Reklama

Rząd zaskoczony kryzysem

Niedziela Ogólnopolska 6/2009, str. 30-31

Archiwum

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kiedy kilka miesięcy temu, w połowie września 2008 r., w Stanach Zjednoczonych doszło do upadku dużego banku Lehman Brothers, wywołało to lawinę zdarzeń. Nastąpiło załamanie najpierw na giełdzie w Nowym Jorku, a w ślad za nią - na wszystkich giełdach świata, również w Polsce. Akcje firm notowanych na giełdach, niezależnie od tego, czy ich kondycja była dobra, czy zła, zaczęły tanieć. A to oznacza, że ich właściciele stali się biedniejsi, czasami nawet o kilkadziesiąt procent. Nagle okazało się, że wiele instytucji finansowych - firm ubezpieczeniowych, funduszy inwestycyjnych, banków i całych grup łączących różne formy działalności - stanęło na krawędzi bankructwa.

Ratowanie Ameryki i Europy

Amerykański rząd pod kierownictwem prezydenta George’a Busha, przestraszony taką skalą niekontrolowanych zjawisk w gospodarce, przyjął w trybie błyskawicznym plan ratunkowy. Zakładał on udzielenie przez państwo gigantycznej pomocy zagrożonym instytucjom w wysokości 800 mld dolarów. Na niewiele to się jednak zdało. Jak wiemy, kandydat Partii Republikańskiej, z której wywodził się prezydent Bush i jego ekipa, w wyborach poniósł sromotną klęskę, a kryzys rozlał się na cały świat. Negatywne zjawiska bardzo szybko zaczęły się przenosić ze sfery finansów na realną gospodarkę, czyli usługi i produkcję przemysłową.
Zwykli ludzie wystraszeni nadchodzącymi wiadomościami zaczęli mniej kupować. Również dlatego, że banki, widząc, co się dzieje, wstrzymały albo znacznie ograniczyły udzielanie kredytów. Nie mając pieniędzy, pojedynczy konsumenci w pierwszej kolejności ograniczyli zakupy nowych samochodów i nowych domów. Te dwie branże - motoryzacyjna i budowlana jako pierwsze z tzw. realnej gospodarki odczuły spadek sprzedaży. Zaczęły więc ograniczać produkcję i zwalniać pracowników. Kryzys, jak kula śniegowa, zaczął się rozrastać i nabierać tempa.
Ponieważ życie ekonomiczne USA jest ściśle powiązane z Europą, skala negatywnych zjawisk bardzo szybko dotknęła i ten kontynent. Podobnie jak za Oceanem - i tu pojawiły się widma upadków banków cieszących się dotąd nieposzlakowaną opinią, jak np. HSBC w Wielkiej Brytanii, Hypo Bank w Niemczech, Paribas we Francji, UniCredito we Włoszech czy Fortis w Holandii. Rządy tych krajów musiały więc pójść w ślady ekipy Busha i w trybie ekspresowym uchwalać programy ratunkowe, przeznaczając wiele setek miliardów euro na ratowanie europejskiego sektora finansowego. Chociaż żaden z tych banków nie upadł, to jednak nie wystarczyło to na powstrzymanie spadku produkcji w przemyśle i budownictwie. Jak w lustrzanym odbiciu, jedynie z kilkutygodniowym opóźnieniem, to, co wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych, przeszło na Unię Europejską. Kraje ze strefy walutowej euro objęła recesja.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Brak reakcji naszego rządu

