Głodowa śmierć Eluany Englaro, Włoszki, która przez 17 lat znajdowała się w śpiączce po tragicznym wypadku samochodowym, dokonała się w majestacie tzw. prawa jednego z największych i najbogatszych państw Unii Europejskiej. Dokonała się w majestacie „prawa” w państwie, które jest kolebką cywilizacji łacińskiej i chrześcijaństwa. Dokonała się w majestacie „prawa”, potwierdzonego przez tamtejszy Sąd Najwyższy, zgodnego z tzw. standardami „prawa” międzynarodowego... Te trzy zdania dowodzą niezbicie, że cywilizacja śmierci, przed którą Jan Paweł II przestrzegał przede wszystkim w encyklice „Evangelium vitae”, niestety, staje się europejską rzeczywistością.
Od tamtego tragicznego wydarzenia słyszymy dwojakie usprawiedliwienia eutanazji na Eluanie: słyszymy, że jest to prawo każdego człowieka do godnej śmierci, albo że jest to obowiązek ludzi zdrowych, którzy nie mogą pozwalać na niekończące się cierpienia nieuleczalnie chorych. Co do pierwszego sposobu, należy stwierdzić, że jest on wynikiem błędu antropologicznego, fałszywej wizji człowieka, fałszywego rozumienia jego wolności i praw - o tym jednak w dalszej części opracowania. W tym miejscu trzeba jedynie zapytać, w jaki sposób zagłodzenie człowieka na śmierć może mieć w ogóle cokolwiek wspólnego z godnością osoby ludzkiej?! Drugi zaś sposób jest, niestety, znakiem czasów, o którym Jan Paweł II w przywołanej encyklice pisał następująco: „Poważne niebezpieczeństwa zagrażają «nieuleczalnie chorym i umierającym» w takim kontekście społecznym i kulturowym, w którym trudno jest przyjąć i znosić cierpienie, a zatem zwiększa się «pokusa rozwiązania problemów cierpienia, eliminując go u podstaw» przez przedwczesne spowodowanie śmierci w momencie uznanym za najwłaściwszy. Na taką decyzję wpływają często różnego rodzaju motywy (…). U chorego decydujący wpływ może wywierać odczuwany lęk, napięcie, a nawet rozpacz (…); z drugiej strony u osób związanych uczuciowo z chorym może wówczas dochodzić do głosu zrozumiała - chociaż źle pojęta - litość. Wszystko to zaostrza się pod wpływem atmosfery kulturowej, która nie dostrzega żadnego znaczenia czy wartości cierpienia, a przeciwnie, uważa je za zło samo w sobie, które należy za wszelką cenę wyeliminować” („Evangelium vitae”, 15).
Jest jednak jeszcze trzeci sposób usprawiedliwienia eutanazji Eluany Englaro, chyba najgroźniejszy. Oto słyszymy coraz częściej, że tak naprawdę nie było żadnej eutanazji, a już tym bardziej zabójstwa, bo przecież Eluana była prawie umarła, nie w pełni żywa, bez świadomości. To był już nie tyle człowiek, co wegetujące ciało. Ponieważ Eluana sama nie była w stanie żyć, więc podtrzymywanie tego życia byłoby wręcz czymś niemoralnym. Zgrozę, niebezpieczeństwo płynące z tego rodzaju usprawiedliwień najlepiej pokazać na następującym przykładzie.
We Włoszech 37-letnia Eluana oddychała bez pomocy respiratora. Znajdując się w śpiączce, nie była jednak w stanie wykonywać żadnych czynności, egzystować samodzielnie, leżała w łóżku niemal bez ruchu. Dlatego właśnie przez 17 lat była codziennie karmiona i pielęgnowana przez otoczenie - rodzinę, pielęgniarki, lekarzy. Podobnie w Polsce 54-letni Franciszek oddycha bez pomocy respiratora. Cierpiąc od blisko 20 lat na nieuleczalną chorobę - stwardnienie rozsiane, nie jest już w stanie wykonywać żadnych czynności, egzystować samodzielnie, leży w łóżku niemal bez ruchu. Dlatego właśnie przez ostatnie kilka lat jest codziennie karmiony i pielęgnowany przede wszystkim przez swoją mamę, niekiedy przez innych członków rodziny, znajomych, pielęgniarki, lekarzy. Czy Franciszek to też półczłowiek, wegetujące ciało?!
Ani stan Eluany, ani stan Franciszka nie rokował i nie rokuje poprawy. Różnica między Franciszkiem a Eluaną polegała tylko na tym, że Franciszek jest świadomy (choć trzeba pamiętać, że stwardnienie rozsiane sieje spustoszenie także w psychice chorego). Jest jednak jeszcze jedna rzecz - Eluanę pozbawiono życia w majestacie tzw. prawa… Franciszka, na szczęście, nie wolno zabić. Przynajmniej na razie nie wolno…
Pomóż w rozwoju naszego portalu