Pecunia non olet - Pieniądze nie śmierdzą - miał powiedzieć ok. 70 r. po Chrystusie cesarz rzymski Wespazjan do swojego syna Tytusa. A jednak czasem śmierdzą, o czym na własnej skórze przekonują się dziś ludzie na wszystkich kontynentach, ogarniętych ekonomicznym tsunami. Padają banki, bankrutują firmy, które jeszcze niedawno były ikonami gospodarczej potęgi, wzrasta bezrobocie, w tarapaty finansowe wpada coraz większa rzesza ludzi. Choć ekonomiści tłumaczą przyczyny kryzysu w bardzo skomplikowany, często niejasny dla laika sposób, mówiąc choćby, że „rynek błędnie oszacował ryzyko związane z rynkiem kredytów hipotecznych, mechanizmy sekurytyzacji zamiast rozproszyć ryzyko, zgromadziły je na Wall Street …”, dostrzegają jego przyczyny w „wadliwych relacjach” -
sprawa jest o wiele prostsza. Zawiniła, jak podkreślał Papież Benedykt XVI, chciwość i kult mamony. Nieważne, w jaki sposób, nieważne, jakimi kosztami, byle więcej zarobić. Ekonomia została wyprana z moralności, co spowodowało jej krach.
Co Kościół ma do ekonomii? - nasuwa się naturalne pytanie. Ano to, że u podstaw modeli ekonomicznych zawsze musi stać określony system moralny, bo ekonomia powinna być nie tylko skuteczna, ale także sprawiedliwa. Zresztą, bez moralnych podstaw nie będzie nawet skuteczna - przyniesie jedynie cierpienia dla najsłabszych, o czym przekonujemy się, przeglądając działy ekonomiczne dzienników. Warto pamiętać, że czasem pieniądze śmierdzą.
Redakcja
Pomóż w rozwoju naszego portalu