Przeglądałem całkiem niedawno internetowe forum, na którym konwersowali absolwenci szkoły, gdzie miałem szczęście być katechetą. Ich ciągle żywe wspomnienia sytuacji przeżywanych w szkole średniej zaprawiane były odczuwalną nutą tęsknoty do - bądź co bądź - beztroskich czasów oraz tym rodzajem sympatii do szkoły i całego grona nauczycieli, którego nabiera się wraz z wiekiem i świadomością, że uczący to ludzie, którym, mimo iż popełniali swoje lapsusy, przecież wiele zawdzięczamy.
Przy tej okazji natrafiłem na zdanie, które było dla mnie jak przysłowiowe walnięcie obuchem w głowę. Kiedy na forum pojawił się na krótko temat lekcji religii, jeden z forumowiczów napisał: „Pamiętam, jak słuchałem tych bajeczek, opowiadanych przez księdza...”.
Słowa, które ściągnęły moją katechetyczną posługę do poziomu opowiadania bajek i co gorsza, zdradzały, że za bajkę miał ten młody człowiek Ewangelię, zabolały wtedy mocno. Bólu tego nie zmienił fakt, że zaraz potem ów młodzieniec bardzo pozytywnie wypowiedział się o samej osobie katechizującego. Nie mogłem czuć się urażony, ale pomyślałem, że lepiej byłoby przeczytać słowa o ważności Ewangelii, a nawet błędach czy wadach katechety.
Powyższe wspomnienie prowadzi do następującego pytania: Jakie opinie najbardziej bolą kapłana? Jakie „etykietki”, „łatki” przyklejane księdzu sprawiają największy ból? Odpowiedź na te pytania z pozoru jest prosta. Przecież wszelkie „etykietowanie”, każda „łatka” jest krzywdząca. Nie tylko dla księdza, lecz dla każdego człowieka. Wielu np. czuje się nieswojo, gdy za granicą przypisuje się mu określenie „pijak” tylko dlatego, że tak zwykło się mówić o Polakach. Rzeczona „łatka” boli tym bardziej, im bardziej jest nieprawdziwa, im bardziej jest kłamstwem, im bardziej do nas nie pasuje.
A „etykietek” dla księży przygotowanych jest niemało. Księża są „bogaci”, lubią dostatnie i komfortowe życie, a do seminarium z pewnością nie poszli z powołania. Z tym celibatem to przecież niemożliwe, żeby go zachowywali, na pewno mają kogoś gdzieś na boku, po kryjomu. Mieszają się do polityki, wszędzie ich pełno. Wtrącają się w nie swoje sprawy, nauczają, a sami nie są idealni... A z Polski robi się królestwo „czarnych” na usługach Watykanu.
Takich „etykietek”, opinii można by przytaczać znacznie więcej. Każda boli, a - jak mniemam - boli nas, kapłanów, tym bardziej, im bardziej odrywa sens naszego istnienia i posługi od samego Chrystusa, od Ewangelii. Krzywdzące opinie o rzekomych moich osobistych wadach są zawsze „do przełknięcia”. Ale gdy odbiera się naszej kapłańskiej posłudze najgłębszy sens i jego wartość płynącą z samej Ewangelii - to rani najgłębiej. I przed takimi etykietami najtrudniej się bronić. Najtrudniej się obronić przed takim właśnie bólem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu