Mam 71 lat, żona 69. Niedawno obchodziliśmy 50-lecie małżeństwa. Choroby zaczynają krzyżować nasze dalsze życie. Żona choruje na nowotwór piersi (jedna jest amputowana, teraz jest przerzut na tarczycę). Ja jestem po operacji kardiologicznej (baypass), wdała się cukrzyca i zaawansowana miażdżyca. Jestem emerytem, jak i żona, ale również inwalidą II grupy. Z uwagi na stan zdrowia zostałem zwolniony z pracy, będąc na emeryturze, i to zaważyło na naszej gospodarce finansowej. Przez promocję kredytów i zmniejszanie ich oprocentowania daliśmy się z żoną zapędzić w ciemny kąt. (...) od tego czasu zaczęła się komplikować sprawa z długami. Obecnie nasze zadłużenie w bankach wynosi ponad 100 tys. zł. Wszelkie prośby kierowane do banków są załatwiane odmownie (...). Ale jest druga strona medalu, za wydłużenie spłaty rat są naliczane kolosalne odsetki. Już pukają do drzwi windykatorzy, a niedługo spodziewamy się komornika, który będzie chciał zabrać cały dorobek rodziców i nasz, tzn. mieszkanie. Całą winę ponosimy my, że daliśmy się nabrać na głupie reklamy i podwyższenia kredytów.
Nie widzimy z żoną żadnego możliwego rozwiązania. Do tego czasu pomagała nam córka (zięć zginął przejechany przez samochód 1 listopada 2008 r.), lecz córka zmarła 21 marca 2009 r. w wieku 48 lat na wylew. Zostaliśmy skazani na codzienny stres i pozostajemy bez środków do życia, bo nasze emerytury idą na pokrycie długów.
Kochana Redakcjo, może będziecie w stanie mi pomóc lub pokierować dalszym naszym losem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu