Reklama

Wiadomości

Życie pod ostrzałem

O obronie Mariupola i zakładach Azowstal słyszał chyba każdy. Znane z telewizyjnych relacji miejscowości: Charków, Donieck, Ługańsk, Bachmut należą do diecezji charkowsko-zaporoskiej. To właśnie tam wojna trwa od 2014 r. Pewnie większość pamięta inwazję „zielonych ludzików”. Oglądaliśmy to w przekazach medialnych z Ukrainy.

[ TEMATY ]

Ukraina

wojna

Karol Porwich/Niedziela

Biskup Paweł Gonczaruk jest cały czas wśród najbardziej potrzebujących)

Biskup Paweł Gonczaruk jest cały czas wśród najbardziej potrzebujących)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Charków został zaatakowany zaraz na początku regularnej wojny w 2022 r. Wrogie wojska dotarły w pobliże północno-wschodniej dzielnicy Sałtiwka, która poważnie ucierpiała w atakach. Samo miasto jednak nie zostało zdobyte. Ogrom zniszczeń widoczny jest do dzisiaj, a z każdym tygodniem ich przybywa. Wielu mieszkańców stąd wyjechało. Pozostali ci, którzy z różnych powodów nie mogli opuścić miasta. Jedni myśleli, że inwazja będzie trwała krótko, inni byli chorzy. Ważnym zadaniem tych, co pozostali, była pomoc w koordynacji bieżących działań na miejscu.

Karol Porwich/Niedziela

Miasto Charków opuściło wielu mieszkańców w obawie przed realną możliwością utraty życia)

Miasto Charków opuściło wielu mieszkańców w obawie przed realną możliwością utraty życia)

– Nie tylko ja tu zostałem; w większości parafii zostali też księża i nasi wierni, z którymi trzeba było po prostu być. Nie widzę nic szczególnego w mojej decyzji, to jest zupełnie naturalny odruch. Kiedy się pali twój dom i ty go gasisz, to nie jest to chęć sprawdzenia się lub odczucia czegokolwiek innego. Trwam w miejscu, do którego jestem powołany, w którym mam głosić słowo Boże i wspierać wiernych – wyjaśnia bp Paweł Gonczaruk. – Oczywiście, wśród tych, którzy pozostali w Charkowie, byli wojskowi. I oni także potrzebowali wsparcia duchowego, moralnego i materialnego – dodaje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wojna pokazuje, kto kim jest

Reklama

Charków jest dużym ośrodkiem miejskim. Przed wojną był drugim po Kijowie najludniejszym miastem Ukrainy, liczył dotąd prawie 1,5 mln mieszkańców. W mieście znajduje się dwadzieścia uczelni wyższych i było to silne centra akademickie. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Tam, gdzie zniszczenia są duże i nie ma dostępu do mediów, nie mieszka nikt. Są rejony, gdzie ludzie mieszkają w piwnicach, ale są i takie, w których można w miarę spokojnie funkcjonować. Z kondycją psychiczną mieszkańców jest różnie, jedni są bardziej wrażliwi, inni mniej. Często można spotkać ludzi, którzy mieszkają samotnie, bo ich rodziny wyjechały za granicę lub przemieściły się w bardziej bezpieczne rejony. Ludzie każdego dnia dźwigają brzemię tej sytuacji. Widać trudności, z którymi się borykają.

Karol Porwich/Niedziela

Punkt CARITAS SPES przy katedrze charkowskiej jest mocno przez najbardziej potrzebujących.

Punkt CARITAS SPES przy katedrze charkowskiej jest mocno przez najbardziej potrzebujących.

– Wojna pokazuje, kto kim jest. Ona nie zmienia ludzi, ale uwidacznia to, co noszą w sobie. Wojna pokazała również wiele dobra, wrażliwości, solidarności wśród ludzi. Oczywiście, można spotkać osoby, które żyją niegodnie, ale chcę podkreślić to, że wojna pokazała prawdziwe oblicze ludzi. Mam wiele nowych znajomości, wiele różnych wspólnych spraw z ludźmi, których przed rokiem jeszcze nie znałem. Dzisiaj jesteśmy obok siebie i działamy w jednej drużynie – podkreśla biskup Paweł.

Niestety, dzisiaj nie widać perspektywy wyjścia z kryzysu. Charków jest ciągle ostrzeliwany i często widać rakiety, które tu przelatują. – Taki stan rzeczy daje złudne poczucie bezpieczeństwa, a większość mieszkańców nauczyła się już żyć w sytuacji wojennej – mówi duchowny.

W ekranie telewizora, sytuacja wygląda inaczej niż na miejscu

Większość sklepów i działalności jest zamknięta. Można zobaczyć ludzi, którzy stoją w kolejce po wodę przy mobilnej cysternie. Zdarza się widok młodych mężczyzn, którzy prowadzą żywiołowe rozmowy, a także matek prowadzących za ręce swoje dzieci. Są jeszcze ludzie, którzy mieszkają na stacjach metra.

Karol Porwich/Niedziela

Zniszczony wieżowiec na osiedlu Sałtiwka gdzie przed wojną był zamieszkały przez około 300 tyś. Charkowian)

Zniszczony wieżowiec na osiedlu Sałtiwka gdzie przed wojną był zamieszkały przez około 300 tyś. Charkowian)

Reklama

– Gdy 24 lutego 2022 r. wojska rosyjskie wtargnęły na Ukrainę, otrzymałem telefon z Polski z prośbą, by ewakuować pewną rodzinę. Zapytałem więc wojskowych o sytuację i dowiedziałem się, że miejscowość, w której ta rodzina mieszka, jest już okupowana przez Rosjan. Zapytałem, czy jest jakaś możliwość, żeby tam dojechać. Odpowiedzieli, że nie, bo trwają tam działania wojenne i że na pewno tam zginę. Przekazałem dalej informację, że nie ma możliwości, by dostać się w ten rejon. W odpowiedzi zapytano mnie, co można zrobić, jak pomóc, żeby zorganizować dojazd do tej rodziny. Odpisałem, że potrzebuję zostać nieśmiertelnym. A moi rozmówcy zapytali: a co jeszcze? Odpowiedziałem, że najpierw niech uczynią to pierwsze, a potem będziemy rozmawiać o tym, co jeszcze można zrobić… Ten przykład pokazuje, jak trudno zrozumieć wojenną rzeczywistość, jeżeli się z nią nie obcuje na co dzień. Czym innym jest ekran telewizora z relacjami, a czym innym to, co się dzieje na miejscu – zauważa bp Gonczaruk.

Zawsze widzę najpierw człowieka w potrzebie

Obecność Kościoła w Charkowie, a w zasadzie na wschodzie i południu Ukrainy, zasługuje na odrębne omówienie. Po upływie ponad 30 lat udało się nie tylko odrodzić po zniszczeniach zadanych przez reżim komunistyczny, ale też uaktywnić i wzmocnić działalność duszpasterską przez docieranie do wszystkich warstw społeczeństwa. Podczas najważniejszych świąt przedstawiciele różnych Kościołów odwiedzają się wzajemnie. Prawosławni, protestanci i katolicy mają spotkania w Chrześcijańskiej Radzie Kościołów Charkowa. Pozwala im to wspólnie lepiej funkcjonować. – Nie ma wrogości wobec grup wyznaniowych – zaznacza ordynariusz.

Problemem jest kontakt z Cerkwią patriarchatu moskiewskiego, która jest odizolowana i zamknięta. W rozmowie z najstarszymi mieszkańcami miasta można się spotkać z pytaniami o inkwizycję, wyprawy krzyżowe czy nawet o muszkieterów z trylogii Aleksandra Dumasa. Jest to ściśle związane z retoryką, z którą mieliśmy do czynienia na tych ziemiach w okresie komunizmu. Dziś ludzie widzą Kościół przez pryzmat księży, zakonnic. Widać też ludzi, którzy przychodzą do kościoła i wspólnie się modlą; nawzajem dodają sobie otuchy, są dla siebie wzmocnieniem i siłą. To jest nieustanna ewangelizacja i misja.

Reklama

– Zawsze widzę najpierw człowieka w potrzebie, tak jak uczy nas Chrystus. Obok Niego też nie wszyscy szukali królestwa Bożego. I do dziś się to nie zmieniło – mówi biskup Paweł.

Karol Porwich/Niedziela

Mieszkańcy Charkowa na tle zniszczonego kompleksu biurowo - handlowego.

Mieszkańcy Charkowa na tle zniszczonego kompleksu biurowo - handlowego.

Programowa rusyfikacja

Charków leży niespełna 40 km od granicy z Rosją. To duże miasto przed wojną było chętnie odwiedzane przez mieszkańców rosyjskiego Biełgorodu, którzy spędzali tutaj weekendy, robili zakupy. To był zupełnie naturalny stan. Było też sporo więzów rodzinnych i sąsiedzkich pomiędzy oboma narodami. W Charkowie większość ludzi posługiwała się językiem rosyjskim, który przez pewien czas, od 2006 r. do wybuchu wojny w 2014 r., był nawet językiem urzędowym miasta.

Karol Porwich/Niedziela

Zniszczony budynek szkoły z napisem nad drzwiami wejściowymi: „Powodzenia w nauce - powodzenia w życiu”

Zniszczony budynek szkoły z napisem nad drzwiami wejściowymi: „Powodzenia w nauce - powodzenia w życiu”

Dzisiaj wszystko mocno się zmieniło. Od kiedy wtargnęli Rosjanie, da się zauważyć wiele zmian w społeczeństwie. Pozostają tylko wątpliwości, czy one przetrwają. Niestety, natura człowieka skora jest do niepamięci. Trzeba wiedzieć, że programowa rusyfikacja na tych terenach była bardzo dobrze zaplanowana. Robiono wszystko, żeby zniszczyć to, co ukraińskie.

Reklama

– Wczoraj rozmawiałem z jednym panem, który wcześniej mówił tylko w języku rosyjskim, ale przeszedł na ukraiński. Swoją wolę argumentował faktem, że rosyjski kojarzy mu się z ludźmi, którzy przyszli nas zabijać. Kolejny przykład to mężczyzna, którego rodzina mieszka w Niemczech. Z żoną rozmawia po ukraińsku, z pracownikami również, ale jego żona w domu z dziećmi rozmawiała po rosyjsku. W którymś momencie, było to już po rozpoczęciu rosyjskiej agresji, dzieci zadały jej pytanie: dlaczego rozmawiasz z nami po rosyjsku? Odpowiedziała: bo ja tak chcę, ja tego potrzebuję. Wówczas 14-letni syn tak jej powiedział: wiesz, to świadczy o twojej tożsamości, o tym, kim jesteś. Wtedy przestała używać rosyjskiego – wspomina swoje rozmowy duchowny.

Karol Porwich/Niedziela

Zniszczenie w Charkowie.

Zniszczenie w Charkowie.

Na koniec naszej rozmowy biskup charkowsko-zaporoski przytacza znamienny passus z Ewangelii według św. Mateusza. Jezus oznajmia w nim swoim uczniom, by byli solą ziemi, która nadaje smak, i światłem, które rozprasza mrok; tym samym zobowiązuje ich, by byli użytecznymi ludźmi (por. Mt 5, 13-16). – Jesteśmy powołani, by być solą ziemi i światłem świata, i czynimy to niezależnie od naszych osobistych światopoglądów. Jeżeli człowiek potrzebuje chleba, odzieży i innych podstawowych rzeczy, a my możemy mu pomóc, to zgodnie z nakazem Jezusa, czynimy to – mówi bp Paweł Gonczaruk i dodaje: – Uczynki miłosierdzia są normalnym ludzkim odruchem, ale też świadczą o mojej relacji z Bogiem. On obdarza mnie miłością, w której odczuwam swoją ludzką godność. W Bogu odnajduję siłę i wrażliwość, by być podobnym do Niego i naśladować Go, na ile potrafię.

Utworzona 4 maja 2002 r. diecezja charkowsko-zaporoska leży na wschodzie Ukrainy i graniczy z Rosją. 6 stycznia 2020 r. papież mianował biskupem tej diecezji ks. Pawła Gonczaruka. 14 lutego br. ordynariusz obchodził 3. rocznicę przyjęcia święceń biskupich. Po wybuchu wojny na pełną skalę 24 lutego 2022 r., pomimo realnego zagrożenia, pozostał w Charkowie.

2023-02-23 06:10

Ocena: +7 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

O. Mariusz Woźniak OP: na Krymie trwa stan zawieszenia

[ TEMATY ]

Ukraina

Marcin Żegliński

"Sytuacja duchownych katolickich na Krymie znajduje się w stanie zawieszenia - mówi w rozmowie z KAI o. Mariusz Woźniak OP. Do końca roku wszystkie parafie na zaanektowanym przez Rosję Półwyspie Krymskim muszą zarejestrować się według zasad prawa rosyjskiego. Dominikanin z Polski jest proboszczem parafii pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Jałcie.

