KS. PAWEŁ BEJGER: - Panie Pośle, upłynęło już sporo czasu od tamtej wyborczej niedzieli, która pokazała bardziej chyba słabość polskiej prawicy aniżeli moc lewicy. Co się tak naprawdę dzieje w AWS?
MARIAN JASZEWSKI: - Wyszedłem ze Związku i zawsze chciałem i chcę, aby "Solidarność" pozostała związkiem. Wtedy naprawdę będzie silna. Dziś stała się rzecz trudna do rozwiązania: wielu związkowców przejęła równocześnie stanowiska polityczne. Uważam, że to jest główna przyczyna anormalnej sytuacji po prawej stronie politycznej. Ten dualizm zabił społeczne zaufanie, ludzie z pogardą patrzą w naszą stronę, zarzucają nam, że już niewiele pozostało w nas sierpniowych ideałów - tych z osiemdziesiątego roku.
- Czy nie wyczuwa Pan, że związkowcy mają do AWS pewien żal, że sprawy ściśle pracownicze gubione są w gęstwinie polityki?
- Zgadza się, nie ma czego tu ukrywać. Trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie: związkowcy przestają wierzyć swoim liderom w chwili, gdy ci wkraczają na drogę polityki.
- Po 8 października nie ustają głosy mówiące o klęsce AWS, klęsce Mariana Krzaklewskiego. Jak Pan to ocenia?
- Moim zdaniem, przegrana rozkłada się pół na pół. Dziś każdy podkreśla, że przegrana to wynik wprowadzonych reform, które nie do końca były dopracowane. To, że mówimy o swoich błędach, jest rzeczą dobrą, gorzej, że nie potrafimy mówić, co dalej. Ale zauważmy, że nie wszystko jest w naszej codzienności takie złe. Na przykład pewne agendy powołane przez Unię Europejską pozytywnie oceniły reformę służby zdrowia, a zauważmy, że jest ona najbardziej przez Polaków krytykowana. Szczerze powiem, że liczyłem na więcej. Uważałem, że Krzaklewski zdobędzie ponad 20% głosów i zdecydowanie wierzyłem, że będzie druga tura wyborów. Stało się inaczej.
- Dziwi się Pan?
- I to bardzo. Polak przyzwyczaił się przez 50 lat do starego systemu, w którym przychodził do przychodni o 4 czy 5 rano, zapisywał się, dostawał kolejny numerek i tak od choroby do choroby. To jest przyzwyczajenie, które u pewnej grupy ludzi jest normą nie do zmiany.
- A obecny bałagan w szkolnictwie?
- Karta nauczyciela została skrytykowana tylko z jednego prostego powodu: braku pieniędzy. Czy rzeczywiście należy krytykować całą kartę tylko dlatego, że minister pomylił się w swoich obliczeniach? Media nie zostawiły na karcie nauczyciela suchej nitki, a ja wiem, bo rozmawiam z licznymi nauczycielami i to z różnych opcji politycznych, że daje ona możliwość i rozwoju, i awansu, i godnego życia.
- Przegrana zatem AWS, jego kandydata jest to wynik reform społecznych. Czy tylko?
- O nie. Reformy swoją drogą. Zwycięstwo Krzaklewskiego pogrążyły media. Pamiętajmy, że nie są nam one przychylne i musimy być na to przygotowani, że tak jeszcze będzie przez dłuższy czas.
- Panie Pośle, wróćmy jeszcze do kampanii wyborczej. Czy nie wydaje się Panu, że program Krzaklewskiego w kampanii został całkowicie zamazany?
- Była to dziwna kampania. Na pewno nowoczesna, ale nie trafiająca do Polaków. Spodziewałem się, że kampania kandydata z prawicy będzie spokojna, wywarzona, przemyślana, idąca torem rodzinnym. Tak się nie stało. Łatwo dzisiaj jest oceniać, ale od samego początku miałem takie wrażenie, że pan Walendziak nie jest odpowiednim człowiekiem do kierowania kampanią pana Mariana. Mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością: byli lepsi.
- Możemy zatem powiedzieć, że sami sobie zgotowaliśmy ten los?
- Może nie sami, ale chyba przyczyniliśmy się do tego. Pomogliśmy mediom i, oczywiście, postkomunistom. Tuż przed wyborami rozmawiałem z pewną grupą ludzi, którzy mówili mi: "Kwaśniewski na pewno wygra, bo jest bardziej wykształcony, bo umie się znaleźć w każdym towarzystwie, i wypije, i zażartuje, i wymagań nie stawia" . No i co, proszę Księdza, mamy w Polsce lepszego kandydata na prezydenta?
- Gdybym nie był w Polsce przez kilka lat i zobaczył w telewizji pana Krzaklewskiego, to pomyślałbym sobie tak: jest to człowiek butny, zarozumiały, dążący po trupach do władzy. Tak go prezentowała telewizja. Jaki naprawdę jest Pan Przewodniczący?
- Jest to człowiek ogromnej pokory. Bardzo pracowity, wrażliwy na krzywdę innych, nie złośliwy. Taki obraz Krzaklewskiego widzą i inni, którzy się z nim spotykają. Błąd, moim zdaniem polega na tym, że wokół siebie skupił wiele stanowisk: przewodniczący Związku Zawodowego "Solidarność", przewodniczący AWS, przewodniczący Klubu Parlamentarnego AWS, honorowego przewodniczącego Ruchu Społecznego AWS. To dużo jak na jednego człowieka. Pewnie, że są doradcy, ale zobaczmy, że doradcy nie potrafią stanąć na wysokości zadania. A każdy błąd mści się szalenie. Po drugie, moim zdaniem, Marian Krzaklewski skupił się za bardzo na władzy w samej Warszawie, za mało był obecny w terenie, a tam przecież ocenia się kandydata na urząd prezydenta.
- Poprosiłbym Pana o skomentowanie wyniku wyborczego pana Lecha Wałęsy.
- Dziwię się słabym poparciem dla obecnego przewodniczącego AWS, nie dziwi mnie jednak kiepski wynik pana Wałęsy. Przychodzi taki czas, kiedy i politycy powinni odejść na emeryturę, i w przypadku pana Lecha jest to najwyższy czas.
- Panie Pośle, dlaczego wygrał Kwaśniewski?
- Bo ma dobrych doradców, ma w ręku media, potrafi się idealnie ustawić, aby ludzie docenili jego ciężką pracę. Przypomnijmy sobie, kiedy do Łomży przyjechała żona Kwaśniewskiego, przywiozła komputery - wszyscy wpadli w podziw. Wołano: "Jaka wspaniała kobieta, ofiarowała tyle dobra dla naszych dzieci!". A ja pytam się: czy ludzie zdają sobie sprawę, za czyje pieniądze są te komputery, książki? Odpowiadam - za pieniądze podatnika. Taką ofiarę - nie ze swojej kieszeni - łatwo jest dać.
- Wszystkie - podkreślam - wszystkie zasługi, osiągnięcia, które stały się udziałem Polski, Kwaśniewski przypisuje sobie. A zatem wejście do NATO, Konstytucję, osiągnięcia w dążności wejścia do Unii Europejskiej...
- A jak może być inaczej. Przecież, gdyby nie on Polska pewnie już by nie istniała. Najgorsze jest to, że Polacy w tę bzdurę uwierzyli.
- Dziękuję Panu za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu