa lata wcześniej poroniła po raz pierwszy. To było zaskoczenie dla wszystkich. Młode małżeństwo, wspaniale zapowiadająca się rodzina, ustabilizowane życie, wypróbowani przyjaciele, zgrana paczka z Oazy, a przede wszystkim głęboka wiara i wieczny niedosyt, ciągłe drążenie skały, na której pragnęli budować całe swoje życie. Ktoś im kiedyś powiedział: "Bóg jest z wami, więc nikt nie ośmieli się być przeciw wam".
Kilka miesięcy po ślubie odkryła, że jest w ciąży. Robert szalał z radości... Pewnej nocy poczuła ból. W karetce nastąpił krwotok i wielka cisza. Wiedziała już, że bezpowrotnie straciła część siebie, część najważniejszą, bo zjednoczoną z ciałem jej męża. Wszystkie plany zbudowane w ciągu siedmiu tygodni ciąży legły w gruzach. To wtedy policzyła plastikowe prostokąty obudowy szpitalnej lampy i wszystkie żaluzje w oknach. Obłędnie zajmowała umysł prozaicznymi czynnościami, gdyż nie chciała, nie mogła dopuścić, aby ciążące jak kamień w jej piersiach pytanie: "Dlaczego?!" wydostało się na zewnątrz. Czuła, że tym pytaniem mogłaby zabić w sobie Boga. Kiedy uświadamiała sobie, jakiego ogromu dobra doświadczyła w życiu, gdy niewidzialna ręka prowadziła ją przez różne zakręty, na których wielu jej znajomych traciło kontrolę nad swym istnieniem, wtedy nie mogła winić Boga. Ale niemal w tej samej chwili pojawiało się uczucie, że to wszystko było tylko mrzonką, pyłem wobec tego, co jej zabrano. Wtedy zaczynała liczyć to co napotkała wzrokiem w prawie pustej sali. Żaden szczegół, żadna kropka na ścianie nie umknęła jej uwadze. Tymi szczegółami zasypywała pragnienie szukania winnych tragedii i pamięć o tym, co ją spotkało.
Taką rozdygotaną i bliską obłędu zastawał ją mąż. Codziennie przynosił kwiaty, siadał i wpatrywał się w żonę. Prawie nie rozmawiali. Słowa kaleczyły powietrze przesycone zapachem frezji. Późnym popołudniem, kiedy szmer korytarzy zdawał się milknąć, wyjmował różaniec i modlił się gorąco. Kurczył się wtedy w sobie, jakby przyjmował ogromny ciężar. Nie winił Boga. Chciał, żeby wszystko było jak dawniej: żeby żona znowu się uśmiechała i zrobiła mu śniadanie w ich domu, który teraz stał pusty i przerażająco zimny. Jego wiara była dziecinnie prosta. Na każde dobro, jakie go spotykało, odpowiadał zdziwieniem i bezgraniczną wdzięcznością. Życie nauczyło go walczyć, a najskuteczniejszą walką zawsze okazywała się modlitwa. Nigdy nie musiał walczyć tak mocno jak wtedy. Nawet personel szpitala pozwalał mu przebywać u żony dłużej niż innym odwiedzającym. Ciekawskie położne zaglądały ukradkiem przez uchylone drzwi, by popatrzeć na parę pogrążoną w modlitwie. Nie widziały, że oczy kobiety często były puste...
Kilka tygodni później Maria wróciła do domu. Życie wracało do normy. Po sześciu miesiącach zaniepokoiły ją poranne nudności. W tajemnicy przed mężem udała się do lekarza, który potwierdził to, co graniczyło niemal z cudem: Maria znów spodziewała się dziecka. To był szok. Robert nigdy jeszcze nie cieszył się tak bardzo. Czuł jednak, że ryzyko utraty dziecka jest teraz większe. Jego żona nie przeżyłaby czegoś takiego. Ale na razie ciąża przebiegała normalnie. Każdego dnia zyskiwali nadzieję i wieczorem klękali do modlitwy.
Raz nie zdążyli. Karetka dojechała na czas. Sanitariusze niemal siłą musieli wyrywać ciało żony z objęć męża. Obudziła się na sali, w której cicho brzęczała lampa. Do Marii nie docierał hałas korytarzy. Musiała gromadzić w sobie spokój, by dawać go swemu umierającemu dziecku. Lekarze mówili coś o szansach, ale ich oczy nie potrafiły kłamać. Poroniła kilka dni później. Na początku sama nie wiedziała, dlaczego z dzieckiem nie umarł jej spokój...
Taką zastawał ją mąż. Nie miał już siły, by przynosić kwiaty. Po prostu siadał i milczał zniszczony cierpieniem. Któregoś dnia nie wytrzymał i ukrywszy twarz w dłoniach wyszlochał:
- Już tak dalej nie mogę. Wszystko to, co tyle lat uważałem za najważniejsze, nagle we mnie zastygło. Czy to kara za grzechy?! Czy może tak wiele musimy płacić za każde dobro, każdą przyjemność?..
- Nie... - rzekła, nie patrząc na niego. - To tylko próba miłości...
- Mam ciągle ten sam sen... - niemal wszedł w jej słowa. - Idę ze swoim dzieckiem na górę, ono niesie drwa i ogień, a ja nóż. Wiem dokładnie, co będzie dalej. Za każdym razem szukam zabłąkanego wśród cierni barana, jego nie ma, a czas zapłaty za wszystko się zbliża.
- Jeśli to ofiara, to On nigdy nie żąda czegoś, czego nie możemy dać - mówiła spokojnie i pewnie.
- Boję się, że któregoś dnia nie zbudzę się na czas i będę musiał złożyć ofiarę do końca.
- Nie bój się. Im większa ofiara, tym mniej boli. Im więcej gorliwości w ofiarowaniu, tym pewniej Bóg wstrzyma twoją dłoń ściskającą nóż. Im więcej położysz na ołtarzu, tym bardziej wrócisz z gór obdarowany. Boże plany bywają paradoksalne, ale nigdy bezsensowne. Zrozumiałam to, gdy straciliśmy drugie dziecko. Teraz wiem, że coś musi się wydarzyć, by Boży plan miał nadal sens. Jeszcze go nie rozumiem, być może nigdy nie zrozumiem... - odetchnęła.
- Ale głęboko w to wierzę...
Robert patrzył na nią oszołomiony. Nie wiedział, że ma tak silną żonę. Maria zmusiła go, by przestał brodzić przy mętnych brzegach zaufania, wypłynął na głębię i dopiero tam zarzucił sieci...
Rwały się pod ciężarem ryb, gdy dwa lata później urodziły się im bliźnięta.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zmarł ks. Marek Mekwiński. Kapłan zasłabł podczas wycieczki górskiej na Śnieżnik

2025-03-08 21:00

[ TEMATY ]

śmierć

śmierć kapłana

FB parafii pw. Trójcy Świętej w Bożnowicach

Ks. Marek Mekwiński

Ks. Marek Mekwiński

Jak podaje FB parafii pw. Trójcy Świętej w Bożnowicach, zmarł proboszcz parafii ks. Marek Mekwiński. Kapłan zasłabł podczas wycieczki górskiej na Śnieżnik. Mimo reanimacji ks. Marek zmarł. Przeżył 57 lat życia i 32 lata kapłaństwa.

Ks. Marek Mekwiński urodził się 10 października 1967 roku we Wrocławiu. Święcenia kapłańskie przyjął w 23 maja 1992 roku. Na swoją pierwszą placówkę wikariuszowską skierowany został do parafii pw. św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Oleśnicy. Posługę w tej parafii pełnił do roku 1993 i mianowany w parafii św. Agnieszki we Wrocławiu Maślicach [1993-1999]. W latach 1999 -2002 był wikariuszem w parafii pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Świdnicy. W latach 2002 -2006 był wikariuszem w parafii pw. św. Mikołaja w Brzeziej Łące. Jako wikariusz był także w parafii św. Franciszka z Asyżu [2006 - 2008]. Od sierpnia 2008 roku był proboszczem parafii pw. Trójcy Świętej w Bożnowicach. W latach 1995 - 2004 był diecezjalnym moderatorem Domowego Kościoła. Przez wiele lat był także moderatorem wspólnoty Agalliasis we Wrocławiu.
CZYTAJ DALEJ

Niosący zwycięstwo

2025-03-04 13:58

Niedziela Ogólnopolska 10/2025, str. 20

[ TEMATY ]

św. Nicefor

pl.wikipedia.org

Św. Nicefor, biskup

Św. Nicefor, biskup

Zasłynął jako obrońca ortodoksji przed cesarskim terrorem obrazoburstwa.

Święty Nicefor (z gr. „niosący zwycięstwo”) urodził się w Konstantynopolu. Jego rodzice należeli do wpływowej elity miasta, lecz nie uchroniło ich to przed prześladowaniami w okresie pierwszego ikonoklazmu. Za oddawanie kultu relikwiom i świętym obrazom Teodor, ojciec Nicefora, został zamęczony na śmierć przez popleczników cesarza. Nicefor, podobnie jak jego ojciec, do końca swoich dni pozostał wiernym obrońcą ortodoksji i kultu świętych obrazów.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: Mija miesiąc pobytu papieża Franciszka w szpitalu

2025-03-14 07:19

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Klinika Gemelli

Klinika Gemelli

W piątek mija miesiąc pobytu papieża Franciszka w Poliklinice Gemelli. W ostatnich dniach napływają doniesienia o stopniowej, lekkiej poprawie jego zdrowia. Ale jego stan pozostaje złożony i dlatego konieczne jest dalsze leczenie szpitalne. Nie wiadomo, kiedy Franciszek będzie mógł opuścić szpital.

Papież trafił do Polikliniki Gemelli 14 lutego z diagnozą ostrego zapalenia oskrzeli. Nic początkowo nie wskazywało na to, że hospitalizacja potrwa tak długo. Wkrótce potem stwierdzono obustronne zapalenie płuc, a stan papieża określono jako krytyczny.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję