Do Szklarskiej Poręby przyjechał kilka lat temu z Lubina, gdzie w kombinacie miedziowym przepracował jako mechanik 20 lat. Tutaj kupił sobie małe mieszkanie i tworzy makiety zabytkowych obiektów najbliższej okolicy - najczęściej są to kościoły. Żona pozostała w Lubinie, a dorosłe córki Jola i Ania wyszły za mąż i mieszkają w Głogowie i Wrocławiu. Pięcioro wnuków (na zmianę) chętnie odwiedza dziadka. Przyjeżdżają w zimie na narty i w lecie na rowery. "Kiedy przyjadą do mnie, wtedy zapominam, że mam 66 lat - mówi pan Władysław. - Teraz już nie poświęcam tyle czasu na swoje hobby. Kiedyś w zakładzie - wspomina - nazywano mnie złotą rączką, bo potrafiłem zrobić wiele rzeczy, a moje zainteresowania były wszechstronne - od mechaniki pojazdów i maszyn do introligatorstwa i geometrii".
"W 1978 r. brałem udział w wycieczce zakładowej do Bierutowic (teraz Karpacz Górny) i zobaczyłem tam kościółek Wang oraz jego makietę. Byłem zachwycony tym drewnianym obiektem sakralnym z XIII w., pochodzącym z dalekiej Norwegii i zbudowanym bez jednego gwoździa! Wtedy to właśnie postanowiłem wykonać i ja swoją pierwszą makietę. Kupowałem drewniane pudełeczka od zapałek, a następnie ciąłem je nożyczkami i żyletką w ząbki, które mozolnie naklejałem jeden obok drugiego, tak aby powstał dach kryty gontem. Wykorzystywałem zapałki, tekturę, kleje oraz inne materiały. Pracowałem dzień i noc przez wiele godzin, aż wreszcie powstał "mój mały kościółek Wang". Wyglądał jak prawdziwy! Do dzisiaj nie mogę się z nim rozstać - nie jest na sprzedaż. Moje dzieło podziwiali znajomi i zachęcali do dalszej pracy, a namawiać mnie do tego nie trzeba było długo.
Potem zrobiłem makiety wszystkich kościołów Lubina i podarowałem je księżom z parafii. Kiedy na Ustroniu (osiedle Lubina) nie było jeszcze kościoła - wspomina - to ja na podstawie projektu wykonałem makietę tego kościoła i pokolorowany rysunek, który podobnie jak obecnie projekt Krzyża Milenijnego na Wysokim Kamieniu w Szklarskiej Porębie służył za cegiełkę na budowę i upominek podczas kolędy. Było to dla mnie dużą satysfakcją, że mam w tym szczytnym dziele swój skromny udział i gdzieś tam jest moje nazwisko. Potrafiłem robić 2-3 makiety równocześnie: jeździłem, mierzyłem, robiłem plany, a jak nie było pogody, to wycinałem i kleiłem.
Następnym kościołem, którego makietę w skali 1: 80 wykonałem w 1997 r., był kościół garnizonowy w Jeleniej Górze. Bryła architektoniczna tego obiektu sakralnego jest piękna w swojej prostocie, zachowuje symetrie i powtarzalność elementów, nie ma też zbyt dużo ornamentów, dlatego makieta była łatwiejsza do wykonania. Teraz stoi w moim mieszkaniu na szafie, tutaj na lewo od kościółka Wang" - pokazuje Władysław Szatarski, ale widać tam również makietę pałacu w Chocianowie, kilka zabytkowych domów oraz dwa kościoły ze Szklarskiej Poręby. Makieta kościoła Matki Bożej Różańcowej jeszcze tego samego dnia została podarowana przez mojego rozmówcę klasztorowi Franciszkanów w Szklarskiej Porębie, tego samego, który w swojej kolekcji posiada mało znane obrazy malarza Wlastimila Hofmana.
"Moje hobby wymaga dużo czasu, cierpliwości i talentu - mówi pan Władysław Szatarski, bo wszystko wiernie odtwarzam w określonej skali. Szkoda, że coraz więcej zabytków popada w ruinę i często zmienia swój wygląd bezpowrotnie. Pragnę zachować cząstkę minionych czasów i trochę historii naszego regionu dla dzieci i młodzieży.
Szkoda, że w Szklarskiej Porębie nie mam miejsca na stałą ekspozycję. Jak dotychczas - tylko księża potrafili docenić mój trud i uszanować moje makiety kościołów - dziękuję im za to!"
Pomóż w rozwoju naszego portalu