Mimo tych niepokojących wiadomości, nadchodzących z dalszej i bliższej zagranicy, nasz rząd ze stoickim spokojem zapewniał, że w Polsce kryzysu nie ma i być może nie będzie. Tłumaczył to wskaźnikami ekonomicznymi, mówiącymi o solidnych fundamentach naszej gospodarki. Ten optymizm potwierdzał prognozowanym wzrostem produktu krajowego brutto (PKB) w 2009 r., zapisując go w projekcie budżetu państwa na poziomie 3,7 proc., i to po korekcie, bo w pierwotnej wersji było aż 4,8 proc. Ta prognoza jest bardzo istotna, gdyż na niej opiera się cała konstrukcja budżetu, a przez to i całych finansów publicznych. Na podstawie tego wskaźnika szacuje się dochody z podatków, które stanowią podstawę wpływów. Opierając się na tym wskaźniku, swoje dochody planują też wszystkie jednostki samorządu terytorialnego, a więc samorządowe województwa, powiaty, miasta i gminy. Poważny błąd w zaplanowaniu wzrostu (lub spadku) PKB na dany rok rodzi daleko idące konsekwencje dla całej sfery publicznej, a za jej pośrednictwem dla całej gospodarki. Nie jest to więc lekki problem, którym w zależności od potrzeb politycznych można dowolnie żonglować. Przynajmniej nie można tego robić bezkarnie.
Początkowo wydawało się, że rządowe zapewnienia mają charakter uspokajający nastroje; że chodzi o zrównoważenie złowrogich wiadomości docierających z zewnątrz, aby zapobiec negatywnym zjawiskom paniki; że rząd doskonale zdaje sobie sprawę ze wszystkich zagrożeń i nad wszystkim panuje; że tylko potrzebuje trochę czasu, aby w zaciszu gabinetów opracowywać plan awaryjny.
Okazuje się jednak, że sam rząd uwierzył w swoje zapewnienia, które miały charakter propagandowy. Oto bowiem mimo spadających wpływów z podatku CIT (podatku dochodowego od firm), widocznych już we wrześniu 2008 r., mimo załamania kursu złotówki w stosunku do wszystkich walut zachodnich, mimo wstrzymania akcji kredytowej przez banki,co musiało przynieść spadek popytu, mimo spadku w listopadzie ub.r. eksportu o ok. 8 mld zł i produkcji przemysłowej o ok. 10 proc. - mimo tych wszystkich negatywnych zjawisk rząd nic nie robił!

Reklama

Budżetowe braki

Przekonaliśmy się o tym, gdy w drugiej połowie stycznia do opinii publicznej zaczęły docierać wiadomości, że poszczególne ministerstwa nie mają pieniędzy na swoje zobowiązania i przestały płacić w terminie. Najpierw gruchnęła wieść, że pół miliarda złotych brakuje policji. Zaraz potem dowiedzieliśmy się, że resort obrony narodowej zalega swoim dostawcom na - bagatela -1,8 mld zł. O długach zaczęły nieśmiało i nieoficjalnie przebąkiwać inne ministerstwa. Stało się jasne, że coś tu nie gra.
Zdenerwowani posłowie zaczęli wprost dopytywać Ministerstwo Finansów o wpływy do budżetu państwa. Przyciśnięta do muru wiceminister z tego resortu Elżbieta Suchocka-Roguska z mównicy sejmowej przyznała, że w 2008 r. do państwowej skarbony nie wpłynęło 27,8 mld zł. O taką kwotę były mniejsze dochody, niż planowano. Z tego 20 mld zł mniej wpłynęło z Unii Europejskiej, a 7,8 mld zł mniej, niż planowano, z podatku VAT i akcyzy.
Skandalem jest to, że mając świadomość zbliżających się gwałtownie problemów, rząd nie tylko nie zadbał o przyspieszenie, ale nawet nie był w stanie zrealizować pierwotnego planu wydatkowania pieniędzy z UE. Nasza coroczna składka członkowska do Brukseli wynosi ok. 10 mld zł. Pieniądze te odzyskujemy z nawiązką przez różne fundusze europejskie i programy inwestycyjne z nich opłacane. Fakt, że nie uzyskaliśmy 20 mld zł z tego źródła, oznacza prawdopodobnie, że w 2008 r. byliśmy tzw. płatnikiem netto, czyli zamiast zyskać - dopłaciliśmy do UE. To bez wątpienia pogorszyło kurs złotówki i kondycję całej gospodarki. Wiadomo też, że zarówno VAT, jak i akcyza są podatkami obrotowymi. Jeżeli dochodzi do sprzedaży towarów, to do budżetu państwa wpływają opłaty z tego tytułu. Polacy zaczęli mniej kupować, więc nastąpił spadek VAT i akcyzy. Prosty dowód, że mamy kryzys w gospodarce.

