Cmentarz w Zielonce położony jest na pagórkowatym terenie. Zadbany. Wygląda bardzo malowniczo. W pierwszych dniach listopada, już z szosy widać górę płonącą w zniczach. Podobnie w Celestynowie, gdzie ludzie dbają także o mogiły z czasów II wojny światowej. - I o groby kapłańskie - podkreśla ks. kan. Krzysztof Czyżyk, miejscowy proboszcz. Pamięć o zmarłych widoczna jest na cmentarzu w Radzyminie. Groby aż lśnią czystością. - A kwiaty stoją też na grobach poległych w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. - mówi ks. prał. Stanisław Kuć.
Nawiedzanie grobów w uroczystość Wszystkich Świętych wiąże się z wcześniejszym ich porządkowaniem, z czyszczeniem pomników, układaniem kwiatów, zapalaniem zniczy: - Człowiek potrzebuje znaków zewnętrznych. Mają one znaczenie w chrześcijaństwie, Pan Jezus też przecież przemawiał przez znaki i symbole - wyjaśnia ks. prał. Mieczysław Stefaniuk, proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Zielonce. Zdaniem ks. prał. Zygmunta Krysztopy z kościoła w Duczkach, gesty te są bardzo ważne, choć z pewnością nie są najważniejsze dla zmarłych. Jedynie są dowodem naszej pamięci o tych, co odeszli.
A bywa i tak, że jest w nich pewna przesada. - Na pogrzebach niekiedy jest tyle kwiatów, że trumny nie widać - ocenia ks. A. Kamiński.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Śmierć należy do życia
Jak wynika z obserwacji ks. prał. Stanisława Markowskiego, który odprawia na Bródnie kilka nabożeństw żałobnych dziennie, przed uczestnictwem w pogrzebach chroni się dzieci i młodzież. - To bardzo niepokojący proces, który może prowadzić do lęku przed śmiercią. Tymczasem jeżeli dziecko od małego przyzwyczaja się do obcowania ze śmiercią, jeżeli wplata się ją w jego życie, później o wiele łatwiej się z nią oswoić.
W miejscowościach podwarszawskich gdzieniegdzie zachował się zwyczaj żegnania zmarłych w ich domach. Tak jest w Duczkach. - Rodzina zbiera się wtedy przy otwartej trumnie i wraz z księdzem modli się w intencji zmarłego, potem się z nim żegna i ostatecznie zamyka trumnę - mówi ks. Krysztopa. Przeważnie jednak ludzie umierają w szpitalach i ciało jest przenoszone od razu do kościoła. Inaczej jest w parafii Matki Bożej Zwycięskiej w Rembertowie, gdzie zbudowano kaplicę pożegnań. U jej wejścia widnieje napis: "I pójdą na zmartwychwstanie". Jak twierdzi ks. Witold Gajda, ciało zmarłego może przebywać tam nawet kilka dni, jest to miejsce wspólnej, rodzinnej modlitwy przed pogrzebem.
Generalnie jednak, współczesny świat próbuje uciec od śmierci, chce o niej zapomnieć. Człowiek nie chce myśleć o umieraniu, unika tego tematu, szuka nieraz środków zastępczych, lekarstw na długowieczność. Lęka się prawdy o przemijaniu, kruchości istnienia, boi się rozstania z bliskimi. Ale kiedy zbliża się 1 i 2 listopada, refleksja nad śmiercią jest nieunikniona. Wtedy bowiem wyraźnie widzimy, że śmierć po prostu należy do życia ludzkiego, że jest jego integralną częścią. Wtedy właśnie przypominamy sobie, że czy chcemy tego, czy nie, śmierć jest w naszym życiu jedynym wydarzeniem nieuniknionym. I wtedy uświadamiamy sobie, że jedyne, co można uczynić jeszcze dla zmarłego, to się za niego pomodlić. - Odwiedzanie grobów nie powinno się łączyć z jakimś towarzyskim, świeckim obrzędem, ale właśnie z modlitwą. To ona jest w tym dniu najważniejsza, tak zresztą jak Msza św., Komunia i odpust w intencji zmarłego - tłumaczy ks. prał. Wiesław Kalisiak, proboszcz parafii w Aninie.
O tym, że ta modlitwa sięga poza granice życia, przypominają płonące na grobach lampki i świece, od których bije światło. A światło w tradycji chrześcijańskiej symbolizuje Chrystusa, stanowi atrybut wieczności i przypomina o zmartwychwstaniu. Płonące na grobach w pierwszych dniach listopada lampki przypominają, że miejsce, w którym chowa się zmarłych, staje się krainą światła i nadziei.
- Taką wymowę mają cmentarze w chrześcijaństwie. - Jeżeli w starożytnym świecie pogańskim miejsce, gdzie chowano zmarłych nazywano nekropolią, czyli "miastem zmarłych", to w języku chrześcijańskim określa się je jako "cmentarz". Słowo to pochodzi od greckiego "koimeterion", co oznacza miejsce snu. O zmarłych mówi się bowiem, że zasnęli w Panu, by obudzić się w momencie zmartwychwstania. Oni nie umarli, tylko od nas odeszli i wciąż żyją w innym świecie. W tym sensie przychodzimy do nich na cmentarz jak do żywych, możemy z nimi nawiązywać duchowy kontakt - wyjaśnia ks. prof. Józef Naumowicz z UKSW, znawca wczesnego chrześcijaństwa. - Jeżeli zwiedzamy rzymskie katakumby, czyli podziemne cmentarze z pierwszych wieków, widzimy, że wszystkie dekoracje i napisy mówią nie o śmierci, ale o życiu, nadziei, szczęśliwości. Nie ma tam rozpaczy czy przygnębienia. Chrześcijaństwo niosło bowiem ze sobą wiarę w życie wieczne.
To dzień radości
Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny - to uroczystości ściśle ze sobą związane. W tym czasie objawia się pełny wymiar Kościoła, który obejmuje: zbawionych w niebie, przebywających w czyśćcu i pielgrzymujących na ziemi.
W pierwszy dzień: Wszystkich Świętych czcimy wszystkich, którzy są święci, a więc zbawieni. Dzień Zaduszny natomiast jest czasem modlitwy za tych, którzy znajdują się w czyśćcu i uwalniają się od win. Właśnie z tym dniem wiąże się odwiedzanie grobów naszych bliskich.
Ks. Kalisiak: - Wielu ludzi wpada 1 listopada w pesymistyczną nutę, a to jest postawa pogańska, nie chrześcijańska. Radość tego dnia zostaje przytłumiona poczuciem przemijania. A nie o to przecież chodzi. Mamy sobie w tych dniach uświadomić, że nasi bliscy przeszli do prawdziwego życia, do którego i my zdążamy.
Ks. Kamiński: - Na naszych cmentarzach nie widać radości w pierwszych dniach listopada. A szkoda, bo tak naprawdę są to święta radosne.
Ks. Markowski: - Jeżeli wierzymy, że ci ludzie uwolnili się od zła, cierpienia na ziemi, nasza radość jest wtedy większa. Bo ktoś bliski jest już z Aniołami w niebie.
Coraz bardziej chyba potrzebna jest nam świadomość, że Uroczystość Wszystkich Świętych to triumf właśnie świętości. - Wiele osób już tu, na ziemi zresztą, odchodzi w opinii świętości - mówi. - Jest ich tysiące, choćby wśród tych, których codziennie żegnam.
Ks. Markowski na cmentarzu bródnowskim jest codziennie. Ale to go nie przytłacza. - Co więcej, moje mieszkanie jest nad grobami, a mur cmentarny stanowi ścianę mego domu. Mam przez to większe poczucie potrzeby służby dla tych ludzi. Pomagają mi rozumieć, że śmierć jest tylko etapem w życiu. Często, po ludzku, pragniemy, by tu, na ziemi wszystko trwało wiecznie. Ale dlatego, że wszystko jest tu jasne. Boimy się natomiast nieznanego. Trzeba jednak pamiętać, że Pan Bóg jest sprawiedliwy, ale z pewnością też miłosierny. I w tej perspektywie wiary trzeba patrzeć na śmierć.
Uroczystości Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny zatem, to paradoksalnie dni związane z nadzieją. I obietnicą życia.
- Nasze życie się nie kończy tu na ziemi, ale jedynie się przemienia - dodaje ks. J. Naumowicz. - Śmierć, jak mawiała św. Teresa z Lisieux, to jedynie przejście z ciemnego do jasnego pokoju. Stanowi bowiem moment spotkania z jasnością Boga.