Życie rozdaje nam role. Nakładamy maski. Stajemy się rekwizytem w teatrze świata. Kamienny świat, kamienny człowiek. Ale w środku ciągle bije żywe serce. Wielki Post to czas wędrówki do własnego wnętrza. Przewodnikiem jest Jezus. Droga jest znana. Odważysz się nią pójść...?
Gdy człowiek upada, dotykają go niepowodzenia i rozczarowania, traci siły. Pryska nadzieja, a entuzjazm odchodzi w nieznane.
Wtedy ideały zmieniają się w łzy, a chęć do życia przemienia się w pragnienie końca życia.
Upadki, zawody, przegrana nikogo nie ominą. Cierpienie i ból nie jest naszym przeznaczeniem.
Szatan się cieszy, gdy leżymy potrąceni przez życie. Cieszy się, że wytrącił nas z czynienia dobra. Śmieje się, że zanurzyliśmy się w bólu i goryczy.
A wtedy horyzont się nam zamknął.
Leżymy na ziemi i patrzymy na to, co nas spotkało.
Jezus też upadł, ale ziemia nie była jego przeznaczeniem. Miał cel. Dlatego wstał i szedł na Kalwarię - do Ojca.
Kiedy leżysz powalony na ziemię, potrącony konkurencją, zazdrością i układami - nie szarp się. Nie trać wewnętrznej mocy, która się jeszcze przyda na drogę.
Poleż chwilę w tym, co cię przewróciło. Poleż na ziemi, tylko nie za długo, abyś ziemią nie przesiąkł, abyś się do smutku i goryczy nie przyzwyczaił.
Wstań i idź mocniejszy chwilą doświadczenia przegranej - do zwycięstwa.
Pewnie powiesz - nie ma już dla mnie przyszłości.
Nie ma dla mnie drogi do zwycięstwa.
Wanda Rutkiewicz, znana polska himalaistka, opisała swój powrót do domu po wojnie.
Szukając drogi do swojego ukochanego domu, zobaczyła tylko ruiny. Zwalone budynki zamknęły przejście do jej domu. Ona ze swoją rodziną szukała przejścia, aby dotrzeć do swojego ukochanego miejsca - domu. Ruiny blokowały dojście. Wtedy zaczęła się wspinać na pryzmy gruzu, aby może w ten sposób znaleźć drogę do domu. Gdy stanęła na szczycie zwalonych bombardowaniem domów, zobaczyła w pewnym momencie drogę do domu. Stojąc na górze, z radością krzyczy, oznajmiając, stojącej bezradnie na dole rodzinie: - Jest przejście!
Jest przejście - na Kalwarię.
Jest droga - do Ojca.
Przejście - to po hebrajsku znaczy Pascha.
Swoją Paschę miał naród wybrany, kiedy po suchym dnie Morza Czerwonego uciekał przed swoim prześladowcą.
Trudną, bolesną i długotrwałą Paschą Izraela było przejście przez pustynię - czterdzieści lat walki z własnymi wadami i zniechęceniem.
Swoją Paschę, najważniejszą w dziejach świata, miał Pan Jezus. „Oto idę do Jerozolimy” - powtarzał uczniom i cierpliwie tłumaczył, że w tym marszu koniecznym etapem będzie męka.
Paschą Jezusa był więc krzyż.
Nie możemy leżeć dłużej w tym, co nas przewróciło. Jest przejście.
Świat jest bardziej wielkopiątkowy niż wielkanocny. Wydaje się, że człowiek współczesny bezpieczniej czuje się przy zapieczętowanym grobie niż przy tajemniczym blasku Zmartwychwstałego. Mówią, że my, Polacy, lubimy cierpieć, zwłaszcza jak sami sobie na głowę cierpienie sprowadzamy. Tak łatwo się do tego przyzwyczaić. Zapieczętować nadzieję, czuć się pokrzywdzonym przez ludzi i historię. Ziemia nie jest naszym przeznaczeniem.
Kiedy wpatrujemy się jedynie w to, co nas spotkało, widzimy tylko grób.
Gdy podniesiemy oczy ku górze, widzimy więcej - jest przejście. Trzeba się tylko wspiąć. Wznieść się ponad to, co nas spotkało. Ale również wspiąć się ponad to, co powoduje nasze upadki.
Wspiąć się ponad własny egoizm, brak roztropności i rozwagi, ponad pychę. Zamiast mówić wszystkim, co mi się należy, zastanowić się raczej nad tym, jak mógłbym dać z siebie więcej.
A gdy przyjdzie cierpienie, choroba, bądź upadniemy znienacka - nie pozostawajmy na ziemi.
Wspinajmy się na krzyż.
Z wysokości krzyża można zobaczyć przejście - drogę do Zmartwychwstałego.
W świetle Zmartwychwstania żyje się inaczej - prawdziwiej, szczęśliwiej - choć niekoniecznie łatwiej. Każde powstanie z upadku jest porankiem odzyskanej nadziei.
Pomóż w rozwoju naszego portalu