Reklama

Czas na decyzje

Na podstawie opisanych wcześniej informacji każdy student ekonomii byłby w stanie przewidzieć, że spadną dochody budżetu. Każdy student, ale nie minister finansów. Podczas tego samego wystąpienia w Sejmie pani wiceminister broniła się przed zarzutem braku odpowiedniej reakcji ze strony jej ministerstwa. Twierdziła, że nie można było reagować, gdyż informacje o małych wpływach z podatków przyszły po świętach. No pewnie, jak mleko się rozlało, to cóż można było zrobić. Jedynie ukrywać ten fakt przed opinią publiczną najdłużej jak się da. Ale przecież posłom nie o taką reakcję chodziło.
W polskiej gospodarce jest źle, a problemy dopiero się zaczynają. Rząd Donalda Tuska musi zerwać z propagandą sukcesu. Ocknąć się z letargu i twardo zmierzyć się z nadchodzącymi wyzwaniami. Żadne tematy zastępcze, którymi politycy rządowi próbują ostatnio zająć opinię publiczną, nie uratują sytuacji, a skrzecząca rzeczywistość i tak da o sobie znać. A premier, który zmienił już ministra sprawiedliwości, powinien bardzo poważnie zastanowić się nad wymianą szefa finansów. Za chwilę kryzys znowu uderzy, tym razem ze zdwojoną siłą, i zacznie bezpośrednio dotykać zwykłych obywateli. Czas działać!

Bogusław Kowalski
Publicysta i polityk, zastępca redaktora naczelnego Radia Niepokalanów (1996-98), redaktor naczelny tygodnika „Myśl Polska” (1992-97), wicemarszałek województwa mazowieckiego, odpowiedzialny za infrastrukturę i rozwój obszarów wiejskich (2002-2005), przewodniczący sejmowej Komisji Infrastruktury (2005-2006), sekretarz stanu w Ministerstwie Transportu (2006-2007), obecnie poseł na Sejm RP - członek komisji infrastruktury i spraw zagranicznych, doktorant Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Gdańskiego.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Meksyk: Porwanie biskupa słynącego z prób mediacji między kartelami narkotykowi

2024-04-30 09:24

[ TEMATY ]

Meksyk

Episkopat Flickr

Emerytowany biskup rzymskokatolicki, który zasłynął z prób mediacji między kartelami narkotykowymi w Meksyku, został porwany – poinformowała w poniedziałek Meksykańska Rada Biskupów.

Przywódcy kościoła w Meksyku powiedzieli, że ks. Salvador Rangel zaginął w sobotę i w oświadczeniu wezwali porywaczy do jego uwolnienia.

CZYTAJ DALEJ

Włochy: Premier Meloni przyjęła kardynała Stanisława Dziwisza

2024-04-29 14:22

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Giorgia Meloni

W. Mróz/diecezja.pl

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Premier Włoch Giorgia Meloni przyjęła w swojej kancelarii, Palazzo Chigi, kardynała Stanisława Dziwisza - poinformował rząd w poniedziałkowym komunikacie. Spotkanie odbyło się w związku z obchodzoną w sobotę 10. rocznicą kanonizacji Jana Pawła II.

Rząd w Rzymie podkreślił, że w czasie spotkania szefowa rządu i emerytowany metropolita krakowski wspominali polskiego papieża 10 lat po jego kanonizacji.

CZYTAJ DALEJ

Nikaragua: od początku roku reżim wydalił 34 osób duchownych

2024-04-30 13:15

[ TEMATY ]

prześladowania

Nikaragua

Pomoc Kościołowi w Potrzebie/www.pkwp.org

34 katolickich osób duchownych musiało opuścić Nikaraguę w ciągu pierwszych czterech miesięcy 2024 r. z powodu prześladowań Kościoła katolickiego przez reżim Daniela Ortegi i Rosario Murillo. Informację tę podała na niezależnej stronie internetowej „Despacho 505” badaczka i aktywistka Martha Molina, która na bieżąco informuje o atakach na Kościół w tym środkowoamerykańskim kraju.

Prawie wszystkie te osoby pełnią swoją posługę w innych krajach, głównie w Kostaryce i Stanach Zjednoczonych, a te, które są jeszcze seminarzystami, kontynuują formację poza Nikaraguą, wyjaśniła Molina, dodając, że jest świadoma sytuacji, ponieważ same ofiary skontaktowały się z nią, ale proszą o nieujawnianie ich tożsamości, ponieważ ich rodziny i członkowie ich zakonów pozostają w kraju. „Mam listę ze wszystkim, nazwiskami, parafiami i zgromadzeniami” - potwierdziła badaczka.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję