Reklama

Kajakiem z Krakowa do Bałtyku

Wyprawa z nurtem Wisły pomogła dwóm śmiałkom w sutannach poznać prawdziwe oblicze królowej polskich rzek i odkryć, że oglądane z tej perspektywy znane miejsca wyglądają zupełnie inaczej niż z perspektywy drogi. Patronem wyprawy był Jan Paweł II, a stałą lekturą - jego książka „Pamięć i tożsamość”

Niedziela Ogólnopolska 30/2009, str. 36

Tak oto zobaczą Warszawę turyści płynący Wisłą z południa Polski
Ks. Piotr Gąsior

Tak oto zobaczą Warszawę turyści płynący Wisłą z południa Polski<br>Ks. Piotr Gąsior

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dzień 7

Jest godzina szósta dwadzieścia. Słońce przenika do wnętrza namiotu. Wczoraj przeczytałem rozdział z książki „Pamięć i tożsamość” mówiący o odkupieniu jako zadaniu. Jeszcze raz zastanawiam się, kto jest w stanie przedstawić to zadanie np. terrorystom? Jak do nich dotrzeć?
W drogę wyruszamy o dziesiątej piętnaście. Ja ponownie zmieniam sobie prestoplast i przypuszczam, że tak będzie pewnie już do końca wyprawy. Moje rękawiczki mają za krótkie palce. Mam znaczne otarcia na dłoniach. Szerokość Wisły dochodzi już mniej więcej do pół kilometra. Gdzieś w oddali widać kominy w Kozienicach. Kiedy przepływamy obok biwakujących tu nielicznie osób, nasuwa się pytanie: Czy byli na niedzielnej Mszy św.?
Dalej spływamy Wisłą, której bieg jest w tych okolicach zupełnie nieuregulowany. Skarpy są piaszczyste, dość wysokie, podmywane przez nurt nawet do dwóch, trzech metrów. Z tego powodu od czasu do czasu towarzyszy nam smutny obraz drzew, które uschły, choć rosły tuż nad wodą. Około szóstej wieczorem poprawiam swój ster, który nieco popuścił. O postoju jeszcze nie ma mowy. Płyniemy dalej. Nie mamy żadnych punktów odniesienia. Nie widać bowiem żadnych wsi, kościołów ani kominów. Po prostu pustka. Kwadrans po dziewiętnastej wodujemy na wyspie, którą raz po raz okrążają bardzo szybkie motorówki. Jest nadzieja, że przed zmierzchem zakończą swoje pokazy. Oby…
Przepłynęliśmy pięćdziesiąt pięć kilometrów. Wprawdzie niewiele, ale jakoś wspólnie uznajemy, że i ten dzień należy zaliczyć do udanych.
Po doczytaniu do końca kolejnego rozdziału mojej lektury, traktującego o wolności człowieka, a zwłaszcza o wolności ludzi, którzy byli zniewoleni niewolą zewnętrzną w byłych państwach totalitarnych, zgadzam się z faktem, że jeszcze ważniejsza jest wolność wewnętrzna człowieka. Mówienie, że jestem wolny, więc robię, co chcę, jest rodzajem - jak mówi Ojciec Święty - wolności prymitywnej.
To właśnie w tym kontekście Papież przypomniał naukę o celach godziwych, użytecznych oraz przyjemnościowych. Zastanawiam się więc, jaki cel ma nasz wyjazd, bo na pewno nie jest to cel na pierwszym miejscu przyjemnościowy. Owszem, może takim będzie na końcu spływu lub taki się staje na kilka chwil po dopłynięciu na biwak. Natomiast jest to na pewno wyjazd godziwy i użyteczny. Godziwy - ze względu na naszą całoroczną pracę, po której mamy prawo do odpoczynku, oraz użyteczny - ze względu na styl pracy, która wymaga, aby w czasie odpoczynku wakacyjnego zaaplikować sobie nieco większą dawkę ruchu.