"W marcu br. nowa władza dała nam możliwość pozostania na Krymie tak długo, jak długo ważne są nasze wizy pobytowe, wydane przez władze ukraińskie. Po upływie ważności tych dokumentów trzeba się starać o możliwość pobytu na nowych warunkach" - zaznacza o. Woźniak. Kościół i plac, na którym on stoi został w 1992 r. oddany katolikom w dzierżawę przez władze ukraińskie na 90 lat. Teraz muszą oni przerejestrować parafię na zasadach prawa rosyjskiego. "Nikt nie wie jak to będzie wyglądało" - mówi polski dominikanin. W ogóle przed wszystkimi Kościołami chrześcijańskimi obecnymi na Krymie stoi taki sam dylemat - dodaje. "Jak dotychczas nikt nas nie prześladuje i nam nie przeszkadza. Przyjechaliśmy służyć ludziom, miejscowym katolikom. Jeśli dostaniemy polecenie opuszczenia parafii to nie będziemy mieli innego wyjścia i będziemy musieli wyjechać" - powiedział o. Woźniak. Księża z Polski dostali zapewnienie władz, że będą mogli tam pozostać. "Jak na razie, podobnie jak duchowieństwo innych Kościołów możemy tam przebywać, ale tak długo jak ważne są nasze wizy pobytowe. Jak będzie dalej, nie wiadomo" - zaznacza dominikanin. Z naszego kościoła korzystają też miejscowi grekokatolicy, którymi opiekuje się o. Grigorij. Przed dużym problemem stoi teraz Stolica Apostolska jak potraktować aneksję Krymu i status kościelno-prawny parafii tam się znajdujących. "Może rozwiązaniem byłoby utworzenie administratury apostolskiej" - zastanawia się o. Woźniak. Jak na razie dekanat krymski należy do ukraińskiej diecezji odesko-symferopolskiej. Jej ordynariuszem jest bp Bronisław Biernacki a odpowiedzialnym za Krym jest biskup pomocniczy Jacek Pyl, który rezyduje w Symferopolu. W ciągu tygodnia na Msze św. w parafii przychodzi kilkanaście osób. W niedzielę ok. 150 wiernych. Ponad połowa wiernych to Ukraińcy, reszta to Polacy, Litwini, Rosjanie, Białorusini. Średnia wieku parafian to 40-50 lat. Wielu młodych ludzi wyjechało na studia a także do pracy. "Sytuacja ekonomiczna jest też nie najlepsza stąd emigracja" - zwraca uwagę dominikanin. O. Woźniak pracuje w parafii od grudnia 2012 r. Na Wschodzie pracuje od ponad 21 lat. "Nigdy nie pytam ludzi o narodowość. Jeśli sami tego nie chcą, nie pytam. Miło jest oczywiście, gdy ktoś mówi o swoich polskich korzeniach a nawet chce porozmawiać po polsku" - dodaje. "Od początku Majdanu w Kijowie, od grudnia 2013 r. cały czas modlimy się o pokój na Ukrainie, na Krymie. Za tymi, którzy zginęli, płaczą zarówno matki Ukrainki jak i matki Rosjanki. Jest to ból Ukraińców i Rosjan" - zaznacza dominikanin. Dominikanie na Wschodzie działają jako Generalny Wikariat Rosji i Ukrainy. Pracuje tam 34 zakonników, z których ponad 20 jest na Ukrainie, w Kijowie, Fastowie , Czortkowie, Lwowie i w Jałcie oraz w Rosji gdzie prowadzą parafię w Sankt Petersburgu.
CZYTAJ DALEJ

Kosiniak-Kamysz: edukacja zdrowotna w szkołach będzie nieobowiązkowa

2025-01-12 17:48

[ TEMATY ]

edukacja seksualna

edukacja zdrowotna

PAP/Marcin Bielecki

Edukacja zdrowotna w szkołach będzie przedmiotem nieobowiązkowym, o udziale w nim będą decydować rodzice - poinformował w niedzielę wicepremier i minister obrony narodowej, lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Według wcześniejszych zapowiedzi MEN przedmiot miał być obowiązkowy.

Kosiniak-Kamysz został zapytany podczas konferencji prasowej w Szczecinie o protesty przeciwko wprowadzeniu obowiązkowego przedmiotu edukacja zdrowotna w szkołach, jakie odbyły się w sobotę w tym mieście, a w niedzielę - w Krakowie i Radomiu. Dziennikarz TV Republika wskazał, że protestujący sprzeciwiają się seksualizacji dzieci i odbieraniu rodzicom prawa do decydowania o ich wychowaniu.
CZYTAJ DALEJ

Czy Polacy przyjmą księdza po kolędzie? Jest sondaż

2025-01-13 08:57

[ TEMATY ]

kolęda

sondaż

ankieta

Karol Porwich/Niedziela

48,9 proc. badanych zamierza przyjąć księdza po kolędzie, 37,7 proc. badanych nie ma tego w planach, a 13,4 proc. jeszcze nie podjęło decyzji - wynika z sondażu SW Research na zlecenie "Wprost".

W ankiecie spytano też jaką ofiarę respondenci zamierzają przekazać (lub już przekazali) księdzu podczas wizyty duszpasterskiej.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję