Tydzień temu kończyłem felieton słowami: „Cóż. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym jakiś nasz zespół zagra o najwyższe cele”. Miałem wtedy na myśli Ligę Mistrzów. Po raz kolejny nasza piłka stanie przed szansą, by w niej zaistnieć. Czy Wisła Kraków tym razem postara się o grę w elitarnym gronie europejskich klubów? Sądząc po ligowych perypetiach, może mieć z tym problemy. Jej niektóre zwycięstwa nie były zbyt przekonywające. I choć jestem jej wiernym kibicem, jednak obiektywnie rzecz biorąc, kolejne mistrzostwo w dużej mierze zawdzięcza ona po prostu indolencji „Kolejorza”, który w ostatnich kolejkach ekstraklasy po prostu zawodził, przegrywając bądź remisując na własne życzenie. Nie pomógł nawet Franciszek Smuda (l. 61), który zresztą pożegnał się ze stadionem na ul. Bułgarskiej. Ponadto rozregulowany celownik napastnika z Zimbabwe Takesure Chinyamy (l. 27), głównego snajpera wicemistrza ze stolicy, oraz ostatnia porażka Legii pod Wawelem z „Wisełką” (0:1) sprawiały, że ta ostatnia nadal „rządzi” nie tylko w Krakowie, ale i w całej Polsce.
Wisła Kraków w eliminacjach do tegorocznej edycji LM wydaje się mieć ułatwione zadanie, ponieważ na początku będzie zespołem rozstawionym, ale doświadczenie podpowiada, żeby jednak nie być zbytnim optymistą, ponieważ „Biała Gwiazda” przegrywała już nie raz z teoretycznie słabszymi zespołami. Nie chcę przypominać tych porażek, by nie denerwować jej kibiców i wprawiać jednocześnie w dobry nastrój sympatyków innych klubów, niekoniecznie lubiących podwawelskich piłkarzy. W każdym razie poważnie się obawiam o to, czy nasz krajowy mistrz wywalczy historyczny awans. Na pewno tej drużynie potrzebne są wzmocnienia. Miejmy nadzieję, że trener Maciej Skorża (l. 37) przekona właściciela Wisły Bogusława Cupiała (l. 53), by jeszcze raz zainwestował w ten zespół, licząc na wymarzony awans do LM i - co za tym idzie - wielkie pieniądze (nie wiem, czy są mu one aż tak bardzo potrzebne, ponieważ wg wielu źródeł jest on jednym z najbogatszych Polaków; jego majątek jest wyceniany na co najmniej 5 mld zł). O formie zawodników spod znaku gwiazdy i smoka przekonamy się już w lipcu, kiedy rozpoczną się pierwsze mecze eliminacyjne do LM.
Jedną zaś z najbardziej prawdopodobnych wersji odpowiedzi na pytanie postawione w tytule tego felietonu jest stwierdzenie: Nie wiadomo. Oczywiście, serce kibica podpowiada, że tym razem podbijemy piłkarską Europę, rzucając na kolana tych, którzy będą nam chcieli to uniemożliwić. Rozsądek natomiast wręcz krzyczy, że jesteśmy zbyt słabi, by tego dokonać. Poziom naszego futbolu nadal jest za niski, by konkurować z takimi zachodnimi ligami, jak hiszpańska Primera Division, angielska Premiership czy włoska Serie A. Myślę, że łatwiej by nam już było grać przeciwko piłkarzom zza Odry czy też znad Sekwany. Zresztą już w żadnej lidze europejskiej nie ma tzw. chłopców do bicia, którzy okupują lokaty niekoniecznie w górnej części tabeli.
Na zakończenie jeszcze parę zdań o naszej kadrze. Jesienią zagra ona mecze decydujące o naszym awansie na afrykański mundial w przyszłym roku. W grupie nie mamy za ciekawej sytuacji. Po prostu we wrześniu i październiku musimy wygrać każde spotkanie. Nie warto kalkulować i liczyć na innych. Czy jest to możliwe, byśmy zagrali w RPA? Sądzę, że tak. Mimo fal krytyki, jakie spływały i spływają na głowy Holendra Leo Beenhakkera (l. 67) oraz jego wybrańców, uważam, że są oni w stanie pokonać Irlandczyków (5 września), Słoweńców (9 września), Czechów (10 października) i Słowaków (14 października). Oby tylko naszych kluczowych zawodników omijały kontuzje, a nasz trener umiał ich odpowiednio wybrać i ustawić na murawie, a wszystko będzie OK!
Kontakt:
Pomóż w rozwoju naszego portalu