Dzień 8

Znów powtarzamy nasz poranny wyczyn: wstawanie o piątej czterdzieści pięć. Dzisiejszy cel to Warszawa. Startujemy o dziewiątej. Przez całą pierwszą godzinę mamy bardzo dobry nurt. Osiągamy więc prędkość dziewięciu kilometrów na godzinę.
Wokół nadal nie ma żywego ducha. Jest tylko cisza, taka błoga, błogosławiona cisza. Niebo nad nami typu włoskiego. Prawdziwie azzurro. Prawie bezwietrznie. A my tylko wiosłami: ciap - ciap, ciap - ciap. I co godzinę robimy sobie przerwę na pięć, może dziesięć minut. Taki przyjęliśmy system.
Przed czternastą jesteśmy na wysokości Konstancina. Tu spotykamy kolejne pogłębiarki. Tak naprawdę to ich po prostu nie lubimy.
Tradycyjnie około piętnastej urządzamy postój. A po szesnastej gdzieś na horyzoncie ukazują się naszym oczom najwyższe budynki stolicy. No i, oczywiście, kominy… elektrowni. Gdyby mnie ktoś zapytał, jaka jest Warszawa, odpowiedziałbym, że dla każdego pewnie inna. Jednakże z perspektywy Wisły jest naprawdę nietypowa. Spokojna, wietrzna, piaszczysta, zielona, bez korków, spalin. Tylko właściwie dlaczego aż taka niezagospodarowana? O ile jeszcze lewy brzeg został przez warszawiaków jakoś zorganizowany, tak prawy to praktycznie jedne wielkie chaszcze. Gdybym płynął, nie odwracając głowy w lewą stronę, miałbym wrażenie, że mijam jedną z wiosek. Tylko pewnie dziwiłbym się, po co w niej tyle mostów. Pierwszy z nich, w miarę nowoczesny, osiągamy o siedemnastej trzydzieści. Dwadzieścia pięć minut później jesteśmy pod drugim w bardzo, ale to bardzo opłakanym stanie. Nieopodal mijamy restaurację zbudowaną na statku, która przypomina slumsy na barce i kojarzy się raczej z barem mlecznym z poprzedniego systemu komunistycznego. Tuż po osiemnastej przepływamy pod mostem, najprawdopodobniej Poniatowskiego. Potem podziwiamy dwa bary wodne „Aldona” i „Anita”. O osiemnastej dziesięć zaliczamy czwarty most, kolejowy, a chwilę później piąty, zbudowany na jednym słupie z wykorzystaniem licznych stalowych lin. Szósty most - na wysokości Zamku Królewskiego - mamy za sobą dwadzieścia dwie minuty po osiemnastej. Za nim dostrzegamy czynną restaurację, działającą na statku o nazwie „Kolor”. Siódmy most pełni funkcję podwójną, gdyż jest mostem kolejowo-drogowym, a może lepiej powiedzieć: tramwajowo-drogowym. Całkowicie mostem kolejowym jest most w kolejności ósmy. Za dziesięć dziewiętnasta mamy most dziewiąty. Natomiast zaraz za nim, po prawej stronie, jest warszawska elektrownia. Na szczęście, podobnie jak poprzednia została wzniesiona w pewnej odległości od głównego nurtu rzeki.
Nie jest nam wcale wesoło, ale jak tu się nie uśmiechnąć, gdy mijający nas kajakarz pyta: - Panowie do Gdańska? - Owszem - odpowiadamy. - A ja do Krakowa. Czy dobrze płynę? Nie uwierzył nam, więc myślał, że zdobył się na wyrafinowany dowcip.
Wreszcie finisz. Zatrzymujemy się na wysepce na wysokości podwarszawskiej miejscowości Legionowo. Wydostajemy się z kokpitów. Stajemy na suchym piachu. Otwieramy mapę i z zadowoleniem stwierdzamy, że padł nasz niezamierzony rekord - przepłynęliśmy siedemdziesiąt cztery kilometry.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Austria: Powrót do Kościoła możliwy przez internet

2025-02-19 08:04

[ TEMATY ]

Austria

Karol Porwich/Niedziela

Austriacka diecezja St. Poelten oferuje powrót na łono Kościoła przez internet. Osoby, które dokonały apostazji, mogą znów stać się członkami wspólnoty za pośrednictwem formularza online. Częścią procesu jest m. in. wyznanie wiary odmawiane przed ekranem.

Władze diecezji St. Poelten nie mają wątpliwości, że należy iść z duchem czasu i wykorzystywać w duszpasterstwie współczesne technologie. Dotyczy to również ponownego przyjęcia do Kościoła osób, które wcześniej dokonały aktu apostazji.
CZYTAJ DALEJ

Święte dzieci Kościoła. Św. Franciszek i św. Hiacynta Marto

[ TEMATY ]

Fatima

dzieci fatimskie

Archiwum sanktuarium w Fatimie

Dzieci fatimskie, którym objawiła się Matka Boża – Hiacynta, Łucja i Franciszek

Dzieci fatimskie, którym objawiła się Matka Boża – Hiacynta, Łucja i Franciszek

Nie licząc tzw. świętych młodzianków, z chwilą kiedy papież dokonał ich kanonizacji, dzieci z Fatimy stały się najmłodszymi świętymi Kościoła. Oboje zasnęły w Panu, nie będąc jeszcze nastolatkami. „Kościół pragnie jak gdyby postawić na świeczniku te dwie świece, które Bóg zapalił, aby oświecić ludzkość w godzinie mroku i niepokoju” – mówił Jan Paweł II 13 maja 2000 roku, dokonując ich beatyfikacji. Uzdrowioną osobą, dzięki której rodzeństwo oficjalnie uznane zostało za święte, był mały chłopiec – tylko trochę mniejszy od nich...

Dziecko wiszące nad przepaścią, próbujące sforsować parapet okna lub barierkę balkonu – skąd my to znamy? Jeśli macie dzieci, być może też tego kiedyś doświadczyliście albo śni wam się to w nocnych koszmarach. Taki właśnie przypadek wydarzył się brazylijskim małżonkom João Batiście i Lucilii Yurie. Około 20 wieczorem 3 marca 2013 roku ich mały pięcioletni synek Lucas bawił się z młodszą siostrą Eduardą w domu swojego dziadka w mieście Juranda, leżącym w północno- -wschodniej Brazylii. Co mu strzeliło do głowy, żeby zbyt niebezpiecznie zbliżyć się do okna? Nie wiadomo. W jego przypadku zabawy przy oknie zakończyły się jednak najgorzej, jak tylko mogły – wypadł. Niestety, okno znajdowało się wysoko – sześć i pół metra nad ziemią, a właściwie nad betonem. Uderzywszy z impetem o twarde podłoże, malec pogruchotał sobie czaszkę, a część tkanki mózgowej wypłynęła na zewnątrz. Nieprzytomnego chłopca zabrała karetka. Jego stan był krytyczny, zapadł w śpiączkę. Z placówki w Jurandzie wysłano dziecko w niemal godzinną drogę do szpitala w Campo Mourao. Po drodze jego serce dwa razy przestawało bić. Dawano mu niewielkie szanse na przeżycie – minimalne, prawie żadne.
CZYTAJ DALEJ

Szydłowski turniej szachowy

2025-02-20 09:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Archiwum parafii

- Cztery lata temu wraz z dyrektorem szkoły, Jarosławem Baranem, zaproponowaliśmy dzieciom i młodzieży grę w szachy, by na moment wyjęli nos ze smartfonów i zobaczyli, że ta gra jest ciekawa, kreatywna i może ich uczyć bezpiecznej rywalizacji. Cieszę się, że Turniej Szachowy o Nagrodę Proboszcza parafii MB Nieustającej Pomocy i św. o. Pio gromadzi tak wiele osób – mówi proboszcz ks. Maciej Paramuszczak.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję